Zginęła, bo psychiatryk nie chciał przyjąć jej oprawcy
Chory umysłowo i niebezpieczny Lech S. od
półtora roku powinien przebywać w zamkniętym zakładzie
psychiatrycznym, ale nie było dla niego wolnego miejsca. W tym
czasie zamordował żonę - pisze "Gazeta Wyborcza".
Na początku grudnia ok. godz. 7 rano chory umysłowo Lech S. zamordował swą żonę 49-letnią Elżbietę S. w bramie kamienicy w centrum Szczecina (zabójca najpierw pociął jej twarz i powieki). W tej kamienicy mieszkał jej syn, u którego ukryła się przed mężem. 51-letniego Lecha S. zatrzymała policja po kilku godzinach.
Jak się dowiedziała "GW", przed dwoma laty prowadzono przeciwko niemu śledztwo o znęcanie się nad żoną, ale zostało umorzone. Podstawą umorzenia była opinia biegłych psychiatrów, z której wynikało, że Lech S. jest niepoczytalny- mówi prok. Małgorzata Wojciechowicz z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. Zwróciliśmy się wtedy do sądu z wnioskiem o umieszczenie go w zamkniętym ośrodku dla chorych psychicznie.
7 czerwca 2006 r. szczeciński sąd rejonowy zadecydował o umieszczeniu Lecha S. w zakładzie zamkniętym, w sierpniu ub.r. decyzja ta uprawomocniła się. Miesiąc później Krajowa Komisja Psychiatryczna zadecydowała, że Lech S. trafi do Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Międzyrzeczu k. Gorzowa.
Wtedy ze szpitala otrzymaliśmy odpowiedź, że nie mają wolnych miejsc, przydzielili mu numer 26 na liście oczekujących - mówi sędzia Elżbieta Zywar, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Szczecinie. Ten człowiek był tykającą bombą zegarową - dodaje sędzia.
Dlaczego przez półtora roku nie znaleziono dla Lecha S. miejsca w innym zakładzie?
Taki zakład musiałaby wskazać Krajowa Komisja Psychiatryczna - tłumaczy sędzia Zywar. To trwałoby kolejne miesiące, racjonalniej było więc czekać. Zresztą z praktyki wiemy, że i tak nigdzie nie byłoby wolnych miejsc. Winnym tej tragedii jest system, a nie konkretny człowiek. (PAP)