Zew krwi
W tym roku Hollywood postanowiło apelować do sumień. Niestety, z marnym skutkiem.
19.12.2007 | aktual.: 19.12.2007 13:30
Czy może istnieć trend, który jest antytrendem zarazem? Ano może, co pokazują tegoroczne doświadczenia Hollywood, gdzie producenci z całą powagą podeszli do tematu wojny w Iraku czy – mówiąc szerzej – „wojny z terrorem” – i w tym samym momencie widzowie odeszli od kas.
Na pozór stał się cud: mainstream śmiało wkroczył na terytorium zarezerwowane dotąd dla niezależnych i podjął próbę rozliczenia się z rzeczywistością. „Transfer” Gavina Hooda, „Ukryta strategia” Roberta Redforda, „In the Valley of Elah” Paula Haggisa, „Cena odwagi” Michaela Winterbottoma, „Grace Is Gone” Jamesa C. Strouse’a, „The Kingdom” Petera Berga – to tylko niektóre ze zrealizowanych w tym roku filmów zaangażowanych w bieżącą politykę, komentujących działania USA na Bliskim Wschodzie, pokazujących ich konsekwencje, wreszcie apelujących do sumień. Ostatnio jeszcze w amerykańskich kinach pojawiło się głośne „Redacted” Briana De Palmy. Żeby opowiedzieć o tym, co naprawdę dzieje się w Iraku, De Palma sięgnął nie do archiwum newsów stacji telewizyjnych i prasowych doniesień, lecz do Internetu, skąd wygrzebał mnóstwo filmików, blogów, zdjęć dokumentujących wojenny koszmar, przy czym szczególnie zainteresowały go fotografie ofiar wojskowych akcji i bombardowań. Informacji szukał nawet na stronach islamskich
fundamentalistów. Z takiego materiału powstał szokujący, momentami bardzo brutalny, przekraczający granice gatunków film, w którym fikcja miesza się z faktami, dokument z fabułą, a prawdziwe zdjęcia ze scenami odtworzonymi na potrzeby opowieści. Jej punktem wyjścia jest wydarzenie, które naprawdę miało miejsce w marcu 2006 roku: gwałt i zabójstwo 14-letniej Irakijki.
Czy ta historia faktycznie wstrząśnie Ameryką? Niekoniecznie, wystarczy bowiem zajrzeć do box office’ów, by przekonać się, że moralny niepokój jest ostatnią rzeczą, jakiej od kina oczekują dziś Amerykanie. Żaden z „wojennych” filmów nie okazał się kasowym sukcesem, nawet mimo sprytnych zabiegów marketingowych starających się ukryć ich prawdziwy temat. I tak „Transfer”, którego bohater, niesłusznie oskarżony o terroryzm obywatel USA egipskiego pochodzenia, poddawany jest torturom, reklamowano po prostu jako thriller w gwiazdorskiej obsadzie. „To nie jest polityczny film” – przekonywał szef studia Universal, producenta „Kingdom” opowiadającego o... agentach FBI tropiących terrorystów na Półwyspie Arabskim. Niestety, widzowie nie dali się nabrać. „Ludzie mają serdecznie dość enigmatycznej »wojny z terrorem«. Kto będzie zatrudniał opiekunkę, kupował popcorn i jeszcze wydawał 10 dolców na bilety, żeby obejrzeć film o tym, jak daliśmy ciała na Bliskim Wschodzie?” – napisał bez ogródek jeden z amerykańskich
dziennikarzy. To prawda, niezależnie od liczby gwiazd i wagi reżyserskich nazwisk (a naprawdę angażują się najwięksi) rozliczne produkcje z terroryzmem w tle konsekwentnie przynoszą straty. Nie ma też mowy o poważnej debacie publicznej, którą miały wywołać. Niektórzy sądzą, że na wojenną tematykę jest zwyczajnie za wcześnie – w końcu rozliczeniowe filmy o Wietnamie zaczęły powstawać dopiero jakiś czas po zakończeniu wojny. Zmęczenie tematem? Ucieczka przed gorzką prawdą? Producenci będą się musieli poważnie zastanowić, dlaczego widownia odrzuciła politykę – szczególnie ci, którzy w najbliższych miesiącach zamierzają wprowadzić do kin następne „wojenne” opowieści, choćby „Stop Loss” Kimberly Peirce o weteranie wojny w Iraku, „The Hurt Locker” Kathryn Bigelow, znów o irackiej wojnie, czy wreszcie „Body of Lies” Ridleya Scotta o reporterze, który na zlecenie CIA poszukuje lidera Al-Kaidy. W jednej z głównych ról wystąpił tu Russell Crowe, o którym koniecznie trzeba wspomnieć w podsumowaniu 2007 roku. Jego
kapitalne role w „3:10 do Yumy” i „American Gangster” (polska premiera w styczniu) zwiastują nie tylko powrót Crowe’a do świetnej formy, ale i powrót na kinowe ekrany dawno tu niewidzianego macho. Czy twardziele zagoszczą w filmach na dłużej, pokaże już rok 2008.
Małgorzata Sadowska