Zdrowie na licytacji
Pierwszy projekt legalizacji posiadania
narkotyków na własne potrzeby nie jest pozbawiony sensu. Chodzi
zapewne o złagodzenie napięć w gigantycznych kolejkach do
specjalisty - pisze "Nasz Dziennik".
19.02.2005 | aktual.: 19.02.2005 12:22
Chory znacznie spokojniej zniesie długie oczekiwanie, jeśli zapali sobie legalnego skręta. Gorzej, jeśli idzie o pomysł sprywatyzowania służby zdrowia, otwierający pole do popisu komornikowi. Wyobraźnia podsuwa co prawda obraz lekarza wykluczającego pacjentów chorych przewlekle, by nie popsuć sobie statystyki i nie obniżyć zysku, ale trudno! To przecież wszystko w trosce o nasze dobro! Skoro o leczeniu chorego ma decydować zysk, warto by taki model przetestować najpierw na innej jednostce budżetowej, np. sprywatyzowanym posterunku policji - informuje "Nasz Dziennik".
Reguły wolnego rynku są nieubłagane, ale wysportowani funkcjonariusze na pewno lepiej poradzą sobie niż chorzy i niepełnosprawni. Gdyby czasem brakowało im funduszy, zawsze przecież mogą sprzedać pistolet lub kajdanki na licytacji. Szerokie perspektywy otwiera też prywatyzacja sądownictwa, gdzie wymierzana grzywna szłaby w całości do kieszeni sędziego. Oczyma wyobraźni widzę już komornika zajmującego pobory nierentownego sądu czy np. zadłużonej jednostki wojskowej, co aktualnie grozi zadłużonym szpitalom - pisze felietonista "Naszego Dziennika".
Wydaje się, że jedynym sposobem uniknięcia takich absurdów jest uzależnienie ministerialnych pensji od wskaźników ekonomicznych państwa. Widmo komornika rekwirującego jego pobory powinno stanowić skuteczną ochronę przed radosną twórczością władzy. W przeciwnym razie trzeba będzie sięgnąć po karę chłosty - konkluduje "Nasz Dziennik". (PAP)