Zdrowa i wolna
W sobotę w południe premier zaprosił dziennikarzy na konferencję w sprawie porwanej Polki. Nie było wiadomo, jakie wiadomości ma do przekazania. - Mama też nie wiedziała, po co przedstwiciele władz zabierają ją do Warszawy. Dopiero w połowie drogi dowiedziała się, że Teresa żyje i jest w Polsce - powiedziała nam Lucyna Senger, siostra uwolnionej.
22.11.2004 | aktual.: 22.11.2004 08:11
Polkę uprowadzono pod koniec października. Za pośrednictwem telewizji al-Dżazira przekazała dwa apele. Prosiła o wycofanie polskich wojsk z Iraku i uwolnienie kobiet z irackich więzień. W sobotę media dowiedziały się, że Teresa wróciła do Polski. Prawdziwa niespodzianka nadeszła w kolejnych minutach, kiedy kobieta w towarzystwie matki wkroczyła do sali konferencyjnej. Sprawiała wrażenie szczęśliwej, ale przytłoczonej wydarzeniami ostatnich dni.
- Czuję się dobrze, nawet bardzo dobrze - zapewniała. Wspominała porwanie i wszystko, co później nastąpiło. Unikała podawania szczegółów. Dodała jedynie, że została zabrana sprzed drzwi. O porywaczach wyraziła się, że traktowali ją ,przyzwoicie".
- Trzymano mnie w czystym, wymalowanym pokoju. Byłam dobrze odżywiana, nie brakowało mi wody ani środków do utrzymania czystości - opowiadała. Nie próbowała uciekać. Przyznała, że się bała.
Podania detali akcji uwolnienia Teresy Borcz odmówił uczestniczący w konferencji premier Belka. Zdradził jedynie, że w operacji uczestniczyli funkcjonariusze wielu służb i agend rządowych, którzy współpracowali z instytucjami innych krajów.
Parę szczegółów podała nam matka porwanej
- Teresa niewiele wie o sposobie uwolnienia - opowiadała Halina Borcz. - Brała prysznic, kiedy kazali jej iść. Poszła boso. Twarzy porywaczy nie widziała. Zawsze dbali o to, żeby nie mogła zobaczyć. Po pierwszym apelu telewizyjnym podsłuchała rozmowę. Szef tych ludzi narzekał na to, że Teresa na zdjęciach wyglądała zbyt radośnie. Przed następnym nagraniem bardziej ją przestraszyli
Lucyna Senger z Gliwic, która w sobotę przebywała w krakowskim mieszkaniu matki, o powrocie siostry dowiedziała się od reportera radiowego. Uściskała go serdecznie. Szybko zajęła się przygotowywaniem powitalnego obiadu.
Ok. godz. 16, kiedy komponowała sałatkę, zadzwonił telefon. Odezwały się Teresa i jej matka Halina. Okazało się, że uwolniona nie może jeszcze przyjechać do Krakowa.
- Mówiła, że wyobraża sobie, co tu przeszliśmy. Wie, co oznacza brak wiadomości. W niewoli była ich pozbawiona. Mówi, że inna kobieta mogłaby nie przeżyć porwania. Chyba ma na myśli to, że przetrwać pomogła jej znajomość miejscowej kultury - opowiadała Lucyna Senger. - Najgorsze jest to, że ona chce wracać do Iraku. Ma tam dom i firmę, które zamierza sprzedać. Potem chce przenieść się do Polski.