Zdradzony mąż i kochanek żony ukarani przez sąd
- Chciałem tylko zrobić zdjęcia mojej żonie, by mieć dowód, że mnie zdradza, a skończyło się tak, że jej kochanek w centrum Krakowa przewiózł mnie na masce swojego auta i omal nie zrobił kaleką - opowiada Artur W.
18.02.2010 | aktual.: 19.02.2010 11:48
Krakowski sąd właśnie skazał zaocznie zdradzanego męża na zapłatę 280 zł za "wejście na jezdnię w miejscu niedozwolonym i utrudnianie ruchu pojazdów", a kochankowi wymierzył karę 230 zł za "niezachowanie należytej ostrożności i przewiezienie Artura W. na pokrywie silnika". To nie koniec sądowych emocji w tej sprawie.
Miejsce zdarzenia: Kraków, skrzyżowanie ul. Starowiślnej i Dietla. Czas: 10 lutego 2009 r., godzina 18.15. Bohaterowie: Artur W. lat 37, jego o cztery lata młodsza żona Anna i jej kochanek Jan K., lat 36, piekarz.
- Nie było mnie trochę w kraju, wróciłem z pracy w Holandii i okazało się, że żona znalazła sobie innego mężczyznę, nawiązali znajomość po latach dzięki portalowi "nasza-klasa" - opowiada mieszkaniec Krakowa. Żona Anna wyprowadziła się od męża, zamieszkała u rodziców, zapowiadał się rozwód.
Tamtego dnia Artur W. jechał tramwajem i wydało mu się, że zauważył żonę w peugeocie, takim, jakim jeździł jej kochanek. Jana K. znał przelotnie, kiedyś mieszkali na jednym osiedlu. Wysiadł, by się upewnić, czy para jedzie razem, auto stało na czerwonym świetle, miało skręcać w lewo. Dalszy przebieg wypadków bohaterowie zajścia opisali już odmiennie.
- Gdy stałem przed autem i robiłem zdjęcia, kierowca nagle ruszył, potrącił mnie. Upadłem na pokrywę silnika, a pojazd dalej jechał i zrzucił mnie w połowie skrzyżowania. Wzywałem pomocy, a kierowca znów ruszył i potrącił mnie po raz drugi - dodaje mąż. Zrobił się raban, wezwano policję, karetkę. Poszkodowany Artur W. trafił do szpitala z urazem nogi.
Wersja żony była równie dramatyczna: "Jechałam z Janem K. jako pasażerka, gdy nagle podszedł mąż i próbował otworzyć drzwi od strony kierowcy, ale były zamknięte. Zaczął robić zdjęcia mojej osobie, kierowcy i tablicy rejestracyjnej." - tak zeznawała na policji. Domyśliła się, że miały być dowodem w sprawie rozwodowej.
W tym momencie zmieniło się światło zielone, auta zaczęły trąbić. "Gdy ruszyliśmy, w tym samym momencie mąż rzucił się na przód samochodu, położył się na masce i trzymał się jej, bądź wycieraczek. Nie ma mowy o potrąceniu, gdyż ewidentnie on wskoczył na nasz samochód. Leżąc na masce, krzyczał, że ma zdjęcia i udowodni w sądzie, że go zdradzam" - taką opowieść żony można wyczytać w aktach. Jej zdaniem, Jan K. jechał z prędkością 5 km na godzinę. Pamiętała krzyki, nerwową atmosferę i to, że mąż miał krzyczeć, że chcą przed nim uciec.
Kierowca Jan K. zorientował się, że coś jest nie tak, gdy znany mu z widzenia mąż podszedł do auta, zaczął szarpać klamkę i krzyczeć: wysiadaj frajerze, urwę ci łeb. Potem wskoczył na maskę. "Postanowiłem wjechać z tym mężczyzną na skrzyżowanie, by udrożnić ruch, który w tym momencie blokowałem" - zeznał. Policja umorzyła sprawę wypadku.
- Nie chciało im się szukać bezstronnych świadków, o zdjęciach, które robiłem, przypomnieli sobie już po zamknięciu dochodzenia - ubolewa Artur W. Uznano jednak, że mąż i kochanek dopuścili się różnych wykroczeń. Artur W. "wszedł na jezdnię w miejscu niedozwolonym, co spowodowało tamowanie i utrudnienie ruchu pojazdów i naruszenie porządku w komunikacji".
Z kolei Jan K. "nie zastosował się do znaków drogowych, przejechał skrzyżowanie na wprost z pasa przeznaczonego do skrętu w lewo, przewożąc w tym czasie Artura W. na pokrywie silnika, czym spowodował zagrożenie bezpieczeństwa".
Obu ukarano zaocznie. - Kary nie zapłacę, będę się odwoływał - zapowiada Artur W. Kuruje pokiereszowaną nogę, złożył w sądzie pozew rozwodowy. - Z tą panią i z tym jej panem już nie chcę mieć do czynienia - ucina. Inicjały żony i kochanka zostały zmienione
Polecamy w wydaniu internetowym: Nowy Sącz utonie, gdy śnieg stopnieje