Zdołowani

Zdecydowanie częściej martwimy się zbyt wysokim ciśnieniem krwi niż niskim. Ale gdy z powodu spadku ciśnienia ktoś dostaje zawrotów głowy, albo nawet mdleje, nie jest to oznaką zdrowia.

14.03.2007 11:01

Beata ma poczucie wyższości nad koleżankami – nie musi liczyć filiżanek wypijanych kaw, nie skarży się na bóle głowy, a gdy czyta o zagrożeniach związanych z nadciśnieniem, uśmiecha się. – Moje ciśnienie nigdy nie przekraczało 100 mm słupka rtęci – wyznaje. – Ale czy to dobrze? Sama nie wiem. Prof. Zbigniew Gaciong, kierujący w warszawskiej Akademii Medycznej Kliniką Chorób Wewnętrznych, Nadciśnienia Tętniczego i Angiologii, nie widzi podstaw do obaw: – Jeśli pani Beata nie ma żadnych dolegliwości, np. omdleń lub zawrotów głowy, powinna się cieszyć z niskiego ciśnienia, które chroni ją przed poważnymi chorobami. Nawet gdy wynosi ono 90/60 mmHg, może być w normie.

W ostatniej dekadzie Światowa Organizacja Zdrowia, a w ślad za nią krajowe towarzystwa naukowe, kilkakrotnie obniżały wartości prawidłowego ciśnienia krwi. Obecnie za najbezpieczniejsze uważa się 120/80 mmHg, ale o nadciśnieniu należy mówić dopiero powyżej 140/90. Pierwsza wartość oznacza ciśnienie skurczowe, wywierane na ściany tętnic podczas skurczu lewej komory serca. Druga jest ciśnieniem rozkurczowym – oznacza najniższe ciśnienie, jakie działa na ściany naczynia w chwili rozkurczu lewej komory.

Do jakiego stopnia wolno nam jednak fascynować się tymi liczbami? Jeszcze w latach 20. minionego stulecia głoszono pogląd, że podwyższone ciśnienie zapewnia żywotność organizmu, a kłopoty zaczynają się dopiero po przekroczeniu 200 mmHg. Dziś wiadomo, że ryzyko zawałów serca czy udarów mózgu zaczyna wzrastać już wtedy, gdy ciśnienie skurczowe przekracza 115, a rozkurczowe 75 mmHg. Ale czy to oznacza, że im niżej, tym lepiej?

Okuliści na przykład nie lubią, gdy u pacjentów z jaskrą (choć jest ona spowodowana zwiększonym ciśnieniem cieczy wodnistej w gałce ocznej) kardiolodzy radykalnie obniżają ciśnienie tętnicze. Dochodzi wtedy do pogorszenia ukrwienia tarczy nerwu wzrokowego, które u tych chorych i tak nie jest najlepsze. Są też osoby, które z powodu miażdżycy mają podwyższoną wartość ciśnienia skurczowego (nawet powyżej 140 mmHg), a drugą wartość poniżej 60. Obniżanie ciśnienia bywa u nich również niebezpieczne, bo grozi zawrotami głowy przy wstawaniu z łóżka. I pojawia się problem, czym leczyć u nich samo tylko nadciśnienie skurczowe, bez ryzyka dalszego obniżania ciśnienia rozkurczowego? Leki hipotensyjne nie rozróżniają przecież obu wartości.

Przychodzimy na świat z ciśnieniem 80/40 mmHg, a umieramy ze znacznie wyższym. Powód: zużycie materiału. Jeśli serce kurczy się 70 razy w ciągu minuty, pompując do tętnic około pięciu litrów krwi, to po 70 latach ma za sobą trzy miliardy skurczów. Każdy skurcz podwyższa ciśnienie w tętnicach, a każda fala napływającej krwi uderza o ich ściany. Im większe ciśnienie, tym napierająca krew szybciej niszczy śródbłonek wyścielający naczynia. W tych miejscach odkłada się cholesterol, średnica tętnic maleje, krew w zwężonych naczyniach płynie wolniej. Staje się lepka, łatwiej krzepnie. To prowadzi do zatorów, które mogą powodować zawały serca lub udary mózgu. Niejeden pacjent dopiero po udanej reanimacji dowiaduje się, że ma nadciśnienie. Przy 8 mln armii nadciśnieniowców w Polsce liczba osób skarżących się na zbyt niskie ciśnienie wygląda skromnie. Hipotonia narasta jednak z latami: w młodym i średnim wieku zdarza się zaledwie u 1–2 proc. ludzi (to raptem 400 tys.), ale po 65 roku życia przytrafia się już co piątej
osobie. W przeciwieństwie do innych chorób układu krążenia, szeroko w mediach opisywanych, pacjenci z niskim ciśnieniem krwi najczęściej nie wiedzą, jak sobie pomóc w nagłych omdleniach i czy można im w ogóle jakoś zaradzić (patrz ramka). I nie chodzi tu o ludzi skarżących się po prostu na złe samopoczucie – hipotonia, jeśli faktycznie się pojawia i towarzyszą jej zawroty głowy lub omdlenia, jest chorobą, którą należy leczyć.

– O swoim niskim ciśnieniu rozpowiadają często ci, którzy zamiast wziąć się do pracy, wolą usiąść nad filiżanką kawy – mówi prof. Zbigniew Gaciong. – To taka sprytna, choć może nawet nieuświadomiona, wymówka. Jeśli spojrzeć na całodobowy zapis ciśnienia tętniczego u osoby z subiektywnymi dolegliwościami, która zapisuje je w swoim dzienniczku, okazuje się, że w żaden sposób nie są skorelowane ze spadkami ciśnienia.

Według profesora, niskie ciśnienie nie ma nic wspólnego z sennością! Jeśli hipotonia rzeczywiście komuś dolega, oprócz wspomnianych zawrotów głowy i omdleń, może wywoływać pojawienie się mroczków przed oczami – to są objawy, które powinny skłonić do wizyty u lekarza.

Hipotonię ortostatyczną, czyli spadek ciśnienia związany z nagłą zmianą pozycji ciała, lekarze rozpoznają wtedy, gdy ciśnienie skurczowe spada o ponad 20 mmHg, a rozkurczowe – o ponad 10 mmHg po trzech minutach od wstania z łóżka lub przy dłuższym staniu. Jest najczęściej wynikiem zaburzeń autonomicznego układu nerwowego, który pozostaje poza naszą kontrolą, a jego część współczulna kurczy naczynia i przyspiesza pracę serca. Wiele przypadków niedociśnienia – zwłaszcza u osób starszych – towarzyszy chorobom układu nerwowego, jak chociażby chorobie Parkinsona, a także może mieć związek z przyjmowanymi lekami na cukrzycę lub chorobę wieńcową (popularna nitrogliceryna, która błyskawicznie rozszerza naczynia wieńcowe, gwałtownie obniża ciśnienie krwi).

Fizjolodzy nie poznali jeszcze wszystkich niuansów utrzymywania prawidłowego ciśnienia krwi. Wiadomo, że jego zmiany kontrolowane są przez tzw. baroreceptory pełniące funkcję naturalnych czujników w ścianach dużych naczyń, które przekazują impulsy do wspomnianego układu współczulnego, przez co organizm uzyskuje kontrolę nad ciśnieniem tętniczym. W procesie tym kluczową rolę odgrywają również nerki, regulujące stężenie sodu (pochodzącego z soli kuchennej). Rozpowszechnienie groźnego nadciśnienia w cywilizacji zachodniej sprawia, że o ofiarach hipotonii mówi się dużo rzadziej lub wcale. A przecież stanowi ona problem, który pogarsza jakość życia i może mieć groźne następstwa: zasłabnięcia, upadki, zaburzenia świadomości. Warto pójść do lekarza, by ustalić ich prawdziwą przyczynę.

Paweł Walewski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)