Zdjęcie twojego dziecka w sieci nie należy tylko do ciebie. Kłopoty mogą pojawić się po latach
Czy wiesz, czym jest sharenting? W skrócie – to nadmierne publikowanie zdjęć swoich dzieci w internecie i relacjonowanie ich życia. Często bezrefleksyjne. Pojawiło się wraz z mediami społecznościowymi i jest coraz bardziej popularne i… niebezpieczne.
17.04.2020 12:50
Artykuł powstał we współpracy z Ministerstwem Cyfryzacji i NASK
Wszyscy znamy ten schemat: Ola jeszcze jako zdjęcie USG, Ola zaraz po porodzie, Ola i jej pierwsza kąpiel, pierwszy spacerek, pierwszy kęs, pierwszy rysunek… i wszystko pierwsze.
– Dawniej takie fotografie były pieczołowicie wklejane do rodzinnych albumów i prezentowane na spotkaniach w gronie najbliższych. W dobie smartfonów i mediów społecznościowych do wspomnień oraz wizerunku naszych dzieci dostęp mają niemalże wszyscy. Coraz więcej rodziców, nie zdając sobie sprawy z możliwych negatywnych konsekwencji, publikuje migawki z codzienności swoich pociech w internecie – mówi Anna Borkowska, ekspertka Akademii NASK. Jest jedną z autorek poradnika dla rodziców "Sharenting i wizerunek dziecka w sieci". Przeczytać powinien go każdy z nas. Po co?
Brytyjski dziennik "The Independent" wykazał, że nawet połowa pedofilskich zbiorów fotograficznych może pochodzić z mediów społecznościowych.
Po drugiej stronie ekranu
- Rodzice, zazwyczaj w dobrej wierze, wrzucają do sieci zdjęcia i filmy swoich pociech bez zastanowienia się, czy chcą, aby zobaczyło je grono nie tylko najbliższych znajomych. Zapominają, że w internecie są różni ludzie, którzy w łatwy sposób mogą dotrzeć do naszych prywatnych materiałów. Nie znamy ich, a zatem nie wiemy, co zrobią z tymi treściami – ostrzega Anna Borkowska.
Czy rodzice są tego świadomi? Chciałoby się rzec – tak. Rzeczywistość jest jednak inna.
Niedawno jedna z mam na profilu społecznościowym ogłosiła publicznie, że przeprowadza konkurs fotograficzny z udziałem dzieci. Prosiła o zgłaszanie swoich pociech. Pod postem w ciągu niespełna kilku godzin pojawiło się kilkaset zgłoszeń, a w każdej odpowiedzi – zdjęcie dziecka, wiek, miejsce zamieszkania (sic!).
Niestety zjawisko sharentingu jest znane na całym świecie.
Zdecydowana większość rodziców wrzuca do sieci zdjęcia swoich dzieci lub filmiki z ich udziałem. Aż 81 proc. dzieci z UE, USA, Australii, Nowej Zelandii i Japonii, które nie ukończyły jeszcze 2 lat – zaczęły już swoje fotograficzne życie w wirtualnej przestrzeni. Tak wynika z raportu London School of Economics z 2018 roku.
Co ciekawe, 5 proc. maluchów ma już nawet swój profil społecznościowy – prowadzony przez rodziców. Tata prowadzi portal córki, mama – synka, rodzice – bliźniaków (konfiguracje są różne) i codziennie dorośli raczą miliony obserwatorów gamą nowych zdjęć. Synek jako krasnoludek, synek prowadzący zwierzątko, w czapeczce, kurteczce, bucikach. Córeczka w stroju letnio-plażowym, w sukni księżniczki, z koroną, w kapeluszu itp. Wiele z tych kilkuletnich dzieci to już modele. Wiele z nich to ambasadorzy różnego rodzaju marek.
Bez filtrów, bez ograniczeń, bez opamiętania
W Polsce swoimi dziećmi chwali się w sieci ok. 40 proc. rodziców. Każdy z nich co roku wrzuca średnio 72 zdjęcia i 24 filmy. Aż 42 proc. dorosłych nigdy nie stosuje żadnego filtra ograniczającego widoczność postów i zdjęć. Zdarza się więc, że fotografie dziecka przeglądają setki, a nawet tysiące osób. Nie tylko znajomych.
Jedynie 24 proc. rodziców pyta dziecko o zgodę na publikację materiałów, 57 proc. uważa z kolei, że o tym – czy publikować zdjęcia dzieci, czy nie – decydują tylko dorośli. Tymczasem spora grupa dzieci odczuwa zdenerwowanie z powodu zamieszczania przez rodziców grafik z ich udziałem albo doświadcza nieprzyjemnych komentarzy ze strony kolegów (Polskie badanie EU Kids Online 2018).
Jedną z najbardziej niebezpiecznych form dzielenia się zdjęciami dzieci jest tzw. troll parenting. To fotografie lub filmiki kompromitujące dzieci, ośmieszające czy upokarzające – np. nagie niemowlę podczas kąpieli, dziecko podczas załatwiania swoich potrzeb czy „żarty” typu – dziecko w garnku na kuchence albo dziecko, które trzyma papierosa w ustach.
- Wychowanie dziecka jest trudną i wymagającą sztuką. Szukamy wsparcia, akceptacji i porady u innych rodziców w internecie. Dzielimy się własnymi sukcesami i zmaganiami, często podając sporo szczegółów. Czasem zrobimy coś pod wpływem chwili lub emocji, a później nie możemy już cofnąć czasu. Dlatego zanim opublikujemy coś w internecie, dajmy sobie chwilę i pomyślmy o potencjalnych konsekwencjach – podpowiada Marta Witkowska z Akademii NASK, współautorka poradnika "Sharenting i wizerunek dziecka w sieci".
Wrzucasz, to odpowiadasz
Rodzice o tym nie pamiętają, ale dziecku przysługuje ochrona wizerunku tak samo, jak osobie dorosłej. Mówią o tym przepisy zawarte w Kodeksie cywilnym, Ustawie o ochronie danych osobowych, Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym czy Ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Z takich możliwości prawnych kilka lat temu skorzystała 18-letnia Austriaczka, która pozwała swoich rodziców za to, że przez wiele lat dręczyli ją publikowaniem jej zdjęć na profilach społecznościowych. Twierdziła, że odarły ją z intymności i pokazywały w kompromitujących sytuacjach.
Ojciec dziewczyny twierdził, że skoro on wykonywał zdjęcia – to miał pełne prawo do ich zamieszczania w przestrzeni publicznej. Sąd jednak zwrócił uwagę na to, że prawo autorskie i prawo do własnego wizerunku – to dwie odrębne kwestie. Nie można więc zaprezentować zdjęć publicznie, gdy osoba na zdjęciu nie udzieliła na to zgody, a z kolei osoba fotografowana nie może wykorzystywać cudzego zdjęcia, jeśli nie otrzyma licencji.
Dwa lata temu kolejny nastolatek upomniał się o swoje prawa.
16-latek z Włoch pozwał swoją matkę za publikację jego zdjęć na profilu FB. Kobieta dostała zakaz zamieszczania zdjęć chłopca bez jego zgody. Sąd nakazał usunięcie dotychczasowych fotografii i filmików. W przypadku gdyby nie stosowała się do orzeczenia – czeka ją kara w wysokości 10 tys. euro.
We Francji natomiast niedawno uchwalono prawo, zgodnie z którym dzieci kończące 18 lat będą mogły pozwać swoich rodziców do sądu za publikacje ich zdjęć w internecie. Konsekwencje to pozbawienie wolności do roku lub odszkodowanie równowartości nawet 200 tys. zł.
Cudze życie na kliknięcie
Zatrważająca jest także skala publikowanych informacji, zdjęć, filmików przez samych nastolatków. Profile, blogi, vlogi, komentarze, posty – to wszystko składa się na historię rodzinną, szkolną czy uczuciową młodych ludzi. Czyli dużo za dużo.
Jak twierdzą autorki poradnika Sharenting i wizerunek dziecka w sieci – Anna Borkowska i Marta Witkowska – dla 14 proc. z nich prywatność w sieci nie ma znaczenia, ale 68 proc. przejmuje się tą kwestią.
Mimo to 80 proc. młodych użytkowników profili społecznościowych udostępnia swoje zdjęcia i wiadomości wszystkim znajomym. Przeciętnie 300 osobom na FB i 79 na Twitterze.
Urząd Ochrony Danych Osobowych apeluje, by użytkownicy mocno zastanowili się nad tym, co zamierzają umieścić w sieci i jakie konsekwencje może to mieć nie tylko obecnie, ale także w przyszłości.
Cyberprzemoc, zniszczenie reputacji, sextorion (przesyłanie intymnych zdjęć, które stają się następnie elementem szantażu), cyfrowy kidnaping (używanie skradzionego wizerunku dziecka do realizacji różnych fantazji, w tym seksualnych lub przemocowych przez nieznane osoby), wykorzystywanie danych dziecka w celach marketingowych – to tylko nieliczne przykłady niedbania o swoje bezpieczeństwo w sieci.
Skutki mogą być jeszcze bardziej tragiczne. "15-latka zabiła się, bo jej zdjęcia miały trafić do sieci", "Odebrała sobie życie przez hejt w sieci", "Walczyła ze swoim zdjęciem w sieci. Przegrała. Zabiła się" – takie informacje pojawiają się w mediach nawet co kilka tygodni. A ich przyczyną jest czasem jedno zdjęcie wrzucone do internetu nawet kilka lat wcześniej.
{:external}
Artykuł powstał we współpracy z Ministerstwem Cyfryzacji i NASK