Zbuntowane dziewczyny podbijają Tokio
Wyobraźcie sobie coś takiego: otwieracie oczy, jest siódma rano, jecie śniadanie, wyglądacie za okno, a tu Tokio! Dwunastomilionowy potwór, miasto z innej planety. Wychodzicie na ulicę.
Okazuje się, że stolica Japonii wczesny rankiem wygląda jak megamrowisko. Przy tym, co się tutaj dzieje, godziny szczytu w Warszawie to pryszcz. W Tokio monstrualne korki są wszędzie - na jezdniach, na chodnikach, w podziemiach metra.
06.11.2004 | aktual.: 06.11.2004 21:42
Na ulicy tokijskiej dla cynicznego i luzackiego Polaka dwie rzeczy są całkowicie niepojęte. Przeciętny warszawski ponurak nie zrozumie, dlaczego mimo horrendalnego ścisku wszyscy są tu dla siebie niezmiernie mili - wciąż się uśmiechają, dziękują i przepraszają. Japończycy ubierają się po hipereuropejsku. I są w tym świętsi od papieża: wszyscy faceci obowiązkowo w koszulach i pod krawatem, wszystkie dziewczyny – umundurowane w spódnice, białe podkolanówki i sweterki w wzorki. Jedynym śladem starojapońskiej tradycji jest to, że w metrze kobiety regularnie ustępują miejsca towarzyszom podróży.
Stringi, smoczki i peruki
W tym dziwacznym gorsecie, przykrojonym z obyczajów feudalnych i europejskiego sztywniactwa, nie wszyscy czują się dobrze. Najgłośniej protestują dziewczyny z Cos-play-zoku – młodzieżowego klanu, który postawił przed sobą ambitny cel. Chcą stworzyć nową kulturę japońską. A przy okazji poszokować poukładanych rodaków. W niedzielę tuż przed wejściem do parku Yoyogi, którego główną atrakcją jest słynna świątynia Meiji Jingu sweterków próżno by wyglądać. 200 dziewczyn szokuje ubiorem. Siedzą grupkami. Rozmawiają, fotografują się, słuchają muzyki z odtwarzaczy MP3. Sprawiają wrażenie, jakby oprócz nich nikogo wokoło nie było.
Co 50 metrów inny klimat: tu kobiety-koty, tam XVI-wieczne sprzątaczki, dalej operowe divy, pielęgniarki, wampy, dorożkarki, niemowlaki. Pielęgniarki siedzą daleko od wampów, ale nie dlatego, że ze sobą walczą. Co najwyżej konkurują w zabieganiu o przychylność gapiów. Kuszą białymi, koronkowymi pończochami i wysokimi białymi kozakami. 40-centymetrowa taśma z koronki imituje spódniczkę, spod której przy najmniejszym schyleniu wystają białe stringi. Trudno oprzeć się wrażeniu, że pochylają się zbyt często. Totalne ekshibicjonistki!
Keiko, klan lekarek: sexy lady
Keiko od trzech lat należy do klanu lekarek, ale dla niej najważniejszy jest seks. Ubrana w krótką, skórzaną spódnicę z przytroczonymi grubymi łańcuchami wystawia na podziw przechodniów niezwykle długie i zgrabne nogi odziane w seksowne pończochy z podwiązkami. Udaje, że w ogóle nie obchodzi jej wzrok zachwyconych kilkunastoletnich Japończyków.
Rude, nastroszone włosy mienią się w promieniach słońca. Twarz w trzech czwartych pokrywa gruba warstwa białego pudru i dopiero z bliska można dostrzec, że Keiko ma skośne oczy. - Wy myślicie, że Japonki to takie ciche myszki, spójrz na mnie, mam coś z myszki? Matka wciąż się mnie czepia, że moje kiecki są za krótkie. Mam fajne nogi, i dlaczego ich nie pokazywać. - zimno nie jest - mówi siedemnastoletnia, Keiko.
Uzuki, klan wampów: f you all*
Uzuki nie pokazuje nóg. Ubrana jest w podobnym stylu, lecz bez kitla lekarskiego. Każdy przechodzień dostaje od niej gratisowe „fuck you” i pozdrowienia środkowym palcem. Z nikim nie chce rozmawiać. W ogóle wydaje się, że poza kumpelami ze swojego klanu w ogóle z nikim nie rozmawia. Jej blond włosy ukrywają wytatuowany na czole japoński ornament. Na szyi luźno wisi krzyż na srebrnym łańcuchu. Uzuki jest ekstremistką. Podczas gdy większość nastolatek wieczorem zrzuci z siebie kolorowe ubrania, przebierze w normalne ciuchy i wróci do domu, do nieświadomych rodziców, Uzuki tatuażu nie zmyje. Lubi siebie taką i wisi jej, co myślą inni.
Akaho, klan kotów: scary kitten
16-letnia Akaho w narzeczu japońsko-angielskim stara mi się wytłumaczyć, dlaczego od roku przyjeżdża tu co tydzień. Z jej monologu da się wychwycić co siódme słowo. Wychodzi z tego, że chce być inna. - Pieprzę te laleczki Barbie z mojego miasta - mówi. Sama nie wygląda na laleczkę. Jest potężna, około 90 kilo i 1,70 m wzrostu. Przebiera się za kota. Ma wargi przekłute kolczykami różnych kształtów. Do ostatniego przytroczony jest ozdobny łańcuch, który ściąga kącik ust, deformując twarz. W różowo-pomarańczowe włosy ma wplecione strzępki materiału - to cecha wyróżniająca klan kotów. Obrysowane czarnym tuszem oczy wyglądają na trzy razy większe niż w rzeczywistości. Młodzi Japończycy nie patrzą na nią tak, jak na Keiko – Akaho budzi strach.
Yoriko, klan div: opera forever
Pod murem wygodnie rozlokowało się sześć dziewczyn. Co chwila muskają przychodniów puchowym pióropuszem zasłuchane w delikatne dźwięki muzyki poważnej. To Yoriko i jej koleżanki, rozkochane w europejskiej muzyce operowej. Są fankami Verdiego, Rossiniego a także Wagnera. Uważamy, że nasze stroje są piękne, najpiękniejsze - mówi Yoriko, wymachując pięknym wachlarzem. Granatowy jedwab jej długiej sukni jest idealnie dopasowany do zamszowego gorsetu z cekinami z prawdziwego srebra. We włosy ma wplecione dwa pióra w różnych kolorach. Wspaniały boa delikatnie zarzucony na ramiona sięga aż do skórzanych kozaków na niewiarygodnie długich obcasach. Nie widać u nich cienia agresji i buntu, tak jak w klanie wampów. - My jesteśmy tutaj w każdą niedzielę, by odpoczywać przy muzyce klasycznej. Wyciszamy się i izolujemy od świata. Nic nie słyszymy, nic nie widzimy.
Skąd się wzięła jej miłość do opery? Yoriko: - Kiedyś byłam z moim ojczymem w operze na „Otello” i pokochałam Verdiego. Od tego czasu zbieram przez tydzień pieniądze na podróż i przyjeżdżam tu aż z Kyoto shinkansen (najszybszy i najdroższy pociąg w Japonii -- przyp. red). Koleżanki z klanu uważają, że Yoriko jest symbolem Cos-play-zoku.
Tsukika, klan służących: nie sprzątają
W tej grupie każda dziewczyna wygląda na dziecko. Pytanie o wiek kwitują dziecięcym śmiechem. - To takie ważne ile mam lat? - odpowiada filuternie Tsukika. – Zawsze będę dzieckiem, nawet po pięćdziesiątce. Stroje w tym klanie przypominają troszkę ubiór polskich dzieci przystępujących do pierwszej komunii świętej, tylko spódnice są dużo krótsze. Tsukika nie zna dobrze angielskiego, ale z tego co mówi wynika, że nie ma wyraźnego powodu przebrania się za sprzątaczkę: - Dziś jestem sprzątaczką, za tydzień kotem, a kiedy indziej pielęgniarką. Uwielbiam biały kolor - dodaje. To jedna z niewielu członkiń klanu, która mieszka w centrum Tokio. - Moi rodzice wiedzą, że tu przyjeżdżam i nie są zbytnio zadowoleni. Ale ja nie biorę narkotyków – to jest czyste miejsce i żadna z nas nie bierze. Rzeczywiście. Trudno tu nawet dostrzec nawet papierosa.
Yona: 100 percent Cos-play-zoku
To najbarwniejsza postać na placu. Niewątpliwie włożyła w swoją charakteryzację najwięcej pracy. Spaceruje sama, od czasu do czasu zatrzymując się przy koleżankach z innych klanów. Sprawia wrażenie jakby tu rządziła, ale tak nie jest. Nie identyfikuje się z żadną grupą, twierdzi, że jest po prostu członkinią Cos-play-zoku. - Staram się z tygodnia na tydzień wyglądać lepiej. Maluję się sama, stroje szyje mi siostra według moich projektów. Chcę być oryginalna i jestem. Zobacz, ile ludzi na mnie patrzy. Lubię to! – wyznaje.
Japoński Woodstock
Spokój uczestniczkom spotkania zakłóca japoński fanatyk twórczości Johna Lennona, który co 20 minut stara się osobiście odtworzyć jak najwierniej „Imagine”. Robi to tak nieudolnie, że dopiero po szóstym-siódmym razie można się zorientować, że chodzi właśnie o ten utwór. - Zwykle panuje tu atmosfera przyjaźni i pojednania, takiego japońskiego Woodstock – mówi Caroline, która studiuje w Tokio, a na stałe mieszka w San Francisco. Jej ubiór sugeruje, że „delikatnie” identyfikuje się z Coz-play-zoku: jest ubrana w tradycyjne kimono i ma przekłutą wargę długim ćwiekiem.
– Już się przyzwyczaiłam, na początku też byłam zszokowana tym, co zobaczyłam na placu Harajuku – wspomina. – Teraz już te dziewczyny rozumiem. To jest ucieczka od tego japońskich stereoptypów. One celowo jedzą posiłki na ulicy, bo to jest powszechnie zakazane. Celowo idą inną stroną chodnika niż to wyznacza porządkowy (w tokijskim metrze w godzinach szczytu pojawia się facet do wskazywania ludziom, którymi schodami mają wchodzić, a którą schodzić – przyp. red.). Chcą większej swobody. Wieczorem dziewczyny zaczynają zmywać makijaże, przebierać się w „normalne" ciuchy i chować swoje stroje do walizek, toreb i plecaków. Na dzisiaj koniec buntu. Muszą teraz wrócić do domów, by przez 6 dni być grzecznymi dziewczynkami. Za tydzień jednak znów powrócą i będą Cos-play-zoku.
Imiona bohaterek zostały na ich prośbę zmienione
Jacek Kuczyński
Więcej: Bunt w krainie lalek