PolskaZażalenie na wyrok ws. ginekologa, który "leczył" nieistniejące schorzenia

Zażalenie na wyrok ws. ginekologa, który "leczył" nieistniejące schorzenia

Wrocławska prokuratura złożyła
zażalenie na decyzję sądu, który nie aresztował 55-letniego
ginekologa Andrzeja W. Lekarz jest oskarżony m.in. o branie
pieniędzy od pacjentek za leczenie ich rzekomych schorzeń.

23.10.2007 | aktual.: 23.10.2007 15:35

Jak poinformowała Małgorzata Klaus, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu prokuratura chce aresztu, bo lekarz, choć gotowy jest akt oskarżenia przeciw niemu, nadal uprawia swój proceder. Naszym zdaniem zachodzi obawa matactwa ze strony ginekologa, a więc dla prawidłowego toku postępowania Andrzej W. powinien być w areszcie - tłumaczyła Klaus.

Tymczasem w piątek sąd odrzucił prokuratorski wniosek o areszt i zastosował wobec lekarza jedynie poręczenie majątkowe w wysokości 30 tys. zł. Nie ma jeszcze terminu rozprawy, na której zostanie rozpatrzone zażalenie prokuratury.

Klaus powiedziała, że akt oskarżenia w sprawie Andrzeja W. trafił do sądu na początku października. Lada moment zostanie wyznaczona pierwsza rozprawa. Tymczasem ginekolog wciąż przyjmuje w swoim prywatnym gabinecie pacjentki.

Chcemy aresztu, bo ten pan wciąż "leczy". Do prokuratury zgłosiła się kolejna poszkodowana, u której ginekolog wykrył nieistniejące schorzenie. W. podjął się w sierpniu wyleczyć kobietę. "Leczenie" kosztowało ponad 2 tys. zł - powiedziała rzeczniczka.

Według prokuratury, Andrzej W. wykrywał u kobiet schorzenia, na które w rzeczywistości nie cierpiały. Potem podejmował się odpłatnej kuracji. Usypiał pacjentki, choć nie miał takich uprawnień. A gdy kobieta się budziła, twierdził, że jest już po zabiegu lub mówił, że coś tam usunął ale potrzebny będzie kolejny zabieg - powiedziała Klaus.

Dodała, że ginekolog często straszył kobiety schorzeniami, które rzekomo u nich wykrył. Twierdził, iż pacjentki muszą być natychmiast poddane kuracji. Często było tak, że przerażona kobieta prosto z gabinetu szła po pieniądze i natychmiast wracała do lekarza, aby uporać się z chorobą - opowiadała rzeczniczka.

W sumie Andrzej W. usłyszał 53 zarzuty, a zeznania w prokuraturze złożyło 26 kobiet. Nowe poszkodowane wciąż się jednak zgłaszają, bowiem wiele z nich dopiero z prasy dowiaduje się, że miały do czynienia z oszustem - powiedziała Klaus.

Według prokuratury ginekolog dopuszczał się także innych oszustw, np. mówił pacjentkom o zastosowaniu u nich drogich specyfików o cenie kilkuset złotych, podczas gdy w rzeczywistości stosował najtańsze, w cenie kilkudziesięciu zł.

Lekarz nie przyznaje się do winy, przyznaje jedynie, że usypiał swoje pacjentki, choć nie miał do tego uprawnień. Podejrzany jest też m.in. o przyjmowanie korzyści majątkowych od 2 do 3 tys. zł za np. cesarskie cięcie podczas porodu. Od tych łapówek zaczęło się śledztwo, w toku którego okazało się, że lekarz dopuszczał się jeszcze innych przestępstw - powiedziała Klaus.

Andrzej W. - lekarz jednego z wrocławskich szpitali i właściciel prywatnego gabinetu - wykonywał u siebie zabiegi przy znieczuleniu ogólnym, choć nie miał ani uprawnień anestezjologa, ani nawet potrzebnego sprzętu do m.in. reanimacji, defibrylatora i innych niezbędnych urządzeń medycznych. Dlatego prokuratura zarzuca mężczyźnie także narażenie zdrowia i życia pacjentek.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)