Zawód: rodzic
Od 2005 r. liczba dzieci w rodzinnych domach dziecka wzrosła o… 9. Winna jest biurokracja, niekompetencja i bezduszność urzędników. Teraz to ma się zmienić.
Rząd kończy właśnie prace nad założeniami nowej ustawy, która ułatwi zakładanie i prowadzenie rodzin zastępczych i rodzinnych domów dziecka. Rodzice prowadzący rodzinne domy dziecka poczują się bardziej komfortowo, bo pracować będą na kilkuletnich kontraktach. Będą też mieli prawo do co najmniej 20-dniowej przerwy w wykonywaniu zadań, a czas opieki zastępczej będzie wliczany do emerytury.
To nie koniec zmian. Projekt „Ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej nad dzieckiem” ma zachęcić samorządy do promowania rodzicielstwa zastępczego. Zmiana prawa zapobiegnie takim przypadkom, jak ten z Lubelszczyzny, gdzie powstał duży nowoczesny dom dziecka w gminie, która nie miała takich potrzeb. Dzieci do niego sprowadzono z Pomorza.
Z placówki do mamy i taty
W rodzinnym domu dziecka mieszka maksymalnie ośmioro dzieci, w placówce – nawet sto. Najwyższa Izba Kontroli, która w 2007 r. przyjrzała się 30 domom dziecka, stwierdziła, że żaden z nich nie spełnia przewidzianych prawem standardów. W domu dziecka w Szczecinie-Zdrojach przebywało 99 wychowanków – trzykrotnie więcej niż powinno. W placówce dla maluchów w Łodzi w sypialniach spało 18 dzieci zamiast 5. W sierocińcu w Krakowie jeden pokój do wypoczynku przypadał na 36 dzieci. Straż pożarna wykryła nieprawidłowości w 77 proc. placówek, a sanepid w 67 proc. Niedobrze wypadła też ocena kadry: w co trzeciej skontrolowanej placówce dzieci nie miały zagwarantowanej opieki nocą, a w co piątej – także podczas codziennych zajęć. NIK wykryła też umieszczanie w domach dziecka nieletnich, którzy orzeczeniem sądowym powinni być skierowani do młodzieżowych placówek socjoterapeutycznych i ośrodków wychowawczych. Przez to prawie w co trzecim domu dziecka ujawniono zachowania godzące w godność i poczucie bezpieczeństwa
wychowanków.
W zwyczajnym domu, który przyjmuje w opiekę dzieci, panują zasady i zwyczaje rodzinne. Dzieci pozbawione domu lub mające w pamięci jego wypaczony obraz od nowa muszą nauczyć się normalności, tego, że tata całuje mamę na dzień dobry, a rodzeństwo pomaga sobie w odrabianiu lekcji. Ta codzienność jest dla nich bezcenna. Opieka mamy i taty, a nie wychowawcy, nadrabianie braków w rozwoju i edukacji, dopilnowanie w nauce dają efekty. Według badań Fundacji Świętego Mikołaja, chociaż większość dzieci trafiających do rodzinnych domów dziecka ma opóźnienia edukacyjne, a często także opóźnienia rozwojowe i zaniżoną samoocenę, aż jedna trzecia z nich potem kończy studia.
Skoro więc oczywiste jest, że pod okiem zastępczych rodziców dziecko rozwija się lepiej, dlaczego w ciągu czterech lat przybyło zaledwie siedem rodzinnych domów dziecka? Na mapie Polski jest Wrocław, gdzie takich placówek działa 28 i gdzie więcej dzieci wychowuje się pod opieką zastępczych rodziców niż w państwowych placówkach. Ale jest też Opolskie, z zaledwie jednym rodzinnym domem dziecka.
Urzędoodporni
– Nie mamy własnych dzieci i kilkanaście lat temu postanowiliśmy założyć rodzinny dom dziecka. Nie mieliśmy odpowiedniego lokalu, a urzędnicy nie byli zainteresowani naszym pomysłem. Kiedy prosiliśmy o duże mieszkanie lub dom z ogrodem, mówili, że to fanaberie – wspominają Katarzyna i Leszek Dobrzyńscy ze Szczecina (obecnie rodzice dla sześciorga dzieci). – Nawiązaliśmy więc kontakt z Ośrodkiem Adopcyjnym Stowarzyszenia Rodzin Katolickich i przy wsparciu ośrodka przeszliśmy szkolenie, a potem rozpoczęliśmy starania o założenie domu dziecka. Udało się nam po 44 miesiącach, dzięki pomocy mediów i szczęśliwym zmianom kadrowym w szczecińskim urzędzie. Dobrzyńscy postanowili przetrzeć szlak innym. Byli współorganizatorami szczecińskiego Tygodnia Rodzicielstwa Zastępczego, założyli grupę wsparcia rodzicielstwa zastępczego i duszpasterstwo rodzin zastępczych i adopcyjnych. Leszek Dobrzyński jako poseł napisał do wszystkich rodzinnych domów dziecka, że mogą liczyć na jego pomoc. W odpowiedzi dostał ponad 70 listów,
maili i telefonów, z których większość była skargą na lokalnych urzędników – na łamanie prawa, złośliwość czy niezrozumienie idei rodzicielstwa.
Rodzice szczerze pisali o tym, że przez powiatowe centra pomocy rodzinie, sądy i lokalnych urzędników są „traktowani jak margines społeczny”, który chce „zarobić na dzieciach”. Przy jakichkolwiek problemach urzędnicy nie szczędzą im komentarzy typu: „wiedzieliście państwo, na co się decydujecie”, „zawsze możecie zrezygnować”, „jak sobie nie radzicie, to oddajcie dzieci”. Szczególnie ciernistą drogę przechodzą rodzice zastępczy, którzy chcą pod swój dach przyjąć więcej dzieci i zmienić status na zawodową rodzinę zastępczą. Wówczas jeden z rodziców rezygnuje z pracy zawodowej, by poświęcić się pracy z dziećmi. Urzędnicy jednak myślą ekonomicznie: skoro dzieci są już w rodzinie, po co za to więcej płacić.
– Panie z centrum pomocy rodzinie bardzo starały się nas zniechęcić. Mówiły, że przyjęcie nowych dzieci skomplikuje nam życie, że więcej dzieci oznacza więcej chorób, wizyt u lekarza i tym podobnych i że naszą decyzją możemy skrzywdzić biologiczne dzieci – mówi rodzina zastępcza z Katowic, która od kilku lat stara się o przekształcenie w rodzinny dom dziecka dla dzieci niepełnosprawnych.
Firma zwana rodziną
Z badań Fundacji Świętego Mikołaja wynika, że prowadzącym rodzinne domy dziecka najbardziej przeszkadza nadmiar biurokracji, papierkowej roboty oraz to, że urzędnicy traktują ich jak instytucję, a nie jak rodzinę.
– Muszę mieć fakturę na każdego kupionego lizaka. Z pieniędzy przeznaczonych na ubrania nie mogę dziecku opłacić wycieczki szkolnej. Muszę gromadzić stosy faktur, rachunków i prowadzić szczegółową ewidencję. Tracę czas, który mogłabym poświęcić dzieciom – mówi Edyta Wojtasińska, prowadząca Rodzinny Dom Dziecka (14 wychowanków) w Żabcach k. Białej Podlaskiej.
Do tej pory rodzice zawodowi byli zatrudniani na umowę-zlecenie, co było dla nich bardzo niekorzystne, bo nie mogli na przykład dostać kredytu z banku. Teraz rząd proponuje, by powiaty zawierały z nimi kilkuletnie kontrakty. Rodzice chcieliby również, by w rodzinnym domu dziecka mogła być zatrudniona także inna osoba, na przykład współmałżonek. Chociaż pod opieką rodzinnych domów dziecka może być najwyżej ośmioro dzieci, w praktyce jest ich czasami więcej. Kuriozum jest też wpisanie ośmiogodzinnego dnia pracy, bo przecież opieka nad dziećmi jest całodobowa.
Do tej pory zawodowi rodzice nie mogli liczyć na przerwę w pracy, bo przecież „są rodziną” – problemem był pobyt w szpitalu czy konieczny dłuższy wyjazd. Urlop jest rodzicom niezbędny, bo do rodzinnych domów dziecka trafiają dzieci z problemami, z bagażem trudnych doświadczeń i deficytami, które dorośli muszą cierpliwie i krok po kroku pokonywać. To trudna i intensywna praca, która z przyjęciem kolejnych dzieci zaczyna się od nowa. Tymczasem w umowach z rodzinnymi domami dziecka nagminnie wpisywane jest zastrzeżenie, że nie mogą one powierzyć dzieci opiece osób trzecich.
– Ustawiczne szkolenie, profesjonalne poradnictwo, superwizja, możliwość korzystania z wypoczynku – to wszystko przeciwdziałać będzie wypaleniu zawodowemu – mówi Katarzyna Napiórkowska z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. – W tym czasie dziećmi będą się opiekowały tzw. rodziny pomocowe, którymi będą inne rodziny zastępcze lub już przeszkoleni kandydaci na rodziców zastępczych. Henryk i Alicja Cieplikowie z Częstochowy 30 lat temu zakładali jeden z pierwszych domów dziecka w Polsce. Od tej pory wychowali i wypuścili w świat 31 dzieci. Ich zdaniem, urzędnicy powinni zadbać też o to, by dorosłe dzieci, opuszczające rodzinne domy dziecka, miały gdzie zamieszkać.
Psycholog pod ręką
Nie wiadomo dokładnie, ile rodzinnych domów dziecka się rozpada, gdyż nikt nie prowadzi takich staty-styk. Wiadomo jednak, że rodzice rezygnują, bo w wychowaniu powierzonych im dzieci napotykają pro-blemy, które ich przerastają.
– Trudności zaczynają się, gdy wychowankowie wchodzą w okres dojrzewania. Wtedy wyraźnie powraca problem odrzucenia i szukania własnych korzeni – mówi Daniel Fąferko ze Stowarzyszenia Zastępczego Rodzicielstwa. – Żeby rodzina przez to przeszła, musi mieć wsparcie innych rodzin i pomoc psychologa specjalizującego się w problemie osierocenia.
Nowe prawo przewiduje, że kandydaci na rodziców zastępczych przejdą specjalistyczne szkolenie i odpowiednią kwalifikację pod kątem konkretnych dzieci, by zmniejszyć ryzyko niepowodzeń. Ponadto rodzice będą mieli stały dostęp do pomocy psychologa i pedagoga, żeby na bieżąco radzić sobie z problemami. Oprócz wstępnego kursu, będą szkolić się systematycznie.
– Potrzebne są specjalistyczne szkolenie i pomoc superwizora, obiektywnie oceniającego funkcjonowanie dzieci i ich opiekunów – potwierdza Michał Rżysko z Fundacji Świętego Mikołaja, która co roku finansuje kilka takich projektów.
Więcej pieniędzy
Jeśli ustawa w tym roku przejdzie drogę legislacyjną i nie dotkną jej rządowe oszczędności, od przyszłego roku rodzice zastępczy dostawaliby więcej pieniędzy. Do 1000 zł ma wzrosnąć pomoc finansowa na utrzymanie jednego dziecka w rodzinie zastępczej w niespokrewnionych rodzinach zastępczych i w rodzinnych domach dziecka. Oprócz tego rodziny otrzymają 200-złotowe dodatki na dzieci niepełnosprawne i niedostosowane społecznie. Pensje rodziców zawodowych nie będą niższe niż 1800 zł brutto. Pomoc finansowa na utrzymanie dziecka i wynagrodzenia rodziców będzie waloryzowana. Poza tym dzieci będą otrzymywać dodatek na wypoczynek, rodzice zaś – pomoc na remonty mieszkań i jednorazowy dodatek związany z przyjęciem dziecka. Rodziny zastępcze będą mogły starać się o pieniądze w przypadkach losowych, także w przypadku specjalnych potrzeb edukacyjnych dziecka. Gmina też zapłaci
Tylko 2 proc. dzieci w domach dziecka jest sierotami naturalnymi, reszta ma rodzinę, której odebrano lub ograniczono prawa rodzicielskie.
– W ustawie zaproponowaliśmy, żeby gminy uczestniczyły w pokryciu kosztów pobytu dziecka w rodzinnej pieczy zastępczej lub w placówce opiekuńczo-wychowawczej, w pierwszym roku w wysokości 20 proc., w drugim – 40 proc., a w kolejnych w 50 proc. – mówi Katarzyna Napiórkowska. Mamy nadzieję, że to zachęci gminy do intensywniejszej profilaktyki i pracy z rodzinami zagrożonymi, a w przypadku, gdy dziecko jednak trafi do opieki zastępczej – do podjęcia takich działań, by jak najszybciej mogło wrócić do domu.
Urzędnicy będą więc kalkulować, bo utrzymanie dziecka w placówce kosztuje miesięcznie ok. 2,5 tys. zł, w rodzinnym domu dziecka –1,8 tys. zł., a w rodzinie zastępczej zawodowej – 1,2 tys. zł. Ponadto powiaty nie będą mogły kierować do placówek dzieci młodszych niż siedmioletnie, a w dalszej perspektywie – poniżej dziecięciu lat. Ten zapis spowoduje, że wzrośnie zapotrzebowanie na rodziny zastępcze. Urzędnicy będą też mieli obowiązek zapewnienia lokali do prowadzenia rodzinnych domów dziecka. Teraz zdarza się, że przeszkodą w ich zakładaniu jest brak odpowiednio dużego mieszkania lub domu.
Ograniczenie wieku dzieci przyjmowanych do domów dziecka nie oznacza, że one całkowicie znikną. Zawsze będą dzieci, które z różnych względów nie mogą trafić do rodzin zastępczych albo jako nastolatki same wybiorą pobyt w placówce. Dobrze byłoby jednak, żeby za kilka lat udało się odwrócić proporcje i żeby większość dzieci znajdowała nowe rodziny.
Joanna Jureczko-Wilk