PolskaZawód: Bojownik

Zawód: Bojownik

Całe życie walczył z komunizmem. Na starość Andrzej Czuma walczy z IV RP.

Zawód: Bojownik
Źródło zdjęć: © PAP

09.06.2008 | aktual.: 09.06.2008 13:37

Niełatwo boksować się z kimś takim jak Jacek Kurski. „Bulterier” Kaczyńskich to jednak zawodnik pierwszoligowy. To nie przypadek, że właśnie jego PiS wystawiło do sejmowej komisji śledczej, która ma wyjaśnić, czy za rządów poprzedniej koalicji politycy wywierali naciski na organy ścigania. Misja Kurskiego jest prosta: zrobić wszystko, by komisja niczego nie ustaliła.

Jednak jak dotąd szef komisji Andrzej Czuma (PO) utrzymuje w tym pojedynku na słowa zaskakującą przewagę. Umiejętnie zasłania się przed ciosami. Do tego stopnia drażni Kurskiego (oraz jego partyjnego kolegę Arkadiusza Mularczyka), że podczas ostatniego posiedzenia komisji, 26 maja, obaj posłowie PiS złożyli wniosek o odwołanie Czumy. Ten zachował minę zawodowego pokerzysty. „Sprawą zajmiemy się na następnym posiedzeniu”; „Nie udzieliłem panu głosu”; „Tego nie ma w porządku obrad” – Czuma, rocznik 1938, tonem srogiego ojca karcił młode wilczki Prawa i Sprawiedliwości. Na jego twarzy widać ciągłą gotowość do celnej riposty. Jak mówi, tej koncentracji nauczył się w młodości, gdy pilotował szybowce, skakał ze spadochronem, grał wyczynowo w kosza i wspinał się po górach.

Komisja, którą kieruje, wreszcie zaczęła właściwą pracę – przesłuchania prokuratorów prowadzących śledztwa o politycznym zabarwieniu. Jaką prawdę o kulisach IV RP odkryją posłowie, zależy w największym stopniu od Andrzeja Czumy.

Gdzie zadyma, tam Czuma

Z władzą walczy niemal przez całe dorosłe życie. Ma to we krwi. Ojciec Andrzeja Czumy Ignacy, przedwojenny profesor KUL, był współpracownikiem WiN, konspiracyjnej organizacji zwalczającej w latach 40. władze komunistyczne. Ignacy Czuma trafił za to z 10-letnim wyrokiem do stalinowskiego więzienia. Po wyjściu na wolność wrócił na uczelnię i porzucił aktywną działalność opozycyjną. Mimo to ostrą antykomunistyczną postawę zaszczepił swoim czterem synom. Każdy z nich – Andrzej, Benedykt, Hubert i Łukasz – działał w podziemnych organizacjach politycznych PRL. Bracia Czumowie tak dawali się we znaki władzom Polski Ludowej, że w lutym 1980 roku ich aktywność była omawiana na posiedzeniu KC PZPR. – Nie było już od wielu lat w Polsce żadnej zorganizowanej działalności antysocjalistycznej, w której nie partycypowałaby rodzina Czumów. Dzisiaj mamy Czumów we wszystkich akcjach ugrupowań antysocjalistycznych – mówił towarzysz Aleksander Merker, dyrektor II Wydziału Urzędu do spraw Wyznań. Z czwórki braci Czumów to
Andrzej był najaktywniejszy.

W 1965 roku razem z dzisiejszym wicemarszałkiem Sejmu Stefanem Niesiołowskim zakłada pierwszą w PRL organizację antykomunistyczną niezwiązaną z partyzantką czasów okupacji. Niesiołowski: – Andrzeja poznałem na początku lat 60. na wakacjach w Zakopanem. Pierwszy raz spotkałem kogoś, kto miał takie poglądy jak ja. Byłem szczęśliwy, że ktoś taki w ogóle istnieje. Andrzej Czuma: – Nasza organizacja nie miała żadnej oficjalnej nazwy. Wymyślili ją esbecy, marka Ruch to efekt ich twórczości.

Jak na ówczesne czasy program Ruchu wydaje się snem wariata: PRL jest państwem nielegalnym; działalność PZPR i propagowanie komunizmu powinny być zakazane; należy odrzucić współpracę z ZSRR jako państwem propagującym komunę. Czuma, Niesiołowski i inni członkowie Ruchu (do końca lat 60. było ich około stu) zaczynają wydawać poza cenzurą ulotki oraz czasopisma. Jednak to im nie wystarcza. Snują plany stworzenia organizacji bojowej uprawiającej sabotaż za plecami komunistycznego wroga. Pierwsza poważna akcja jest niezwykle udana. W sierpniu 1968 roku członkowie Ruchu (w tym Czuma) zrzucają w przepaść tablicę sławiącą Włodzimierza Lenina, którą władza ludowa przytwierdziła do szczytu Rysów. Kolejna z planowanych operacji sabotażowych jest jeszcze bardziej spektakularna – 21 czerwca 1970 roku, dokładnie w setną rocznicę urodzin Lenina, w powietrze ma wylecieć jego muzeum w Poroninie. Wszystko jest zapięte na ostatni guzik. Jan Kapuściński, nieżyjący już pracownik Wydziału Chemii Uniwersytetu Łódzkiego,
przygotowuje specjalny płynny materiał wybuchowy oraz zapalniki. Jednak na kilkanaście godzin przed planowaną detonacją Ruch zostaje rozbity przez SB, a jego członkowie trafiają za kratki. Najsurowszy wyrok – siedem lat więzienia – dostaje Andrzej Czuma. Dopiero po latach z archiwów IPN dowie się, jak do tego doszło. Miał w swojej organizacji „kreta”.

W łapach SB

10 czerwca 1969 roku, Gdańsk. Kapitan Chmielewski, inspektor wydziału IV SB, rozmawia ze studentem V roku Politechniki Gdańskiej Sławomirem Daszutą. Temat: letnie obozy młodzieżowe organizowane przez księży. Chmielewski robi notatkę ze spotkania.

„W chwili gdy miałem opuszczać mieszkanie wymienionego, uważając rozmowę za zakończoną, rozmówca w formie pytania zwrócił się do mnie z następującą ofertą: – Ile jest warta (w sensie finansowym) informacja i ile ja mogę dać za przekazanie danych przez w/w o istniejącej w Polsce nielegalnej organizacji, która w perspektywie czasu zamierza obalić ustrój polityczny. Wartość tej informacji ocenia według jego uznania na 10 000 zł, gdyż za pieniądze te pragnąłby wyjechać na zagraniczną wycieczkę. Wobec powyższego zająłem następujące stanowisko w tej sprawie, a mianowicie: niech przekaże mnie bliższe dane o tym człowieku, postaramy się sprawdzić niektóre dane interesujące naszą służbę. Przed podaniem nazwiska zastanawiał się dość długo, był bardzo zdenerwowany, drżały mu ręce, palił papierosy, jeden za drugim, zastanawiał się poważnie. Uprzedził mnie na wstępie, że muszę mu zagwarantować całkowitą pewność, że przebieg rozmowy jak również jej treść nie zostanie ujawniona na zewnątrz i że jego osoba nie będzie
ujawniona. Zapewniłem wymienionego, że może mnie zaufać, i przyrzekłem, że jego osoba w żadnym wypadku nie zostanie ujawniona. Wobec zapewnień z mojej strony napisał na kartce imię i nazwisko, adres, miejsce pracy i nr telefonu osoby, o której była mowa. Osobą tą jest ob. Czuma Andrzej”.

Tak Daszuta zostaje TW „Sławkiem”. Dzięki jego sowicie opłacanym donosom Ruch zostaje w końcu zlikwidowany. – Nie miałem podejrzeń, że ktoś nas sypie. Ale pod koniec roku 1969 zauważyłem, że jestem obserwowany – wspomina Andrzej Czuma.

W śledztwie kategorycznie odmawia zeznań. Siedzi na przemian w Warszawie i Barczewie. Z aresztu wychodzi po czterech latach. Nie rezygnuje z aktywności opozycyjnej. Działa w Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, potem w Solidarności. W 1979 roku zostaje skazany na trzy miesiące aresztu za to, że 11 listopada chce złożyć kwiaty przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Wyrok wydaje Andrzej Kryże, późniejszy zastępca prokuratora krajowego, gdy ministrem sprawiedliwości jest Zbigniew Ziobro. W sumie Czuma spędza w więzieniu ponad sześć lat. Jest blisko 60 razy zatrzymywany. Najbardziej doskwierają mu zatrzymania na 48 godzin. – Siedziałem dwie doby, wychodziłem, a pod pałacem Mostowskich już czekał patrol. I znów do paki. I tak trzy razy z rzędu – opowiada dziś Czuma. Po wyjściu z internowania po stanie wojennym podobnie jak Donald Tusk zatrudnia się w firmie wykonującej prace na wysokości. Umiejętności taternicze zdobyte w młodości okazują się nieocenione: czyszczenie- fabrycznych kominów, malowanie hal
fabrycznych. Lubi tę robotę, ale w 1986 roku wyjeżdża do USA. – Powody były osobiste, waliło mi się małżeństwo, wszystko zostawiłem żonie, musiałem szukać pieniędzy na mieszkanie. Wyjazd planowałem na kilka–kilkanaście miesięcy – wspomina Czuma.

Mimo że ma wykształcenie historyczne oraz prawnicze, łapie się prostych, dorywczych prac, głównie drobnych remontów. Amerykańska Polonia pomaga mu w zdobyciu zielonej karty. Dzięki temu zaczyna prowadzić własną audycję w polonijnej rozgłośni radiowej. Radio Czuma – bo tak się nazywa – szybko staje się najpopularniejszą polskojęzyczną audycją w Chicago. Mimo to Andrzeja Czumę ciągnie do kraju. I do polityki.

Powrót do polityki

W 1999 roku Sejm powołuje IPN. Trzeba wybrać jego prezesa. Czuma zgłasza się do Mariana Krzaklewskiego, lidera rządzącej w tamtym czasie Akcji Wyborczej „Solidarność”. – Przez pewien czas brał mnie pod uwagę na to stanowisko. Potem powiedział, że nie znajdzie się większość, by mnie poprzeć – opowiada. Nieco inną wersję przedstawia Niesiołowski, wówczas poseł AWS. – To była bardzo dobra kandydatura. Niestety, stanowczo sprzeciwił się jej właśnie Marian Krzaklewski. Do dziś nie wiem dlaczego – mówi.

Kolejna próba wejścia do krajowej polityki także jest dla Czumy nieudana. W 2005 roku za namową syna Krzysztofa startuje w wyborach do Sejmu z listy PO w okręgu podwarszawskim. Do zdobycia mandatu brakuje mu kilkuset głosów. Jednak rok później zostaje posłem. Zajmuje miejsce Hanny Gronkiewicz-Waltz wybranej na prezydenta Warszawy.

W Sejmie trafia w środek wojny na górze pomiędzy PiS i PO. Gdy Niesiołowski bryluje w mediach, Czuma jest sejmową szarą myszką. Przewodniczy podkomisji przygotowującej ustawę o biegłych sądowych.

Teraz ma znacznie więcej pracy i znacznie mniej czasu. Całe dnie spędza w tajnej Kancelarii Sejmu. Czyta tomy akt śledztw prowadzonych w poprzednich dwóch latach. – Wiem już dużo, bardzo dużo – zapewnia. Kto ma się bać tej wiedzy?

Igor Ryciak

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)