Zawał osobowości
Jeszcze niedawno psychologowie przekonywali, że na zawały serca najbardziej narażone są osoby ambitne i niecierpliwe, za wszelką cenę dążące do sukcesu. Najkrócej mieli żyć pracoholicy oraz żyjący w ciągłym pośpiechu dyrektorzy i menedżerowie o tzw. typie zachowania A. Dopiero badania dr. Harry'ego Hemingwaya z University College London wykazały, że jest odwrotnie - wśród urzędników na choroby serca i depresję częściej chorują osoby sfrustrowane, wykonujące nudną pracę, nisko opłacane i słabo wykształcone.
31.10.2005 | aktual.: 31.10.2005 09:54
W Polsce ponad 44 proc. mężczyzn i aż 55 proc. kobiet narzeka na nadmierne stresy. Prawie połowa Polaków jest zadowolona z pracy, głównie ci, dla których praca jest wyzwaniem i nie jest monotonna - wykazał najnowszy raport "Diagnoza społeczna 2005". Takie osoby, według najnowszych badań, są też mniej narażone na zawały serca.
Śmierć pesymistów
Prof. Johan Denollet, psycholog z Tilburga w Holandii, przez 10 lat przebadał 300 osób poddanych rehabilitacji kardiologicznej. Wśród nich najmniej było ludzi ambitnych, którzy ciągle rywalizują i wyznaczają sobie nowe zadania, ale są szczęśliwi i zadowoleni z osiąganych sukcesów. Jeśli tylko nie są agresywni i nie reagują wybuchem złości w trudnych sytuacjach, nie chorują na serce. Na oddział intensywnej terapii z powodu zawału serca częściej trafiają ludzie o tzw. typie zachowania D. Są to na ogół pesymiści, niezadowoleni z życia i z niską samooceną. Na dodatek łatwo wpadają w gniew, ale starają się go nie okazywać, tłumiąc emocje. - Ludzie o takim typie osobowości nawet po zawale serca gorzej rokują, bo takie cechy osobowości pogarszają stan chorego - powiedział w rozmowie z "Wprost" prof. Denollet. Śmiertelność wśród nich jest aż czterokrotnie większa niż u pozostałych zawałowców - wykazały zakończone niedawno badania holenderskiego uczonego, które będą omawiane podczas rozpoczynającego się w przyszłym
tygodniu w Dallas kongresu Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego.
Jerzy Stuhr dostał zawału serca, gdy był profesorem na trzech uczelniach, kręcił jednocześnie filmy, pracował w teatrze, a na dodatek stale podróżował między Włochami i Polską. Jak przyznaje, był zabiegany, ale to nie pośpiech był powodem jego kłopotów ze zdrowiem. Najbardziej stresująca - twierdzi - była niepewność, "bieganie z myślą, czy w teatrze się spełnię, czy w filmie, czy komedia jest moim przeznaczeniem, a może jednak dramat". Popularny aktor nadal biega, ale jak sam przyznaje, tym razem są to "zaplanowane marsze, a nie gonitwa bez kompasu". W podobnej sytuacji, w rozterkach emocjonalnych i gonitwie bez kompasu, była pół roku przed zawałem wywołanym migotaniem komór ponad połowa pacjentów badanych przez prof. Richarda D. Lane'a, psychiatry z University of Arizona w Tucson. Jednym z nich jest 44-letnia kobieta, która przez trzy lata intensywnie pracowała nawet w weekendy, ciągle była sfrustrowana, przeżywała w małżeństwie liczne konflikty i jakby tego było mało, ciężko zachorowała jej matka.
Atak hormonów
- Nasze zdrowie jest szczególnie zagrożone wtedy, gdy silne i długotrwałe stresy nałożą się na rozczarowanie, przygnębienie, niepewność i brak satysfakcji z własnych osiągnięć - mówi prof. Denollet. Osoby o typie zachowania D często wpadają też w złe nawyki, co pogarsza ich stan zdrowia. Nadużywają alkoholu, częściej niż inni palą papierosy i trudniej pozbywają się nałogu. Niechętnie przestrzegają właściwej diety i rzadko uprawiają sporty, co prowadzi do rozwoju nadciśnienia tętniczego krwi i miażdżycy tętnic. U takich osób stres może spowodować wzrost poziomu fibrynogenu, białka zwiększającego krzepliwość krwi. Mogą wtedy powstać skrzepy blokujące przepływ krwi w naczyniach wieńcowych, będące bezpośrednią przyczyną ataku serca. Silne stresy mogą też spowodować uszkodzenia mięśnia sercowego, nazywane syndromem złamanego serca (nawet jeśli naczynia wieńcowe są drożne).
Dr Ilan Wittstein, kardiolog z Johns Hopkins University w Baltimore, odkrył, że pod wpływem silnego stresu u niektórych osób aż 34 razy wzrasta stężenie adrenaliny i noradrenaliny, hormonów osłabiających skurcze mięśnia sercowego. Z tego rodzaju objawami, podobnymi do zawału, została przywieziona jedna z pacjentek amerykańskiego kardiologa, 52-letnia nauczycielka z Baltimore. Do zaburzeń doszło u niej, gdy się dowiedziała, że nagle zmarła jej przyjaciółka. Na tego rodzaju tzw. kardiomiopatię stresogenną szczególnie narażone są kobiety, mniej odporne na gwałtowny wzrost hormonów stresu niż mężczyźni. Kardiolodzy często odsyłają je do domu, bo nie wykrywają u nich białek świadczących o niedokrwieniu serca, mało niepokojący jest też wynik badania EKG i echokardiografii.
Zbigniew Wojtasiński
Współpraca: Monika Florek