Zatrzymano podejrzanych o kradzieże luksusowych aut
Stołeczni policjanci zatrzymali czterech
mężczyzn podejrzanych o kradzieże luksusowych samochodów.
Prawdopodobnie byli oni także zamieszani w napad na samochód
posłanki Barbary Blidy - poinformowała Komenda
Stołeczna Policji.
03.07.2003 | aktual.: 03.07.2003 16:03
Trzej mieszkańcy podwarszawskiego Brwinowa - 27-letni Ireneusz S., 29-letni Jacek J., 27-letni Jacek W. oraz 32-letni Dariusz J., zamieszkały w Warszawie - wpadli podczas policyjnej zasadzki na stołecznym skrzyżowaniu Al. Krakowskiej i 17 Stycznia. "Poruszali się skradzionym wcześniej Renault Laguna. Policjanci starali się zablokować ich swoimi samochodami. Zaskoczeni mężczyźni zaczęli jednak uciekać, staranowali nawet jedno z policyjnych aut. W końcu udało ich się zatrzymać" - relacjonował oficer z wydziału do walki z przestępczością samochodową KSP, który zastrzegł sobie anonimowość.
W samochodzie policjanci znaleźli trzy komplety tablic rejestracyjnych z samochodów poszukiwanych przez policję, kamienie służące do zatrzymywania samochodów, kominiarki, urządzenie wyłączające pracę systemu GPS, który umożliwia lokalizację auta oraz atrapę broni. Odkryli także wizytówki posłanki Blidy. "Ustalamy, czy pochodzą one ze skradzionego jej samochodu, czy należały do właściciela tego auta" - powiedział oficer.
Zatrzymani prawdopodobnie wywodzili się z gangu samochodowego braci Pawlaków i "Szymona". Jacek W. i Dariusz J. poszukiwani byli listami gończymi od 2001 roku. Dariusz J. także międzynarodowym listem gończym. Oni też prawdopodobnie przewodzili grupie, która powstała po rozbiciu macierzystego gangu. Obaj są znani policji. Jacek W. ma na swoim koncie blisko 20 kradzieży samochodów, Dariusz J. - 52. Policjanci ustalają ile udało im się ukraść z nową grupą.
Do kradzieży luksusowych aut dochodziło głównie na trasie katowickiej. Według policjantów, początkowo były to sporadyczne przypadki, później "złodzieje zaczęli się panoszyć". "Kradli głównie samochody marek Mercedes, BMW, Renault - kilkoma metodami. Specjalizowali się jednak w kradzieżach na tzw. kamień" - wyjaśnił oficer.
Złodzieje rzucali w kierunku upatrzonego samochodu kamieniami. "Dźwięk uderzającego w szybę kamienia przypomina wystrzał z pistoletu. Kierowcom wydawało się, że ktoś do nich strzela. Zatrzymywali się, by sprawdzić, co się dzieje" - powiedział oficer. Przestępcy wykorzystywali ten moment. Podbiegali do samochodu i grożąc atrapą broni wyciągali z niego siedzące osoby. Później odjeżdżali "zdobyczą". Zawsze w czasie akcji byli w kominiarkach.
"Kilka samochodów miało GPS, przy pomocy którego można było m.in. je namierzyć" - wyjaśnił oficer. Pokazał następnie przyrząd do wyłączania pracy GPS, znaleziony przy zatrzymanych. "Wystarczy podłączyć to do zapalniczki samochodowej, by wszystkie 'komórki' znajdujące się w pobliżu straciły zasięg. Taki samochód jest już nie do namierzenia" - dodał.
Podkreślił także, że zatrzymani jeździli zawsze skradzionymi samochodami. "Często z prędkością przekraczającą 260 km na godzinę. Nie było szans na zatrzymanie ich na przykład na trasie katowickiej. Ważne było też to, by schwytać od razu wszystkich czterech. Dlatego czekaliśmy na odpowiedni moment, obserwując ich poczynania" - wyjaśnił oficer.