Zatrzymano kolejnego sprawcę fałszywego alarmu
Stołeczna policja zatrzymała kolejnego "dowcipnisia", który poinformował o podłożeniu bomby w warszawskim metrze w nocy z wtorku na środę. W efekcie fałszywego alarmu ewakuowano kilkaset osób. Jego sprawcy grozi nawet do ośmiu lat więzienia - poinformował o tym rzecznik komendanta stołecznego policji Mariusz Sokołowski.
Zatrzymany 29-letni Robert G., mieszkaniec Konstancina, przyznał się do autorstwa fałszywego alarmu, nie potrafił jednak racjonalnie wyjaśnić dlaczego to zrobił. Tłumaczył, że miał to być "kawał". Był już wcześniej karany za kradzieże i podpalenia, w więzieniu w sumie spędził dotąd 5 lat.
Feralnego dnia - we wtorek, minutę po północy, pracownik obsługujący policyjne pogotowie 997 odebrał telefon. W metrze jest bomba! W metrze jest bomba! - krzyczał do słuchawki anonimowy rozmówca. Nie powiedział jednak skąd ma taką informację, ani kim jest.
Kilkanaście minut później w warszawskim metrze rozpoczęto ewakuację. Ze względu na porę dnia zadanie to było ułatwione. Na trzech stacjach: Służew, Politechnika i Świętokrzyska zatrzymano pociągi. Wszędzie tam byli już policjanci z komisariatu Metro i oddziału prewencji - relacjonował Sokołowski.
Jak wyjaśnił w akcji wzięli udział pirotechnicy, wyposażeni w specjalistyczny sprzęt, i specjalnie szkolony w tym zakresie pies. Sprawdzili całe metro i przylegające do niego parkingi samochodowe. Dwie i pół godziny później okazało się, że alarm był fałszywy.
Szybko ustalono, że "dowcipniś" dzwonił z niezarejestrowanego telefonu komórkowego na kartę. Policjanci przeanalizowali zapis z rozmowy telefonicznej, przesłuchali osoby mogące mieć związek z tą sprawą. W czwartek późnym wieczorem weszli do mieszkania Roberta G.
Jest to kolejny już przykład na to, że żaden z tzw. "żartownisiów" nie może czuć się bezkarnie. Zagrożenie terrorystyczne - to temat, z którego nie można żartować - powiedział Sokołowski.
Do podobnego fałszywego alarmu bombowego doszło w warszawskim metrze w lipcu, tuż po pierwszym ataku terrorystycznym w Londynie. Ewakuowano wówczas ok. 20 tys. osób. Sprawca został również zatrzymany.
Sprawcom tego typu "kawałów" najczęściej stawiane są zarzuty "sprowadzenia niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia wielu osób" - za co grozi do ośmiu lat więzienia. Jeśli jednak w wyniku fałszywego alarmu ktoś zostanie ranny, kara może wynieść nawet 12 lat więzienia. Autorzy fałszywych alarmów zazwyczaj muszą też pokryć koszty przeprowadzanych akcji - ewakuacji, sprawdzenia pirotechnicznego.