Zatrzymanie Dody. Giertych nie ma wątpliwości: Termin został wybrany nieprzypadkowo
Dowody na winę Doroty Rabczewskiej są miażdżące, a termin jej zatrzymania nie jest przypadkowy – tak uważa Roman Giertych pełnomocnik byłego partnera Dody Emila Haidara.
Doda usłyszała zarzut wpływania groźbą na świadka. Grozi za to do pięciu lat więzienia. - Jako obywatel a nie pełnomocnik strony uważam, że nieprzypadkowo doszło do zatrzymania akurat w środę. Termin został dobrany pod kątem potrzeb PR-owskich, a nie pod kątem postępowania. Na pewno było to związane z tym, że wczoraj Sejm zaczął pracować nad ustawami dotyczącymi reformy sądownictwa – mówi Wirtualnej Polsce Giertych.
I dodaje, że od dawna zabiegał o przedstawienie piosenkarce zarzutów. - W moim przekonaniu materiał dowodowy był gotowy do przedstawienia już jakiś czas temu – mówi prawnik.
Policja zjawiła się u Dody kilka minut po godz. Szóstej rano. Piosenkarka przez niemal dwie godziny nie otwierała im drzwi. - Nie słyszałem, żeby kiedykolwiek ktoś czekał dwie godziny. Nawet 15 minut policja nie czeka, gdy jest zarządzone przeszukanie. Przecież w tym czasie ta osoba może ukryć lub zniszczyć dowody. To zdecydowanie jest niecodzienna sytuacja i w całej praktyce nie spotkałem się z czymś takim. Nie wiem, co jest tego przyczyną – mówi Roman Giertych.
Mecenas przekonuje, że dowody na winę Doroty Rabczewskiej są bardzo mocne. – Są wręcz miażdżące. W sądzie będę chciał uzyskać zmianę zarzutu na wymuszenie rozbójnicze – deklaruje Giertych. Za takie przestępstwo grozi do 10 lat więzienia.
Giertych jest pełnomocnikiem Emila Haidara, który był narzeczonym Dody. Kilka miesięcy temu "Gazeta Finansowa" opisała sprawę, w którą zamieszana była Doda i Emil S. Para miała nawiązać współpracę z gangsterami, którzy przychodzili do biura Emila Haidara z żądaniem zapłaty. Piosenkarka i Emil S. mieli według tych informacji zapłacić gangsterom 300 tys. zł, by wyłudzić od byłego narzeczonego kobiety milion złotych.