ŚwiatZaszła w ciążę z wujkiem - szokujące historie nastolatek

Zaszła w ciążę z wujkiem - szokujące historie nastolatek

"Byłam warta 50 owiec", mówi smutno Farzaneh. Patrzy prosto w kamerę. Mała ekipa filmowa - reżyser, producentka, operator - towarzyszy jej od kilku miesięcy, zdążyła przywyknąć. Jej siostra jest główną bohaterką filmu "Sprzedana". Ten wstrząsający dokument Nimy Sarvestaniego pokazuje rzeczywistość afgańskich kobiet: poniżanych, upokarzanych, pozbawionych praw, sprzedawanych.

Zaszła w ciążę z wujkiem - szokujące historie nastolatek
Źródło zdjęć: © AFP | Shah Marai

Sabere ma 16 lat. Przez sześć lat była żoną mężczyzny, który mógłby być jej dziadkiem. Mogła być też matką czwórki dzieci. Żadnej ciąży nie donosiła do końca. Mąż zbyt często i zbyt mocno bił. Uciekła więc do schroniska dla kobiet. Stamtąd wziął ją pod swoje skrzydła ojczym - brat jej zmarłego ojca i drugi mąż jej żyjącej matki. Chociaż kilka lat wcześniej to właśnie Abdul sprzedał pasierbicę 50-letniemu mężczyźnie za żonę, teraz pomaga jej w staraniach o rozwód. Stara się też chronić 12-letnią Farzaneh, swoją córkę, którą dwa lata wcześniej przyobiecał staremu talibowi za 50 owiec i kawałek nieużytku. "Jest jeszcze za młoda", mówi i odsyła z kwitkiem posłańców przyszłego teścia Farzaneh.

WP: * Aneta Wawrzyńczak: Czy wiesz, co dzieje się z głównymi bohaterkami filmu, Sabere i Farzaneh? Jak skończyła się ta historia?*

Nima Sarvestani: Sabere dostała rozwód dwa miesiące temu. W końcu. Ale wciąż mieszka w schronisku (dla kobiet, w Mazar-e-Sharif - przyp.). Farzaneh jest żoną 27-letniego taliba. Mieszkają gdzieś pod Kandaharem. Jego ojciec w końcu dobił targu z ojcem Farzaneh. Abdul dostał resztę owiec, a po Farzaneh słuch zaginął.

Czytaj więcej o kobietach w Afganistanie: Kupują dziewczynki za równowartość kilku tysięcy złotych

WP: Na filmie widzimy, jak biednie żyje rodzina Sabere. Czy płaciliście im za to, że zgodzili się pokazać przed kamerami, opowiedzieć swoją historię?

Nie, nie dostawali od nas żadnych pieniędzy. Nieraz spędzaliśmy noc pod ich dachem, więc kupowaliśmy jedzenie, ale żadnej gotówki żadne z nich nie dostało do rąk. Gdybyśmy im płacili, dostalibyśmy wypaczony obraz rzeczywistości, którą chcieliśmy pokazać.

Wsparliśmy natomiast schronisko dla kobiet. To było dla nas dużo ważniejsze, bo jest to organizacja, która pomaga 50 kobietom na miejscu i opiekuje się kolejnymi 200, które mieszkają z poza ośrodkiem.

WP: Nie uważasz, że zachowanie bohaterów i tak było wypaczone przez Waszą obecność? Zwłaszcza Abdul wydawał się szczerze zatroskany losami Sabere i Farzaneh. Chronił Sabere przed mężem, pomógł z zastawieniu na niego pułapki, nie chciał wydać Farzaneh jej przyszłemu mężowi, mówił, że jest za młoda, że musi poczekać jeszcze cztery lata. Ale gdy wróciliście do Mazar-e-Sharif po zakończeniu zdjęć, okazało się, że 12-letnia Farzaneh została wydana za mąż i ślad po niej zniknął.

Zebraliśmy pieniądze, żeby wykupić Farzaneh. Zebraliśmy równowartość 50 owiec i wracaliśmy do Afganistanu z myślą, że zdołamy ją uratować przed tym małżeństwem. Ale spóźniliśmy się. Nie było jej już w Mazar-e-Sharif. Trafiła do Kandaharu, w południowej części kraju kontrolowanej przez talibów, więc nie mogliśmy tam pojechać. To było zbyt niebezpieczne.

Niestety, Farzaneh jest tylko przykładem niemal każdej małej dziewczynki w Afganistanie. W każdej wiosce znajdziemy kolejne Farzaneh.

WP: Dlaczego Abdul oddał Farzaneh? Kilka razy wspomniał, że mógłby rozwiązać wszystkie swoje problemy, gdyby miał syna. Do tego potrzebna mu była kolejna żona. A żeby zdobyć żonę w Afganistanie, potrzebny jest jakiś majątek: ziemia, owce, pieniądze. Może sprzedał Farzaneh, żeby mieć pieniądze na kupienie żony dla siebie?

Nie, nie w tym przypadku. Oczywiście wielu mężczyzn tak robi. Syn jest dla nich niezwykle ważny, bo córkę wydadzą za mąż, odejdzie do innej rodziny, a syn zostanie u boku ojca i będzie pracował na rodzinę, gdy ten już nie będzie miał siły. Jednak Abdul miał inny problem - wcześniej wyemigrował do Iranu, chciał tam znaleźć pracę, ale go deportowali, więc z pracy nic nie wyszło, tylko długów narobił. Wydał Farzenah za mąż, by je spłacić.

WP: Dziewczynki są sprzedawane…

Wyjaśnijmy przy okazji, że w Afganistanie nie mówi się o tym jak o "sprzedaży". Ojciec Farzaneh mówi wprost, że sprzedał ją za kawałek ziemi i 50 owiec, ale normalnie nikt tak tego nie nazywa. Mówią: "daję ci swoją córkę, więc daj mi coś w zamian". I dostają: ziemię, zwierzęta, pieniądze. WP: Coś à la mahr (dar ślubny, który dostaje panna młoda od męża) w krajach arabskich?

Można tak powiedzieć, ale nie do końca. Różnica polega na tym, że w Afganistanie, kiedy mężczyzna daje posag za swoją żonę, staje się jej właścicielem. Ona nie ma żadnych praw. On może z nią zrobić wszystko.

WP: Wracając do pytania - dziewczynki są sprzedawane, według nieoficjalnych statystyk, w 60-80% przypadkach "małżeństw".

W 60-80%? Moim zdaniem nawet więcej. Może faktycznie związków, gdzie kobieta sama decyduje, za kogo wyjdzie za mąż, jest 20% - ale to głównie mieszkanki Kabulu. Kobiety w stolicy uczą się, studiują, pracują. Tak przypuszczam, bo wśród dziewczyn, które ja poznałem, wszystkie były zmuszone do wyjścia za mąż w wieku 10-12 lat. Czasami wcześniej.

WP: Każda dziewczyna w schronisku ma swoją własną, bolesną historię. Czy przypominasz sobie, która najbardziej Tobą wstrząsnęła?

Wszystkie są wstrząsające. Na przykład Latife. Gdy zmarł jej ojciec, opiekę nad nią przejął jego brat, jej wujek. A ten ją gwałcił. W wieku 13 lat zaszła w ciążę. Śledziliśmy jej historię, ale była zbyt skomplikowana, by zrobić z niej główną bohaterkę filmu.

W schronisku mieszkały też trzy siostry. Jedna z nich była regularnie gwałcona przez ojca.

Takich historii jest mnóstwo. Kiedy jesteś na miejscu i widzisz i słyszysz to wszystko, nie potrafisz zdecydować, na której z nich się skupić. Wszystkie są przerażające. Mogłabyś zrobić film o każdej jednej.

WP: Skoro jesteśmy przy Latife - w filmie widzimy scenę, gdy jej ciotki przychodzą, by z nią porozmawiać i przekonać ją do powrotu do domu. Latife odmawia, ciotki dyskutują. Pracownica schroniska mówi wtedy do jednej z nich: "dlaczego jej nie rozumiesz? Przecież też jesteś kobietą". Jak Afganki traktują się wzajemnie? Współczują jedna drugiej?

Oczywiście. Choć nie zawsze. To wszystko zależy od sytuacji, od okoliczności, w jakich się spotykają. Nawet Sabere powiedziała mi, że Farzenah jest jeszcze bardzo młoda, ale lepiej będzie, jeśli wyjdzie za mąż już teraz. W Afganistanie dziewczyna, która ma 16 czy 17 lat i nie wyszła jeszcze za mąż, jest już starą panną.

WP: A jakie szanse ma Afganka, by dostać rozwód?

Właściwie kobieta nie ma praw do rozwodu. Za rządów talibów nie miała najmniejszych szans, by go dostać. Mężczyzna nie miał z tym żadnych problemów. Więcej, mógł mieć tyle żon, ile tylko chciał. Jeśli umarł, jego żona musiała odczekać 70 lat nim dostała rozwód i mogła ponownie wyjść za mąż. Teraz są to tylko cztery lata, ale pod warunkiem, że mężczyzna przez dłuższy czas jest poza domem i nie jest w stanie utrzymać kobiety i jej dzieci. Jeśli, na przykład, jest w więzieniu, żona może dostać rozwód i wyjść ponownie za mąż właśnie po czterech latach.

WP: Rządy talibów się skończyły, a dziewczynkami wciąż się handluje.

To nie był wymysł talibów, by tak wydawać za mąż dziewczynki. Taka jest kultura w Afganistanie. My próbowaliśmy pokazać kobiety i mężczyzn w tym kraju, bez oceniania czy faworyzowania którejś z grup. Chcieliśmy pokazać, jak bardzo potrzeba im edukacji. Problemem jest to, że 85% pieniędzy, które są pakowane w wojnę w Afganistanie przez NATO i Stany Zjednoczone, idzie na żołd dla żołnierzy. Pozostałe 15% dostaje rząd w Kabulu: 10% idzie dla urzędników, a tylko 5% do organizacji pozarządowych itd. I przez te 10 lat wojny ani NATO, ani USA nie wybudowały nawet jednej szkoły. Tym filmem staram się to zmienić. Chcę wymóc jakąś reakcję w Europie i Ameryce. Chcę, by ludzie zobaczyli prawdziwą tragedię Afganistanu. Bo tak naprawdę nikogo Afgańczycy nie obchodzą.

Chcę to podkreślić jeszcze raz: zrobiliśmy ten film, by pokazać, że wszyscy w Afganistanie, mężczyźni i kobiety, potrzebują edukacji.

WP: Twoje poprzednie filmy również opowiadały trudne historie, przedstawiały niesamowicie skomplikowane losy kilkorga ludzi. W "Iranian Kidney Bargain Sale" ("Wyprzedaż irańskich nerek") pokazujesz handel organami w Iranie, w "On the Border of Desperation" ("Na granicy desperacji") - przemyt ropy z Iranu do ogarniętego wojną Iraku przez "mrówki". Skąd czerpiesz pomysły na filmy? Jak znajdujesz bohaterów?

Kiedy jesteś dziennikarzem i aktywnie pracujesz w zawodzie, poznajesz mnóstwo ludzi i ich historii. Wtedy pomysły przychodzą same. Na przykład pomysł na film "Na granicy desperacji" przyszedł mi do głowy, gdy pracowałem w Iraku. Czasem widywałem martwe konie na poboczach. Zastanawiałem się, kto je zabił - to ewidentnie nie były ofiary amerykańskich bombardowań. Kierowca powiedział mi, że niektórzy ludzie używają koni do szmuglowania ropy z Iranu do Iraku. Od razu pomyślałem, że trzeba by zrobić o tym film.

WP: A jak znalazłeś Sabere?

"Sprzedana" jest czwartym moim filmem z Afganistanu. Pierwszy nakręciłem 17 lat temu, kolejny w 2001 roku, "Sprzedana" był trzecim dokumentem. Teraz skończyłem czwarty, o więzieniu dla kobiet w Kabulu.

Pomysł na ten film wpadł mi do głowy już kilka lat temu. Doskonale znałem problem wcześniej, więc chciałem go pokazać szerszej widowni. Ale tamtym razem przyjechałem do Afganistanu z innym zamiarem - kręciliśmy film o pewnej artystce. Mieliśmy już za sobą ponad dwa miesiące pracy a ja zrozumiałem, że to nie jest moja bohaterka. Ta kobieta pochodzi z bogatej rodziny, jest znana, media często ją pokazują. Dlaczego ja miałbym być kolejnym, który opowiada jej historię? Musiałem więc zmienić koncepcję.

Pracował dla mnie wtedy młody Afgańczyk, był operatorem kamery. Powiedział, że jego znajomy pracuje w schronisku dla kobiet, więc może tam coś znajdziemy. Odwiedziliśmy dwa czy trzy schroniska w Kabulu. Nikt nie chciał pokazać się przed kamerą. Jedna dziewczynka, 11-latka, chciała wystąpić w dokumencie, ale jej ojciec się nie zgodził. W innym schronisku nie pozwolono nam kręcić zdjęć, bo zmarła tam nieco wcześniej jedna z jego mieszkanek. Wtedy nasz znajomy znalazł kontakt do schroniska w Mazar-e-Sharif. Jego dyrektor był nauczycielem i dziennikarzem, więc rozumiał, czym się zajmujemy, co chcemy zrobić i pozwolił nam nakręcić film. Najpierw nasza producent, która jest kobietą, weszła sama do schroniska, mogła porozmawiać z wieloma dziewczynami. Wybraliśmy Sabere, ona przekonała swojego ojczyma, więc to była historia, którą później śledziliśmy.

WP: Niełatwo jest znaleźć Afgankę, która zgodzi się pokazać twarz przed kamerą i przekonać jej rodzinę, by opowiedzieli swoją historię?

Właściwie znaleźliśmy trzy dziewczyny, które chciały wystąpić przed kamerą. Śledziliśmy historie wszystkich, ale w przypadku dwóch z nich nie mogliśmy podejść dostatecznie blisko, przyjrzeć się ich rodzinom. Nie mogliśmy zdobyć ich zaufania. To była czerwona linia, której nie mogliśmy przekroczyć. Przede wszystkim musiałem przekonać je, że robię ten film dla nich, by im pomóc. Dopóki nam nie ufały, nie braliśmy kamery na spotkania. Dopiero gdy zrozumiały, że nie zależy nam tylko na zrobieniu filmu, ale także na tym, żeby je poznać i pomóc im, mogliśmy włączyć kamery.

Ale zaufanie to nie wszystko. Musiałem też całkowicie je zrozumieć. Musiałem stać się kobietą, myśleć jak kobieta, widzieć społeczeństwo oczami kobiety. Dużo zależało od mojego "tła". Urodziłem się i dorastałem w Iranie, w bardzo aktywnej i otwartej rodzinie. Po rewolucji islamskiej w 1979 roku mieliśmy mnóstwo problemów. Władze chciały nas wszystkich schwytać. Dorwali mojego ojca i dwóch braci. Jednego z nich przetrzymywali pół roku. Później go powiesili. Miał 17 lat. Zawinił, bo aktywnie działał w studenckiej organizacji walczącej o prawa człowieka. Ja byłem aktywnym dziennikarzem. Tak aktywnym, że w 1984 roku musiałem opuścić kraj. Myślę, że moje doświadczenie, moja historia, czynią mnie wiarygodnym w tym, co robię, w tematach, które poruszam w swoich filmach. Rozumiem moich bohaterów. Jeśli chcę zrobić dobry film dokumentalny, muszę być w 200% szczery i prawdziwy.

WP: Urodziłeś się i wychowałeś w Iranie, zanim wyemigrowałeś do Szwecji, a później wracałeś do kraju przy okazji kręcenia kilku filmów. Afganistan też znasz bardzo dobrze, od 17 lat. Myślę, że w Iranie kobiety doskonale wiedzą, jakie prawa i wolności im się należą, jak traktowane są kobiety w innych częściach świata. Jak wygląda to w Afganistanie? W Twoim filmie widzimy, jak Sabere krzyczy na ojczyma, wydaje mu rozkazy. Wie, że wyrządzono jej krzywdę. Walczy o rozwód, o swoją przyszłość. Jest tylko wyjątkiem czy jest więcej takich Afganek?

W schroniskach jest więcej dziewczyn takich jak Sabere. Coraz więcej kobiet pracuje też w organizacjach pozarządowych. Są w zdecydowanej mniejszości, ale jednak walczą o prawa kobiet w Afganistanie. Większość z nich przez lata żyła na emigracji, w Pakistanie czy Iranie. Wróciły, by pomagać rodaczkom.

WP: Czym różnią się te dwa kraje, Afganistan i Iran, pod względem praw kobiet?

Jeśli pojedziesz do Afganistanu i zaczniesz pytać ludzi, co myślą na temat obecnej sytuacji w kraju, zdecydowana większość z nich powie ci, że pod rządami talibów czuli się bezpieczniej niż dzisiaj. Zapytasz: "jak to?! Przecież talibowie was mordowali, ograniczali wam prawa, surowo karali". "Tak, ale nic się przecież nie zmieniło", usłyszysz w odpowiedzi. Ludzie nie boją się powrotu talibów do władzy, bo talibowie wciąż rządzą Afganistanem.

Afgańczycy nie czują się bezpiecznie. Po godzinie piątej, szóstej, nikt nie wychodzi z domu. Gdy kręciliśmy kolejny film, musieliśmy przejechać dwa miasta, by dotrzeć z hotelu do więzienia. Musieliśmy wstawać o piątej rano, żeby dojechać do więzienia, nakręcić zdjęcia i wrócić do Kabulu przed 17.

Byłem w Afganistanie 10 lat temu, byłem teraz. Zauważyłem, że prawie nic się tam nie zmieniło. Nie ma pracy, gospodarka leży. Kobietom wciąż żyje się źle. Sytuacja się trochę zmieniła. Ale mężczyźni się nie zmienili.

Wyobraź sobie, że jako 10-letnią dziewczynkę zmuszono cię do ślubu z kilkadziesiąt lat starszym mężczyzną. Masz teraz 16 lat, za sobą duże - i straszne - doświadczenia. Mąż każe cię za wszystko, bije, torturuje. Może cię nawet zabić, jeśli taki będzie miał kaprys. Więc co robisz? Uciekasz. A on idzie na policję i składa na ciebie donos. Jeśli cię złapią, wylądujesz w więzieniu. Możesz tam gnić nawet przez 15 lat. O tym właśnie jest mój kolejny film.

W Iranie jest zupełnie inaczej. Dużo kobiet ma wyższe wykształcenie, znają swoje prawa. 30 lat po rewolucji nie akceptują miejsca w społeczeństwie, które wyznaczają im władze kraju. Muszą na przykład nosić chusty, ale zakładają bardzo obcisłe ubranie. Pamiętają czasy sprzed rewolucji, rządy Szacha Rezy Pahlawiego, gdy nie musiały zakrywać ciała. Nawet dyktatura, jak za czasów Szacha, była bardziej otwarta na zmiany niż dzisiejszy Afganistan.

Kiedyś w Afganistanie było tak samo, kobiety nie musiały nosić burek. Teraz, gdy tam pojedziesz, czujesz się, jakbyś cofnęła się w czasie o 100 lat. To widać nie tylko w mentalności ludzi, ale w gospodarce, architekturze… wszędzie.

Dużo jeszcze czasu minie, nim w Afganistanie kobiety i mężczyźni będą równi.

Nima Sarvestani (ur. 1958) reżyser i producent irańskiego pochodzenia, od 1984 roku mieszka w Szwecji. W Iranie pracował jako dziennikarz, na emigracji skupił się na tworzeniu filmów dokumentalnych. Jego najważniejsze filmy to: Iranian Kidney Bargain Sale (2006), On the Border of Desperation (2009), I Was Worth 50 Sheep (2010). Obecnie kończy pracę nad No Burqas Behind Bars, dokumentem przedstawiającym więzienie dla kobiet w Kabulu.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)