PolitykaZaskakujący sondaż: prawica wygra z PO o 11 proc., jeśli wystartuje razem w wyborach

Zaskakujący sondaż: prawica wygra z PO o 11 proc., jeśli wystartuje razem w wyborach

Gdyby PiS wystartował w wyborach w szerokim prawicowym bloku wyborczym, obejmującym m.in. Solidarną Polskę i PJN, może liczyć na 37 proc. poparcia, o 11 punktów procentowych więcej niż PO - wynika z badań przeprowadzonych przez Homo Homini na zlecenie tygodnika "Uważam Rze". Według badań tego samego ośrodka, prowadzonych dla WP.PL, PiS od lat nie uzyskało wyniku lepszego niż 31 proc., a poparcie dla Solidarnej Polski oscyluje w ostatnich miesiącach w okolicach 3-5 proc.

Zaskakujący sondaż: prawica wygra z PO o 11 proc., jeśli wystartuje razem w wyborach
Źródło zdjęć: © WP.PL | Konrad Żelazowski

06.06.2013 | aktual.: 28.10.2015 12:34

Wspólne listy wyborcze są korzystne zarówno dla partii Jarosława Kaczyńskiego, zapewniając szanse na samodzielne rządy prawicy pod jego przywództwem, jak i dla mniejszych ugrupowań, które mają niewielkie szanse na wejście do sejmu. Bez połączenia sił, żadna z prawicowych formacji nie ma realnych szans na rządzenie. Nawet przy słabym wyniku PO, PiS nie osiągnie na tyle dużego poparcia, aby sprawować władzę samodzielnie, a to właśnie jest ambicją Kaczyńskiego. - Prawo i Sprawiedliwość ma jeden cel - wygrać wybory tak, by móc samodzielnie stworzyć rząd - mówi prezes PiS w wywiadzie dla "Gazety Polskiej".

W opinii dr. Tomasza Godlewskiego, politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, taki scenariusz jest jednak nierealny. - Główny rozgrywający, czyli Jarosław Kaczyński, nie jest zainteresowany takim rozwiązaniem dlatego, że oznaczałoby to dla niego osłabienie. W sytuacji, gdy eliminuje wszelkie partie, które rodowodem pochodzą z Prawa i Sprawiedliwości, de facto przejmuje ich elektorat - wyjaśnia dr Godlewski.

Nawet, jeśli rozdrobnienie prawicy na szereg mniejszych partii przynosi straty w sondażach, trudno przewidzieć, jak wyborcy zachowają się w prawdziwym głosowaniu. Dla części elektoratu obecność Kaczyńskiego na wspólnych listach może być zniechęcająca. - Albo zostaną zdemobilizowani, albo paradoksalnie, głosując przeciwko Platformie, wybiorą PiS.

Scenariusz zakładający stworzenie szerokiego prawicowego bloku wyborczego, z udziałem skłóconych ze sobą polityków, wydaje się nierealny. Gdyby jednak się spełnił, układ sił na scenie politycznej mógłby się zmienić diametralnie. - Wydaje mi się, że taka dość egzotyczna koalicja, złożona z polityków o bardzo różnych ambicjach, przy jednoczesnym zniechęceniu wyborców do Platformy, miałaby szansę - mówi dr Godlewski. Zaznacza jednak, że jest to scenariusz z kategorii głębokiego political fiction. Dlatego bardziej prawdopodobna jest kolejna porażka wyborcza Prawa i Sprawiedliwości lub wygrana z nieznaczną przewagą, niewystarczającą do samodzielnego rządzenia. W obu wypadkach, dla Kaczyńskiego oznaczałoby to kolejne cztery lata w opozycji.

- Jarosław Kaczyński w tej chwili nie posiada zdolności koalicyjnej, chociaż znając polską politykę wiemy, że wszystko jest w niej możliwe - zauważa dr Godlewski. Po wygranych wyborach, partia Kaczyńskiego, mogąca rozdzielać ministerialne stanowiska, mogłaby być pożądanym partnerem, zapewniającym udział w rządzeniu. To mogłoby skłonić do współpracy np. PSL. W opinii Tomasza Godlewskiego, również ten scenariusz jest nieprawdopodobny. - PSL to partia racjonalna. Konkuruje na wsi o ten sam elektorat, w związku z tym nie da się skanibalizować. Widzieliśmy, co stało się z Samoobroną, która wchodząc w koalicję z PiS, została pozbawiona swojego wiejskiego, roszczeniowego, wykluczonego elektoratu - wyjaśnia politolog.

Obecnie najbardziej prawdopodobny scenariusz, to porozumienie się centrum i lewicy, przeciw PiS. W konsekwencji, dzięki brakowi umiejętności porozumienia się prawicy, przy obecnym układzie politycznym, po następnych wyborach Donald Tusk kolejny raz otrzyma władzę w prezencie - nawet jeśli Platformie nie uda się poprawić słabych wyników z ostatnich sondaży i PiS wygra wybory z kilkuprocentową przewagą.

Premier już teraz przygotowuje się na tworzenie rządu wspólnie z SLD, nawet w tej kadencji sejmu. - Kiedy pojawiają się sugestie, że ktoś może odejść z Platformy, z PSL, pojawia się problem: to jak zbudujecie większość? I wtedy naturalne staje się pytanie o SLD, bo Palikot ustawił się jakoby poza granicą racjonalnej polityki, na marginesie. PiS, wiadomo, nie muszę niczego tu komentować. Na horyzoncie pozostaje tak naprawdę tylko SLD, jako ten domniemany, potencjalny partner - wyjaśnia premier Tusk w wywiadzie dla "Polityki".

Marcin Bartnicki, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)