Zaskakujące kontrowersje wokół Pokojowej Nagrody Nobla
Przyznanie Pokojowej Nagrody Nobla prezydent Liberii Ellen Johnson-Sirleaf wywołało, obok radości, również oburzenie w jej kraju. Część polityków liberyjskich uznała decyzję Komitetu Noblowskiego za mieszanie się w sprawy wewnętrzne ich kraju.
08.10.2011 | aktual.: 08.10.2011 18:28
Pokojowa Nagroda Nobla została w tym roku podzielona na równe części między trzy kobiety: liberyjki Ellen Johnson-Sirleaf, Leymah Gbowee i jemeńską dziennikarkę Tawakkul Karman - jedną z głównych postaci protestów przeciwko prezydentowi Alemu Abd Allahowi Salahowi.
11 października w Liberii mają się odbyć wybory prezydenckie, w których startuje również dotychczasowa prezydent Johnson-Sirleaf. Będzie ubiegać się o pozostanie na drugą kadencję.
Nobla dla Johnson-Sirleaf w Liberii odczytuje się jako poparcie dla jej kandydatury oraz poparcie dla jej partii.
Norweski naukowiec, afrykanista dr Morten Boeas powiedział, że gdyby chodziło o kandydata wyłonionego z innego kraju niż afrykański, Komitet Noblowski na pewno wstrzymałby się w takiej sytuacji z przyznaniem nagrody.
Tymczasem przewodniczący norweskiego Komitetu Noblowskiego Thorbjoern Jagland pytany przez dziennikarzy, czy Nobel dla Johnson-Sirleaf ma pomóc jej w wygraniu wyborów, powiedział, że Komitet nie angażuje się w wewnętrzne sprawy kraju, a Pokojowa Nagroda Nobla przyznawana jest za dokonania z przeszłości.
- Jesteśmy niezależni, a sytuacja polityczna w krajach, z których pochodzą laureaci, nie może mieć wpływu na decyzje komitetu noblowskiego - oświadczył Jagland.
72-letnia Johnson-Sirleaf to pierwsza kobieta-prezydent w Afryce. Komitet Noblowski docenił ją za działania na rzecz pokoju w kraju targanym latami przez wojny domowe, promowanie ekonomicznego i socjalnego rozwoju oraz umacnianie pozycji kobiet.