Zasada: nie płacić!
Już około 500 przedsiębiorstw z naszego województwa, a kilkanaście tysięcy z całej Polski, padło ofiarą zarejestrowanej w Barcelonie firmy European City Guide.
08.08.2003 10:10
ECG wysyła do małych na ogół przedsiębiorstw formularze w języku angielskim (opatrzone europejskimi gwiazdkami) z prośbą o wpisanie danych zakładu i odesłanie materiałów do Hiszpanii. I tak też czynią przedsiębiorcy, przekonani, że chodzi o darmową reklamę. Na początku są dumni z tego, że zjednoczona Europa upomina się o ich firmę, jednak mina im rzednie, gdy dostają fakturę. Wtedy orientują się, że drobnym maczkiem w szóstej linijce dopisku na dole formularza znajduje się informacja szokująca: reklama kosztuje 817 euro rocznie (3,5 tys. zł)! Kontrakt zawarty jest na trzy lata - bo chyba tak można rozumieć zdanie "Udzielamy ECG pełnomocnictwa do opublikowania danych w następnym i kolejnych dwóch wydaniach książki teleadresowej".
- Dałem się złapać w zeszłym roku we wrześniu - mówi Jacek Pyrzalski z firmy motoryzacyjnej w Bielsku-Białej. - Nie znam angielskiego na tyle dobrze, by zorientować się, że chodzi o taki numer.
Tomasz Wichta, prowadzący firmę handlowo-usługową w Sosnowcu, też odesłał formularz. Wkrótce dostał pocztą fakturę na owe 817 euro, ale postanowił się nią nie przejmować. Gorzej, że zaczęły do jego firmy nadchodzić wezwania do zapłaty.
W podobnej sytuacji jak Wichta jest inny sosnowiecki przedsiębiorca Mariusz Oczkowicz: - Gdy wystosowaliśmy do Barcelony pismo z prośbą o wyjaśnienie, oni w ogóle się do niego nie ustosunkowali, tylko przypomnieli, że jesteśmy im winni pieniądze.
Rafał Szklarczyk z jednej z bielskich spółek: - Dostałem fakturę, choć nic nie podpisywaliśmy. Chyba gdzieś na wycieczce w Hiszpanii mój wspólnik został zaczepiony i poproszony o wpis do jakiejś książki teleadresowej.
European City Guide to firma znana na całym świecie. Nie z powodu książek teleadresowych, które wydaje (te są na żenująco niskim poziomie), ale z powodu protestów, które w związku z jej działalnością pojawiają się w kolejnych krajach. Jest nawet międzynarodowe stowarzyszenie poszkodowanych i specjalna strona internetowa na ten temat (www. stopecg. org, także z odnośnikiem polskim). W Polsce koordynuje sprawę Artur Świtalski z Gniezna.
- ECG celuje w firmy małe, bo wie, że te nie zatrudniają prawników i nie będą miały pieniędzy, by się sądzić. Obecnie ECG bardzo mocno angażuje się w Europie Środkowej i Wschodniej - mówi Świtalski.
O skargach na działalność ECG wie oczywiście Ambasada Hiszpanii w Warszawie. Odcina się od tej firmy. Za komentarz tej sprawy służy oficjalne pismo od Antonio Maudesa, radcy ds. ekonomicznych i handlowych: "Otrzymujemy wiele skarg dotyczących ww. firmy i od początku maja informujemy o tym władze hiszpańskie, które podjęły czynności mające na celu ukrócenie tych działań" - czytamy w piśmie.
- Ta firma nielegalnie działa na terenie Polski - podkreśla Świtalski.
Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych zna problem i obiecuje pomóc. Artur Świtalski myśli o tym, by wynająć kancelarię prawniczą, która by reprezentowała polskie firmy. Najważniejsza jednak zasada, którą już teraz powinni kierować się wszyscy naciągnięci przedsiębiorcy, brzmi: "Nikomu nie płacić ani centa!".
Z prawnego punktu widzenia sytuacja nie jest dla poszkodowanych firm najlepsza. W końcu podpisali umowę - powinni wiedzieć, co w niej jest. Niestety, nie jest żadnym argumentem fakt, że umowa nie została sporządzona w języku polskim. Według stowarzyszenia poszkodowanych sprawę można wygrać, gdyż działanie ECG ma znamiona świadomego i celowego wprowadzania w błąd. Każdy, kto przeczyta te dwie nieszczęsne kartki, które ECG przedstawia do podpisu, nie będzie miał wątpliwości, że właśnie o to chodzi.
Marek Twaróg