Zarzuty po górniczej demonstracji
Policja postawiła zarzuty 37 górnikom
spośród 69 zatrzymanych podczas wtorkowej demonstracji w
Warszawie. Większości z nich zarzuca czynną napaść na
funkcjonariusza, za co grozi nawet do 8 lat więzienia. Wszyscy
zatrzymani demonstranci zostali wieczorem zwolnieni do
domów.
Jak poinformował rzecznik komendanta stołecznego policji Mariusz Sokołowski, zarzut czynnej napaści na policjanta otrzymało 35 demonstrantów, dwóch pozostałych odpowie za znieważenie lub grożenie funkcjonariuszom.
W przypadku pozostałych 32 górników policja skierowała do sądów grodzkich wnioski o ich ukaranie - odpowiedzą za chuligaństwo. W środę wieczorem wszyscy autokarami wrócili do domów.
Według szacunków policji straty, jakie poniosła ona w sprzęcie (podczas starć z górnikami) to ponad 98 tys. zł. Rzecznik powiedział, że "kwota ta nie uwzględnia na razie kosztów związanych ze zniszczonymi samochodami policyjnymi, gdyż te musi określić rzeczoznawca". Będziemy występować do organizatorów o pokrycie tych strat - zapowiedział Sokołowski.
Do Warszawy przybyło we wtorek rano ok. 5,5 tys. górników, aby manifestować przed Sejmem w obronie prawa górników do emerytury po 25 latach pracy pod ziemią. Mimo apeli organizatorów manifestacji o spokój, doszło do zamieszek. W kierunku policjantów poleciały petardy, świece dymne i metalowe nakrętki. Część protestujących przewróciła barierki chroniące parlament.
Policja użyła armatki wodnej, gazu łzawiącego i skierowała pod Sejm dodatkowe siły. Rannych zostało 11 policjantów i siedmiu górników, zatrzymano 69 demonstrantów.