Zapraszamy na bankiecik
Czasy niby ciężkie, a bankietów coraz więcej. Firma, która ich nie organizuje, musi wydać się podejrzana. Oto najczęściej stosowane dziś przepisy na udane przyjęcie - pisze Piotr Sarzyński w tygodniku "Polityka".
04.01.2006 | aktual.: 04.01.2006 07:57
Pretekstem do zorganizowania bankietu lub balu może być absolutnie wszystko. Fuzja firm, ale też ich podział. Powołanie spółki-córki. Zaprasza się rzecz jasna gości na okoliczność inauguracji działalności i aż dziw bierze, że nikt dotychczas nie wpadł na pomysł zorganizowania przyjęcia z okazji bankructwa.
Nawet firmy, które swe siedziby mają w odległych miastach, często decydują się na orgnaizowanie fety w stolicy. Bo tylko tu liczyć mogą na celebrities oraz obecność centralnych mediów.
Choć na bankietach nie objadamy się i nie opijamy tak jak jeszcze 10 lat temu, to jednak kuchnia ciągle pozostaje jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym kryterium oceny imprezy przez gości. Ponieważ większość bankietów odbywa się na stojąco, stali bywalcy przez lata zdobyli doświadczenie w równoczesnym manipulowaniu talerzykiem, sztućcami, kieliszkiem, a nawet telefonem komórkowym.
Campari, gin z tonikiem, rum z colą, a nawet koniaczek.
Każdy gość przy wyjściu z bankietu musi dostać torebkę. Pominięcie tego operacyjnego szczegółu lub pomieszczenie w środku jedynie materiałów reklamujących firmę, grozić może nieobliczanymi konsekwencjami. Oczywiście tylko najbardziej niepoprawni optymiści oczekują, że po promocji nowego modelu Mercedesa otrzymają kluczyki, zaś bank dyskretnie wsunie do środka złotą kartę kredytowaą, opłaconą na pięć lat z góry. Ale drobiazgi, choć z reguły trafią później i tak na pawlacz, są tym, czym espresso po obiedzie.