Zapłakana nauczycielka: dlaczego to ja przeżyłam?
30 września 2005 roku w katastrofie pod Jeżewem zginęło trzynaście osób - 10 licealistów i trzech kierowców: autokaru i lawety. W czwartek w sądzie zeznawała w tej sprawie nauczycielka, która jechała autokarem - informuje "Kurier Poranny".
24.07.2009 | aktual.: 24.07.2009 09:35
- Cały czas zadaję sobie pytanie, dlaczego ja, stara, przeżyłam? A oni młodzi, dopiero wkraczający w dorosłość, zginęli... - mówiła w sądzie opiekunka maturzystów z I LO. Większość zeznań przepłakała.
Kiedy doszło do wypadku, nauczycielka siedziała z przodu, zaraz za kierowcą. Widziała, jak autokar zderza się z lawetą. Jak mówi, gdy zobaczyła, że kierowca zaczyna wyprzedzać, chociaż z naprzeciwka jedzie duży samochód, zdążyła koleżance powiedzieć: jedziemy na śmierć. Krzyczała też do kierowcy, że "jedzie na czołowe", ale ten jej nie słuchał.
Po uderzeniu kobieta wypadła przez przednią szybę. Miała zmasakrowaną twarz, powybijane wszystkie zęby, pogruchotane kolana. Jednak gdy tylko odzyskała przytomność, zaczęła pomagać wyciągać rannych nastolatków z autobusu.
Proces, który obecnie się toczy, dotyczy współwłaściciela firmy, która wynajęła maturzystom autokar.
W marcu tego roku sześć osób związanych z tym wypadkiem usłyszało wyroki od 6 miesięcy do 1,5 roku więzienia w zawieszeniu. Oskarżeni byli pracownicy firm transportowych, specjaliści bhp, a także lekarka medycyny pracy, która zajmowała się wydawaniem kierowcom zaświadczeń o zdolności do pracy.
Najpoważniejsze zarzuty usłyszała wtedy lekarz Ludmiła J. Okazało się bowiem, że ponad rok przed wypadkiem wydała zaświadczenie o braku przeciwwskazań do pracy za kierownicą kierowcy, który w momencie wypadku prowadził autokar. Potem wyszło na jaw, że mężczyzna od lat chorował na padaczkę i nie powinien być zawodowym kierowcą.