Zapach pieniędzy... lekko rozcieńczony
W ciężarówce mieści się kilkanaście ton towaru. Oficjalnie to damskie bluzki po kilka centów za sztukę. Kiedy celnik rozcina worek, na podłogę wysypują się jeansowe kurtki warte sto razy więcej i ukryte wśród ciuchów setki flakonów perfum. Jak się okazuje, na pachnącym przemycie zarabia się krocie.
10.05.2004 | aktual.: 10.05.2004 08:29
Według Straży Granicznej z południa Polski, w przemycie perfum specjalizują się... łodzianie. Tylko w ciągu dwóch ostatnich miesięcy w Chyżnem, Chochołowie i na Łysej Polanie zatrzymano kilkudziesięciu mieszkańców naszego regionu.
Pakują do samochodów po kilkaset flakonów perfum i szukają szczęścia na granicy. W razie wpadki liczą na siłę argumentu, że 500 flakonów podrobionych perfum to prezenty dla rodziny i znajomych.
Zdaniem łódzkich celników, to tylko detaliści, którzy, korzystając z możliwości, próbują uszczknąć potentatom parę groszy. Prawdziwe pieniądze „jadą” ciężarówkami i mają konkretnych odbiorców. Straty polskiej branży kosmetycznej i fiskusa – z tytułu niezapłaconych podatków – idą w miliony złotych.
Wycieczka na bazar
Biznes musi się opłacać, a wycieczka zwrócić. Wyprawa do Turcji po perfumy ma jednak niewiele wspólnego ze zwiedzaniem. Z siedmiodniowego wyjazdu cztery, pięć dni spędzić trzeba w drodze. Z konieczności zwiedzanie ogranicza się więc do bazaru i kilku hurtowni. Tam można kupić wszystko. Czasem nie trzeba nawet wysiadać z autokaru. Organizator wyjazdu sam dostarczy towar, który zamówią uczestnicy wycieczki.
– Przemyt z Turcji gwałtownie rośnie – mówi kpt. Marek Jarosiński z Karpackiego Oddziału Straży Granicznej. – Nie ma tygodnia bez wykrytej kontrabandy. Głównie przywożone są ciuchy i perfumy. Niektóre są tak dobrze podrobione, że niewprawne oko nie wyłowi różnicy.
Przemycone perfumy są oferowane głównie na bazarach. Nie ma jednak pewności, czy nie trafiają do niektórych sklepów na tzw. podkładkę. Lewy towar sprzedaje się na podłożoną fakturę. To praktyka często stosowana przy obrocie częściami samochodowymi.
Zysk razy trzy
Na podróbkach ciuchów i perfum może być nawet potrójne przebicie. Po pierwsze kupuje się je za grosze, więc nawet przy połowie ceny oryginału przemytnik zarabia przynajmniej 100 – 150 zł na flakoniku. Jeśli uda się wprowadzić towar do sklepu, cena jeszcze rośnie.
Według celników, taki przemyt to już wyspecjalizowana gałąź szarego handlu. Są nawet firmy spedycyjne, które od ręki załatwiają wszystkie formalności. Jeśli towar jest legalny, biorą kilka centów za kilogram. Jeśli mamy coś trefnego, cena odprawy jest wielokrotnie wyższa, ale ryzyko bierze na siebie spedytor. Jeśli nie uda się dostarczyć tira do Polski, zwraca pieniądze. Wszystko według formuły, że klient nasz pan.
– Dopiero podczas nalotów w kraju odkrywamy, że na granicy zgłoszono do odprawy zupełnie inny towar niż dotarł do Tuszyna, Głuchowa czy Łodzi – mówi pracownik łódzkiej Izby Celnej.
W zwalczaniu kontrabandy sporą praktykę mają celnicy z Łodzi. Oficjalnie nazywa się to powtórna rewizja celna. Grupa prowadzi własne rozpoznanie operacyjne i analizuje przemytniczy rynek.
Łódzcy handlarze robią pieniądze na perfumach kradzionych w zachodnich marketach (otwarcie granicy z Niemcami daje nowe możliwości dostaw kradzionych towarów), na przemycie podróbek z Turcji i na fałszowaniu perfum.
– Ustaliliśmy, że przynajmniej jeden z kilku handlarzy – działający pod Łodzią – fałszuje towar, rozcieńczając perfumy spirytusem i rozlewając do butelek. Pojemniki wcześniej skupuje. Płaci po kilka złotych za pusty flakon.
Perfumy to tylko dodatek?
Zjawisko przemytu perfum jest obserwowane zarówno przez celników, jak i przez policję. Traktuje się je jednak wciąż jako dodatek do prawdziwego przemytu.
– To wciąż rozproszony i ograniczony rynek – mówi łódzki celnik. – Dla przemytników perfumy to dodatek do wielkich pieniędzy, jakie robią, przywożąc podrobione ciuchy i pirackie płyty. To raczej zajęcie dla policji.
Policja twierdzi, że handel podrobionymi towarami ściga, ale musi wykryć podróbki lub mieć takie zgłoszenia od przedstawicieli handlowych. Z tym jest różnie. Nikt nie potrafi oszacować strat, jakie powodują przemytnicy. Tylko z tytułu VAT na jednym transporcie przemyconych perfum państwo traci po kilkaset tysięcy złotych. Ile takich transportów wjeżdża każdego dnia do Polski?
•••••
Ile zarabia przemytnik
W sklepie ceny oryginalnych perfum (Hugo Boss, Armani, Davidoff, Chanel) przekraczają 200 – 300 zł. Podróbki tych samych marek u dostawcy w Turcji kosztują najwyżej 5 – 7 dolarów (20 – 30 zł). W Polsce z tzw. pierwszej ręki (od przemytnika) można je kupić po 45 – 50 zł. Na bazarach cena sięga już 80 – 120 zł. Jeśli przemytnik sam organizuje dodatkowo handel, do kieszeni bierze różnicę między ceną bazarową i kosztem zakupu (minimum 50 – 70 zł za flakon). Jeden transport samochodem osobowym (kilkaset flakonów perfum w bagażniku) daje przemytnikowi nawet do 100 tys. zł zysku.
Marek Juśkiewicz