ŚwiatZamieszki w 300 miastach Francji

Zamieszki w 300 miastach Francji

W nocy z niedzieli na poniedziałek, jedenastej już nocy zamieszek we Francji, dwa kościoły na prowincji obrzucono koktajlami Mołotowa, a 34 policjantów odniosło rany, w tym dwóch - do których strzelano z broni myśliwskiej - ciężkie. Zamieszki ogarnęły już 300 miast.

Zamieszki w 300 miastach Francji
Źródło zdjęć: © AFP

07.11.2005 | aktual.: 07.11.2005 21:06

Natomiast w Tuluzie na południu Francji uczestnicy zamieszek podpalili o zmroku autobus, obrzucili policję koktajlami Mołotowa i kamieniami - podały miejscowe władze. Napastnicy zatrzymali pusty autobus, z którego nakazali wysiąść kierowcy, po czym pojazd podpalili - poinformował przedstawiciel prefektury w Tuluzie Francis Soutric.

Gdy na miejsce zajścia przybyła policja, około 50 młodych ludzi obrzuciło funkcjonariuszy koktajlami Mołotowa i kamieniami. Policja odpowiedziała na atak gazem łzawiącym.

Tego dnia zmarł także 61-letni mężczyzna, raniony podczas zamieszek na północnych przedmieściach Paryża. Jest pierwszą śmiertelną ofiarą rozruchów, które wybuchły pod koniec października w zamieszkanych głównie przez imigrantów ubogich osiedlach podparyskich.

Mimo wezwań do spokoju, marszy protestacyjnych mieszkańców przedmieść i użycia wywiadowczych śmigłowców, siły porządkowe nie były w stanie skutecznie przeciwdziałać kolejnemu wybuchowi wandalizmu.

Od niedzielnej wypowiedzi prezydenta Jacquesa Chiraca, który za bezwzględny priorytet uznał przywrócenie spokoju, francuski rząd zapowiada bardzo zdecydowane działania przeciw sprawcom zniszczeń.

Rząd afiszuje jedność i zdecydowanie oraz stara się wykazać, że przemocy przeciwni są muzułmanie Francji i - przede wszystkim - mieszkańcy ogarniętych pożogą przedmieść.

Jednak "starsi bracia", jak nazywa się dorosłych imigrantów arabskich, przyznają, że nie mają wpływu na wyrostków. I nawet ci, którzy potępiają wandalizm, winą za zajścia obciążają Francję. W marszach protestacyjnych uczestniczy niewiele osób, a przy zatrzymaniach sprawców policjanci natykają się na wrogość otoczenia.

Bardzo wiele mówi się o poczynaniach stowarzyszeń i organizacji muzułmańskich na rzecz przywrócenia spokoju, ale unika się określenia zajść jako ruchu młodych muzułmanów. Tylko niektórzy komentatorzy, używając wyrażenia "intifada nad Sekwaną", podkreślają antyfrancuski i islamski charakter zajść. W poniedziałek po raz pierwszy charakter ten zasugerował minister spraw wewnętrznych. Mówiąc o konieczności położenia kresu przemocy Nicolas Sarkozy oświadczył, że "jeśli policja nie przywróci porządku republikańskiego, to zapanuje porządek band albo mafii, albo pewnej liczby ekstremistów".

Rzecznicy lokalnych władz niewiele mówią o zaatakowaniu dwóch katolickich świątyń (w Lens na północy i Sete na południu), ograniczając się do stwierdzenia, że wylądowały na nich koktajle Mołotowa. Natomiast w zeszłym tygodniu szeroko opisywany był i komentowany jako "zbezczeszczenie" wybuch granatu łzawiącego w meczecie w podparyskim Monfertmeil.

Po spotkaniu z premierem Dominique'iem de Villepinem, zwierzchnik meczetu paryskiego i jednocześnie prezes Francuskiej Rady Wyznania Muzułmańskiego, Dalil Boubakeur powiedział, że oczekuje od rządu słów pokoju, co odczytano jako potępienie ministra spraw wewnętrznych.

Lewica pod adresem Nicolasa Sarkozy'ego mnoży krytyki, ale tylko komuniści i Zieloni żądają ustąpienia ministra, którego oskarżają o prowokowanie zajść i nieskuteczność w ich tłumieniu.

Gdy wyrostki z podparyskich przedmieść atakują policjantów, wielu komentatorów twierdzi, że pcha ich do tego beznadzieja i marginalizacja. Wydarzenia opisuje się niedokładnie, unikając nacisku na ich rasowy, etniczny lub religijny charakter. Ta niedokładność wynika częściowo z poprawności politycznej. Ale nie tylko.

Również z tego, że dziennikarze traktowani są przez uczestników zajść jako przeciwnicy. Za każdym razem niemal dochodzi do zastraszania a także niszczenia im sprzętu, i dlatego rozruchom nie mogą się przyglądać naprawdę z bliska. I bardziej niż pobicia boją się przyznania, że w środku Europy tworzą się coraz rozleglejsze getta, w których nie liczą się wartości i tradycje europejskie.

Według prawicy winna jest prowadzona od 30 lat polityka imigracji, zezwalająca na niekontrolowane instalowanie się we Francji "milionów imigrantów". Według lewicy do obecnej sytuacji doprowadziła ekonomiczna i socjalna marginalizacja zamieszkanych przez nich przedmieść. Obecnie i prawica i lewica zgadzają się, że najpierw należy położyć kres zamieszkom.

A policjanci twierdzą, że bezsilni są wobec nadzwyczaj ruchliwych, dobrze zorganizowanych grupek, porozumiewających się przez telefony komórkowe i domagają się wprowadzenia godziny policyjnej. Ich życzenia spełnił mer podparyskiego przedmieścia, były minister Eric Raoult z rządzącej UMP i na poniedziałek ogłosił w Le Raincy "wyjątkową godzinę policyjną".

Ludwik Lewin

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)