Zamiast zabierać dzieci, można im pomóc
Przypadek rodziny małej Róży z Błot Wielkich pokazuje, że dzięki odpowiedniej pomocy pracowników socjalnych dzieci mogą zostać w domach - przekonuje Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak. O rodzinie stało się głośno, gdy przed rokiem sąd odebrał rodzicom nowo narodzoną córkę.
Dziewczynka, która przyszła na świat w lipcu 2009 r., od roku znowu mieszka z rodzicami, jednak sprawa ograniczenia władzy rodzicielskiej Wioletcie i Władysławowi Szwakom, rodzicom Róży i trójki starszych dzieci w wieku szkolnym, nie została jeszcze ostatecznie rozstrzygnięta przez sąd.
W sprawę Róży od początku zaangażowany jest Rzecznik Prawa Dziecka, który stanowczo sprzeciwia się odbieraniu dzieci rodzicom z powodu biedy, jeśli ich życiu i zdrowiu nic nie zagraża. Jak powiedział Michalak, regularnie otrzymuje informacje na temat sytuacji rodziny Szwaków, a jego przedstawiciele są na każdej rozprawie w szamotulskim sądzie. Jego zdaniem w ciągu roku wiele się w tym domu zmieniło, co w dużej mierze jest zasługą pracowników socjalnych, którzy pomagają rodzinie.
- Mam cotygodniowe raporty pracowników socjalnych i ufam ich rzetelności, bo oni nie są nastawieni przeciwko tej rodzinie, oni chcą jej pomóc. To jest dobry przykład, aby pokazać, że dzięki pracownikom socjalnym dzieci mogą zostać w domach - przekonuje rzecznik.
- To, że my podejmujemy określone działania na szczeblu centralnym, to, że mój przedstawiciel jest na każdej rozprawie, to jedno, ale gdyby do tego domu codziennie nie zaglądał ktoś i nie pomagał rodzicom w podnoszeniu kompetencji rodzicielskich, to byśmy tej sprawy nie załatwili - podkreśla Michalak.
Jak wyjaśnia, w przypadku rodziny Szwaków stworzono rodzaj asystentury. - Codziennie przychodzi pani, która jest opiekunem tej rodziny i uczy wszystkiego, czego brakuje. Jeśli okazuje się, że podopieczny nie potrafi sprzątać, to razem planują to sprzątanie, jeśli nie potrafi przyrządzać posiłków, to uczą się gotować. Mnie bardzo cieszą informacje, że np. pani Wioletta nauczyła się gotować nową zupę. To są być może małe rzeczy, ale istotne, bo pokazują, że ona się zmienia, chce, żeby ten dom lepiej funkcjonował. Na naukę nigdy nie jest za późno - przekonuje Michalak.
Podkreśla, że w tym wypadku praca z rodziną miała głęboki sens, bo nie stwierdzono zaniedbania emocjonalnego. - Tam jest miłość wielka, dysfunkcji takich jak alkoholizm czy przemoc nie stwierdzono. Dzieci są czyste, mają podręczniki, są dowożone do szkoły przez swojego tatę, biorą udział w różnych zajęciach. Taka rodzina kwalifikuje się do tego, żeby popracować nad rzeczami, które można poprawić - uważa rzecznik.
Podkreśla, że dwukrotnie był w domu Szwaków, ostatni raz w czerwcu, by osobiście przekonać się, jak wygląda sytuacja rodziny. - Niepokoi mnie, że trójka starszych dzieci, które zdają sobie sprawę z tego, co się dzieje, żyje w strachu. Bo wciąż jest wniosek o umieszczenie ich poza rodziną biologiczną - dodaje rzecznik.
- Kiedy tam byłem po raz pierwszy, poszedłem z trójką starszego rodzeństwa na spacer i spytałem ich, jakie mają marzenia, a oni mi wtedy powiedzieli, że najważniejsze dla nich jest, żeby im wszyscy dali święty spokój. W tym roku, powtórzyłem to pytanie. I proszę sobie wyobrazić, że Tomek chce mieć quada, Natalia jakąś grę komputerową, a Ania jakiegoś miśka sikającego, czy inny gadżet z reklamy. To oznacza, że te dzieci zaczęły marzyć. Więc przez ten rok zrobiono kawał dobrej roboty - uważa Michalak.
- Musimy dążyć do tego, żeby utrzymać dzieci w rodzinie, a nie je z niej wyrywać, powtarzam - jeśli ich życiu i zdrowiu nic nie zagraża - przekonuje.
Do tego doprowadzić ma ustawa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej, której projekt we wtorek przyjął rząd. Jej autorzy chcą dążyć do tego, by rodziny w kryzysie otrzymywały pomoc, a dzieci trafiały do opieki zastępczej tylko w ostateczności. Rzecznik już od dawna apeluje o jak najszybsze uchwalenie ustawy i zapowiada aktywny udział w parlamentarnych pracach nad projektem.