Zamachowiec przeciwko monsignore
Eksbiskup Fernando Lugo, zwolennik teologii wyzwolenia, jest jednym z faworytów wyborów prezydenckich w Paragwaju
24.10.2007 | aktual.: 24.10.2007 11:05
Za prezydentury Alfreda Stroessnera wydano oficjalny zakaz noszenia bród, które dyktator uważał za wyraz buntu przeciwko jego rządom, a mężczyznom nie wolno było zbierać się na rogach ulic w liczbie większej niż dwóch. W tych czasach Fernando Lugo z innymi studentami spotykali się po garażach na studiowanie teologii wyzwolenia. W okręgu San Pedro na północy, w najbiedniejszym regionie Paragwaju, zanim jeszcze Lugo wstąpił do seminarium duchownego, zakładali dziesiątki comunidades de base, czyli bazowych wspólnot chrześcijańskich skupiających wiernych, którzy nie godzili się na rządy krwawej dyktatury i bezlitosny wyzysk, jakiemu paragwajska oligarchia zorganizowana w Narodowym Stowarzyszeniu Republikańskim, zwanym Partią Kolorowych, poddawała naród. Stroessner został obalony w zamachu stanu w 1989 r., po 35 latach dyktatorskich rządów, ale Partia Kolorowych rządzi niezmiennie od 1947 r. Dziś, po raz pierwszy od 60 lat, za sprawą katolickiego biskupa, który postanowił kandydować w kwietniowych wyborach 2008
r. na prezydenta w sześciomilionowym, wciąż najbardziej izolowanym i najmniej znanym kraju Ameryki Południowej, pojawiła się szansa na zmianę.
Prywatyzacja po paragwajsku
Jako ksiądz prof. Lugo wykładał na uniwersytecie teologię. Była to teologia biednych, czyli teologia wyzwolenia. Mianowany biskupem San Pedro przez Jana Pawła II sprawował rządy przez 10 lat. Jego społeczne i polityczne zaangażowanie oraz naciski ze strony rządu, który po obaleniu Stroessnera w 1989 r. pozostawał w rękach Kolorowych, sprawiły, że któregoś dnia musiał przenieść się na plebanię i został zwykłym proboszczem, a później rektorem seminarium. Tymczasem w Paragwaju trwał w nieskończoność stan, który nazywano „okresem transformacji od dyktatury do demokracji kontrolowanej”.
Trwały także „prywatyzacje po paragwajsku”. 400 „rdzennych Paragwajczyków”, tj. miejscowych Indian – ocalało niespełna 86 tys. na 5,8 mln mieszkańców kraju – przez cztery miesiące okupowało centralny plac Urugwajski w stolicy, Asuncion, domagając się zwrotu ziemi, którą rząd sprywatyzował i sprzedał bezprawnie pewnemu białemu Paragwajczykowi. Walczyli o zwrot 530 ha gruntów w prowincji Caaguazu, które od niepamiętnych czasów należały do wspólnot indiańskich, ale zostały sprzedane przez rząd, ponieważ wspólnoty, rzecz jasna, nie miały dokumentów własności ich ziemi. Krajowy Instytut Rdzennej Ludności (INDI), fasadowa instytucja, która ma bronić praw Indian, obiecał w końcu wykupić tę ziemię z rąk obszarnika, który żąda za nią miliarda guarani, tj. 200 tys. dol. Jednak INDI dysponuje na całą swą, głównie propagandową działalność zaledwie ułamkiem tej kwoty. Indianie w zamian za obietnice opuścili plac i w śródmieściu Asuncion zgasły ogniska, przy których grzali się w czasie chłodnej paragwajskiej zimy.
Bezprawne odbieranie ziemi Indianom było „normalną” praktyką paragwajskiej dyktatury. Międzyamerykańska Komisja Praw Człowieka ogłosiła w połowie 2006 r. werdykt, na mocy którego rząd paragwajski jest zobowiązany do zwrotu w terminie trzech lat 18 tys. ha ziemi „sprywatyzowanych”, czyli zrabowanych plemieniu Enxet – jednej z 17 indiańskich grup etnicznych w prowincji Chaco. Werdykt zobowiązuje też rząd do zapewnienia dostaw wody pitnej i podstawowej opieki medycznej ludności wyzutej ze swej ziemi.
17 grudnia 2006 r. do mieszkania 54-letniego bp. Fernanda Luga przyszły delegacje różnych świeckich stowarzyszeń katolickich i organizacji lewicowych, przynosząc mu listy z zarejstrowanymi w krajowej komisji wyborczej podpisami 100 tys. obywateli, i wezwały go uroczyście: „Ojcze duchowny, zajmij się Paragwajem”. Niewątpliwie cała ta akcja zbierania podpisów pod kandydaturą biskupa na prezydenta Paragwaju była uzgodniona z monsignore Lugo, jak nadal nazywają go zwolennicy. Lugo, mając za sobą poparcie 100 tys. wyborców, wystąpił oficjalnie do Watykanu o zwolnienie go ze stanu kapłańskiego, aby mógł „jako świecki członek Kościoła katolickiego” kandydować w wyborach prezydenckich wyznaczonych na 20 maja 2008 r. Stolica Apostolska, jak zwykle w takich przypadkach, próbowała odwieść biskupa od zamiaru czynnego zajęcia się polityką. Bezskutecznie. Raz wyświęcony kapłan pozostaje nim do końca życia i nie ma możliwości „powrotu” do stanu świeckiego, nawet jeśli nie wykonuje swej posługi ani nie dochowuje ślubów
kościelnych. Pozostawało więc jedynie zawieszenie Luga a divinis lub ekskomunika. Watykańska Kongregacja do spraw biskupów wybrała to pierwsze. Bez zawieszenia w prawach i obowiązkach kapłańskich Lugo nie mógłby kandydować, ponieważ konstytucja Paragwaju zakazuje ubiegania się o stanowisko prezydenta „duchownym wszelkich wyznań”.
Panika w pałacu
Ogłoszenie kandydatury monsignore znanego ze swych sympatii dla teologii wyzwolenia wywołało w pałacach rządowych w Asuncion prawdziwą panikę. Znane były jego opinie o rządzącej w Paragwaju klasie politycznej. Lugo powtarzał w różnych wywiadach, że „paragwajska klasa polityczna nie chce żadnych zmian, ponieważ polityka stała się u nas najłatwiejszym zawodem i najkrótszą drogą do zrobienia majątku”. Jej winą jest m.in. sytuacja 370 tys. ludzi w wieku postemerytalnym, którzy umierają z głodu i chorób, ponieważ nie nabyli prawa do emerytury lub bezpłatnego leczenia. Takie prawo ma tylko 130 tys. Paragwajczyków.
Sytuację w państwie Lugo charakteryzuje bez zahamowań: „Najgorszymi plagami Paragwaju są terroryzm państwowy, mafia w sojuszu z władzą polityczną i tępienie jako »działalności przestępczej« wszelkich samodzielnych ruchów społecznych”.
W ciągu ostatnich paru lat w Paragwaju zamordowano 50 działaczy społecznych i związkowych. Nigdy nie wykryto sprawcy żadnego z tych zabójstw.
Jego wizja świata jest prosta i przejrzysta: świat – mówi Lugo – składa się z trzech typów krajów. Takich, które wydają dużo pieniędzy, aby zachowywać dietę i nie tyć, takich, których ludność je, żeby żyć, i takich, w których ludzie nie wiedzą, czy znajdą coś na następny posiłek. To jest ten Trzeci Świat.
Miliard ludzi – powiedział Lugo w przemówieniu wygłoszonym niedawno w Ekwadorze na międzynarodowym forum pt. „Socjalizm XXI wieku” – żyje w dobrobycie, a jedna dziesiąta tej liczby opływa we wszystko, 3 mld żyją w ubóstwie, a ponad miliard cierpi głód. „Jako ksiądz powtarzałem z ambony: my, w Kościele, oburzaliśmy się, kiedy jakaś dziewczyna wchodziła na mszę w zbyt wyciętym dekolcie, ale nie oburzaliśmy się tak bardzo, gdy tysiące naszych braci umierało z głodu”.
Ukazujący się w Asuncion dziennik „ABC colorado” napisał znacząco: „Monsigniore ma szansę na zajęcie miejsca w Pałacu Prezydenckim, jeśli dotrwa (czytaj: dożyje) do wyborów”. W Ameryce Łacińskiej są kraje, gdzie kule zamachowców nasyłanych przez władze nie omijają nie tylko księży, ale nawet biskupów.
To nie są przesadzone obawy. Stroessner i jego spadkobiercy u władzy nigdy nie zawarli konkordatu ani żadnego innego porozumienia z Kościołem, który traktowali wrogo i podejrzliwie jako konkurenta do „rządu dusz”. Nawet wówczas, gdy papież Jan Paweł II twardą ręką starał się dyscyplinować zwolenników teologii wyzwolenia, jako zbyt politycznej i zarażonej marksizmem, zaostrzając jednocześnie krytykę kapitalizmu w nauce społecznej Kościoła, której poświęcił aż trzy encykliki. Obawy obecnej władzy w Paragwaju przed kandydaturą eksbiskupa nie są przesadne, zważywszy, że gen. Stroessner został obalony niewiele miesięcy po wizycie Jana Pawła II w Paragwaju, która odbyła się w dniach 16-18 maja 1988 r.
Rząd nie lubi procesji
W dossier przygotowanym przez jezuitów dla papieża przed jego wizytą w Paragwaju na temat dyktatury Stroessnera i sytuacji w kraju czytamy, że władza oparta na długoletniej „tradycji autorytarnej” jest tam sprawowana przez siły zbrojne, Partię Colorado i bardzo rozbudowany aparat państwowy. Bum gospodarczy lat 70., którego źródłem był wzrost cen soi i bawełny na rynkach światowych, nie zmienił sytuacji głębokiej nierówności społecznej.
Papież mógł się dowiedzieć z tych materiałów, że 50% ludności żyje w skrajnym ubóstwie, a 4% właścicieli ziemskich kontroluje 89% gruntów produkujących na eksport.
Na krótko przed wizytą Jana Pawła II kontrolę nad rządem przejęła frakcja tzw. aktywistów w łonie Partii Kolorowych, tj. jest beton partyjny. Zamknięto wiele gazet, wśród nich katolicki tygodnik „Comunidad”, działacze lewicowi i „zbyt aktywni społecznie” księża byli wydalani z kraju lub otrzymywali telefony, w których grożono im śmiercią, policja zaczęła na nowo stosować tortury. Gdy kilka miesięcy przed wizytą papieża Kościół paragwajski ogłosił program „Dialogu Narodowego” w celu budowania zgody między pracodawcami i pracownikami, społeczeństwem i rządem, partia rządząca i gremia przedsiębiorców odrzuciły tę propozycję idącą w kierunku pojednania narodowego jako „wywrotowe knowania Kościoła infiltrowanego przez lewicę”.
Policja dwukrotnie w tym krótkim okresie szarżowała na wiernych wychodzących z katedry w Asuncion, gdzie biskup celebrował mszę przeciwko przemocy.
Gdy po tych wydarzeniach w ramach przygotowań do wizyty papieża zaczęły się procesje z udziałem dziesiątków tysięcy wiernych, minister spraw wewnętrznych i przewodniczący Rady Rządowej Partii Kolorowych, Sabino A. Montanaro, tak wyraził stanowisko rządu wobec Kościoła: „Oto i oni z ich milczącymi procesjami, w których kotłują się ich zgorzknienie, nienawiść do narodu paragwajskiego”. I wkrótce potem, tuż przed wizytą Jana Pawła II oświadczył: „Nie obchodzą nas opinie Kościoła, biskupów, księży”.
Jedynie z obawy, że dojdzie do skandalu międzynarodowego bez precedensu i papież odwoła swą wizytę w Paragwaju, władze wycofały w ostatniej chwili żądania wykreślenia z programu wizyty „spotkania Jana Pawła II z budowniczymi społeczeństwa”, tj. z biedotą chłopską i działaczami pozarządowych organizacji społecznych.
We wrześniu tego roku, po zarejestrowaniu kandydatury eksbiskupa Luga w wyborach prezydenckich zajął on w sondażach pierwsze miejsce jako ich niekwestionowany faworyt z ponad 30% głosów. Media prorządowe wszczęły natychmiastową i bardzo przebiegłą kampanię przeciwko monsignore. Eksploatują w niej niepopularność Amerykanów w społeczeństwie paragwajskim. Zaczęły się pojawiać niezliczone „przecieki” z instytucji wywiadowczych na temat rzekomych powiązań eksbiskupa z amerykańską CIA i „wpływowymi waszyngtońskimi kołami opowiadającymi się za kontynuowaniem wojny w Iraku”.
Naprawdę skutecznym taranem wyborczym, który może pozbawić szans Fernanda Luga, stał się jednak 64-letni gen. Lino Oviedo, odsiadujący karę 10 lat więzienia za próbę dokonania zamachu stanu w 1996 r., intelektualną odpowiedzialność za zamordowanie jednego z wiceprezydentów oraz śmierć siedmiu uczestników demonstracji młodzieżowej przeciwko zamachowi. Oviedo, przywódca partii pod wzniosłą nazwą Unii Krajowej Etycznych Obywateli, gdy tylko stało się jasne, że eksbiskup zwycięży w wyborach, w ciągu kilku dni został przez Sąd Najwyższy zwolniony z więzienia i uwolniony od dalszego odbywania kary po odsiedzeniu pięciu lat (podobnie jak siedmiu jego wspólników) i ruszył do boju wyborczego, wysuwając swą kandydaturę na prezydenta. Jako silny człowiek, który obiecuje uwolnienie Paragwaju od powszechnej korupcji urzędników – Paragwaj jest w dwudziestce najbardziej skorumpowanych krajów świata – szybko wyprzedził w sondażach byłego biskupa.
Gwoździem do trumny katolickiego kandydata, jak zapowiadają brukowce prorządowe w Asuncion, będzie „afera z wizażystką”. Otóż podobno wiceprezydent Ekwadoru, Lenin Moreno, przysłał na swój koszt do pomocy monsignore własną specjalistkę od kształtowania wizerunku wyborczego, panią Marie Sol Corral. Fernando Lugo może zostać zdyskwalifikowany jako kandydat z powodu „dopuszczenia do ingerencji obcego państwa w proces wyborczy w Paragwaju”.
A to ludziom Stroessnera byłoby na rękę.
Mirosław Ikonowicz