Zamach na hodowcę lisów?
Bomba wybuchła w nocy. Pełniący wtedy służbę na terenie fermy stróż był przekonany, że eksplodowała petarda i nawet nie sprawdził, co się stało. Dopiero następnego dnia rano uszkodzoną bramę zauważył właściciel fermy Jan Laskowski.
- Moim zdaniem ktoś próbował zawiesić bombę na klamce - twierdzi hodowca. - To był bez wątpienia zamach na moje życie. Inaczej sprawę widzi policja. Jej zdaniem nie było to usiłowanie zabójstwa, a stworzenie zagrożenia dla życia i zdrowia". Jednak bez względu na to, jak zakwalifikowane zostanie to przestępstwo, sprawcy musieli się liczyć z tym, że ktoś może ucierpieć. - To wszystko to są działania skierowane w naszą stronę, żeby nas stąd wykurzyć - tak całą sprawę komentuje Jan Laskowski. - Były już groźby przez telefon, były podpalenia.
Zdaję sobie sprawę, że z fermy śmierdzi, ale to nie moja wina, że wydano pozwolenie na budowę na tym terenie. Na razie nie wiadomo, jaki ładunek został zdetonowany. Badania śladów potrwają co najmniej kilka dni. W tej sprawie oruńska policja będzie miała wyjątkowo twardy orzech do zgryzienia, bo choć pan Laskowski za ostatnie wydarzenia obwinia firmę budowlaną i spółdzielnię mieszkaniową, to policja nie wyklucza też innej wersji. - Wiemy, że na tym terenie jest ostry konflikt między właścicielem fermy a okolicznymi mieszkańcami - mówi Jarosław Męczykowski komendant komisariatu policji w Gdańsku Oruni. - Nie wykluczamy, że ładunek mógł podłożyć któryś ze zdesperowanych mieszkańców.
Na całym osiedlu trudno znaleźć choć jedną osobę, która nie domagałaby się likwidacji śmierdzącej fermy. Zdaniem Jana Laskowskiego problem zaczął się 3-4 lata temu, kiedy w pobliżu budynków hodowlanych wydano pozwolenie na budowę osiedla. W ciągu tych kilku lat stojąca na uboczu lisia ferma nagle znalazła się prawie w centrum osiedla mieszkaniowego. - Ja wiem, że to niepoważne trzymać lisy w centrum miasta - przyznaje Laskowski. - Ale jestem starszym człowiekiem i dlaczego likwidacja fermy ma się odbywać moim kosztem?
Jan Laskowski zakładał fermę 35 lat temu. Wtedy nie dojeżdżał tam nawet żaden autobus, a dookoła ciągnęły się pola. W 1997 roku Rada Miasta przyjęła uchwałę o zasadach utrzymania zwierząt gospodarskich, która określa trzy strefy, gdzie można je trzymać. Lisy można hodować tylko w strefie trzeciej, niestety ferma Laskowskiego znajduje się już obecnie w drugiej. Zdaniem hodowcy, prawo jednak nie może działać wstecz i to obowiązkiem władz Gdańska jest zaproponować mu odpowiednie warunki likwidacji fermy. Miasto dogadało się już z innymi hodowcami, proponując im inne tereny, ale do porozumienia z Janem Laskowskim wciąż nie doszło.
- Nie dostałem żadnej propozycji - twierdzi hodowca. - Niech miasto zapłaci mi tyle, żebym mógł zbudować nową fermę. Sam chętnie bym to zrobił, bo sąsiedztwo osiedla mieszkaniowego źle wpływa na zwierzęta. Lisy są niespokojne, a samice mają wiele poronień. Niestety, wczoraj nie udało nam się skontaktować ani z władzami spółdzielni mieszkaniowej, ani z odpowiedzialnymi za rozwiązanie problemu miejskimi urzędnikami. Do sprawy wrócimy.
Grzegorz Jankowski