Żakowski atakuje Wildsteina
Nie może być zgody na taki styl debaty publicznej - twierdzą m.in. prof. Paweł Śpiewak i Ireneusz Krzemiński oraz przyjaciele Wildsteina z krakowskiego SKS-u.
16.02.2006 06:45
Do redakcji Wirtualnemedia.pl trafił list grupy byłych Rzeczników Studenckiego Komitetu Solidarności w Krakowie (1977-1980) sygnowany m.in. przez: Bogusława Beka, Wiesława Beka, Annę Bernhardt (Podgórczyk), Elżbietę Kensy, Małgorzatę Kotarb (Gontkiewicz), Grzegorza Małkiewicza, Andrzeja Mietkowski, którzy znanemu dziennikarzowi - Jackowi Żakowskiemu- zarzucili brak 'zasad dziennikarskiej etyki i ludzkiej przyzwoitości'.
- Redaktor Jacek Żakowski, dziekan Katedry Dziennikarstwa Collegium Civitas - uczelni, której misją jest „kształtowanie dojrzałych postaw obywatelskich” - w wieczornym magazynie TVN-24 stwierdził, że poglądy Bronisława Wildsteina na lustrację przychodzą mu łatwo, ponieważ przez całe lata 80. Wildstein dekował się za granicą. 10 lutego w porannej audycji stacji Tok FM redaktor Żakowski przestrzegał, żeby określając Bronisława Wildsteina (za J. Kaczyńskim) jako szpicę polskiej publicystyki, nie mylić szpicy ze szpiclem. Te insynuacje budzą nasz gwałtowny sprzeciw. Zacytowane wypowiedzi red. Żakowskiego uwłaczają elementarnym zasadom dziennikarskiej etyki i ludzkiej przyzwoitości. Przywołują na pamięć czasy peerelowskiej propagandy, która odmawiała emigrantom prawa wypowiadania się w sprawach Polski właśnie dlatego, że „dekowali się za granicą”. Bronisław Wildstein był współtwórcą i jednym z rzeczników Studenckiego Komitetu Solidarności, najważniejszego ośrodka przedsierpniowej opozycji w Krakowie. SKS powstał
w maju 77, po zamordowaniu przez SB Stanisława Pyjasa – najbliższego przyjaciela Bronisława Wildsteina. Za swoje działania Wildstein był nieustannie szykanowany – wyrzucony ze studiów, wiele razy przesłuchiwany, zatrzymywany, aresztowany. Z więzienia wyszedł na mocy Porozumień Gdańskich. Potem brał udział w tworzeniu Solidarności i Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Stan wojenny zastał go za granicą. Jego nazwisko figurowało na listach osób przeznaczonych do aresztowania, a MSW uznało Wildsteina za persona non grata w Polsce. Cały swój wymuszony pobyt na emigracji Bronisław Wildstein poświęcił pomocy ruchowi opozycyjnemu w Polsce. Wrócił do kraju z początkiem 1990 roku.Opisywanie tych powszechnie znanych faktów jest dla nas żenujące. Musimy je jednak publicznie przypomnieć, albowiem zarzuty wobec Wildsteina, red. Żakowski sformułował w mediach, a więc publicznie. Merytoryczną debatę nad jednym z najpoważniejszych problemów politycznych współczesnej Polski red. Żakowski zastępuje obelgami i insynuacjami pod
adresem człowieka, który myśli inaczej niż on i ma inną niż on biografię. Nie może być zgody na taki styl debaty publicznej - czytamy w liście przesłanym do Wirtualnemedia.pl.
List został podpisany też przez m.in.: Czesława Bieleckiego, prof. Włodzimierza Boleckiego, Mirosława Chojeckiego, Wacława Holewińskiego, prof. Zdzisława Krasnodębskiego, Andrzeja Krauze, prof. Ireneusza Krzemińskiego, prof. Pawła Śpiewaka czy prof. Ryszarda Terleckiego.
A co na to Jacek Żakowski?
- Przyłączam się do sprzeciwu wobec używania w publicznej debacie argumentów kłamliwych, insynuacyjnych i dyskryminujących. Wobec braku jakichkolwiek dowodów nazywanie Bronisława Wildsteina „szpiclem” byłoby niegodne. Podobnie jak twierdzenie, że „dekował się zagranicą” i odbieranie mu prawa głosu w sprawach Polski, tylko dlatego, że lata 80 spędził w Paryżu. Wbrew tezie listu żadne z tych stwierdzeń nie zostało jednak przeze mnie wypowiedziane, co można łatwo sprawdzić korzystając z uprzejmości TVN 24 i TOK FM.
W programie TOK FM powiedziałem wyraźnie (istnieje nagranie): „Ja bym prosił, żebyśmy się nie przejęzyczali, żebyśmy nie mylili szpicy ze szpicem, bo to jest istotna różnica.” Jeśli zdaniem sygnatariuszy albo Bronisława Wildsteina słowa „szpic” i „szpicel” mogą oznaczać to samo, to bardzo przepraszam. Widocznie zawiodła mnie moja polszczyzna. Wydawało mi się, że szpicel to – donosiciel, szpic to czubek lub rodzaj psa, a szpica to mały oddział ubezpieczający maszerujące wojsko. Tak czy inaczej słowo „szpicel” nie padło.
W programie TVN 24 (też istnieje nagranie) powiedziałem: „Bronisławowi Wildsteinowi jest łatwo to mówić, ponieważ te lata spędził zagranicą. Walczył o Polskę w Paryżu”. Potem Wildstein mi przerwał i zarzucił kłamstwo.
Nie powiedziałem, że Wildstein się „dekował”, ani nie kwestionowałem jego prawa do wypowiadania się w sprawach Polski, z którego w sposób niczym nie zagrożony korzysta. Myślę, że wypowiadać się ma prawo każdy bez względu na to, ile i kiedy ryzykował, by coś w Polsce poprawić. Podtrzymuję natomiast opinię, że nieobecność w PRL w latach 80. wpływa na rozumienie ówczesnej sytuacji, która różniła się od sytuacji panującej w latach 70. W pierwszej fazie działania opozycji (kiedy Wildstein działał w SKS) wiązali się z nią nieliczni, zdeterminowani i świadomie podejmujący ryzyko. Karnawał legalnej „Solidarności” zmienił to zasadniczo. W kręgu zainteresowania SB znalazły się wówczas setki tysięcy osób nieprzygotowanych na represje i zwłaszcza na to, żeby – jak chce tego Wildstein domagając się powszechnego dostępu do teczek IPN – każdy miał prawo babrać się dziś w ich prywatnych sprawach, które wyszpiclowali esbecy.
Domyślam się, że większość zatroskanych o jakość debaty publicznej sygnatariuszy, którzy w liście otwartym potępili mnie za to, czego nie powiedziałem, nie słyszała poranka w TOK FM i nie widziała rozmowy w TVN 24. To jednak nie usprawiedliwia ani upowszechniania fałszywych informacji, ani tym bardziej podważania na ich podstawie moich kompetencji moralnych i akademickich. Decyzji każdego z sygnatariuszy zostawiam to, czy będzie trwał przy kłamstwach i pomówieniach. Z całym przekonaniem (choć w innym kontekście) powtarzam jednak pointę listu otwartego: „Nie może być zgody na taki styl debaty publicznej” - powiedział serwisowi Wirtualnemedia.pl Jacek Żakowski.