Zakopiańskie chodniki w opłakanym stanie
O sytuacji na zakopiańskich chodnikach i drogach podczas tegorocznej zimy pisaliśmy już kilkakrotnie. Niestety, zbulwersowani czytelnicy, zarówno z Zakopanego, jak i turyści ciągle dzwonią do naszej redakcji z prośbą o zajęcie się sprawą. Stan chodników w Zakopanem praktycznie od początku zimy jest opłakany.
25.01.2006 | aktual.: 25.01.2006 08:34
Właściciele posesji przylegających do ulic zapomnieli o swoich obowiązkach. W wielu rejonach Zakopanego chodniki są po prostu totalnie zasypane. W efekcie piesi albo łamią sobie nogi, albo zmuszeni są do chodzenia ulicą, co z kolei znacznie utrudnia ruch samochodów. Chyba najwyższy czas na mandaty.
Dla osób starszych to katorga
- Proszę pani, gdyby u nas w Warszawie były tak śliskie, zupełnie nieposypane chodniki, mandaty sypałyby się lawinowo - twierdzi pani Irmina, która do Zakopanego przyjechała na wypoczynek. - To naprawdę skandal, żeby tak wyglądał kurort! Ale gdy poszłam ze skargą do zakopiańskiego urzędu miasta, urzędniczka przyjęła mnie z ironicznym uśmiechem. Więc przyszłam do waszej redakcji, byście coś z tym zrobili. Przecież dla osób starszych to katorga! Ja upadłam, ale na szczęście jestem wysportowana, więc nic mi się nie stało. Ale sporo osób, widziałam na własne oczy, potrzebowało pomocy lekarskiej.
Albo brnąć chodnikiem, albo iść ulicą
Ulica Kościeliska nazywana jest zakopiańską starówką. Każdy z turystów, który wybrał się w miniony weekend na spacer tą ulicą, aby podziwiać stare zabudowania góralskie, miał nie lada problem z dotarciem na miejsce. Trzeba pamiętać, że w sporej części ul. Kościeliska w Zakopanem ma chodnik tylko z jednej strony ulicy. Na dodatek to, co jest, zostało i tak już potężnie zwężone przez zaspy zalegające przy chodniku. A tutejsi właściciele odpowiedzialni za odśnieżanie chodnika w weekend jawnie sobie drwili ze swoich obowiązków.
Karać leniwych właścicieli!
- Wracałam ze Starego Kościółka do domu na Skibówkach - opowiada nam wzburzona Dorota Zwijacz. - Chciałam iść, zgodnie z przepisami, chodnikiem. Po kilku minutach okazało się to jednak niemożliwe. W ogóle jest nieodśnieżone! Brodziłam po kostki w rozchodzonym śniegu, a na dodatek pod spodem zalegał lód. Jak wywróciłam się, tłukąc sobie boleśnie siedzenie, zrezygnowałam: wyszłam na ulicę i szłam narażając się na ciągłe trąbienie. Takich "leni", którzy nie odśnieżyli w ogóle swoich chodników, powinno się karać. Gdybym złamała sobie nogę, wezwałabym policję! Ktoś chyba zapomniał, że nie wszyscy mają samochody i piesi też żyją w stolicy Tatr. A przed nami przecież jeszcze połowa zimy. Apeluję o natychmiastową reakcję. Inną sprawą jest, że zalegające na poboczach bandy śniegu tak zawęził chodniki, że trudno po prostu wyminąć się idącym przechodniom. Może warto też czasem wywieść śnieg nie tylko z eksponowanych Krupówek, ale i tych ulic, o których chyba wszyscy w mieście zapomnieli. Poza turystami!
Przemysław Bolechowski