Zakończono akcję ratowniczą w kopalni "Piekary"
Blisko tydzień od wykrycia podziemnego pożaru
w Zakładzie Górniczym "Piekary" w Piekarach Śląskich ratownicy
zakończyli akcję ratowniczą, prowadzoną 635 metrów pod ziemią.
Zagrożony rejon odizolowano od pozostałej części kopalni dwiema
specjalnymi tamami przeciwwybuchowymi.
09.04.2007 | aktual.: 09.04.2007 12:51
Jak poinformowała rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) Edyta Tomaszewska, dalsze prace w rejonie otamowanego chodnika będą prowadzone na zasadach akcji profilaktycznej, a nie ratowniczej. Skład powietrza będzie cały czas monitorowany. Pożar w zamkniętym rejonie najdalej za kilka tygodni powinien sam wygasnąć.
Pożar taki jak w piekarskiej kopalni - tzw. endogeniczny - to typowe zjawisko w górnictwie. Przyczyną był samozapłon węgla. Doszło do niego w chodniku transportowym, prowadzącym do ściany wydobywczej, która jest dopiero przygotowywana do eksploatacji. Pożar nie spowodował utrudnień w pracy kopalni. W strefie zagrożenia nie było ludzi, nikomu nic się nie stało.
O pożarze poinformowały 3 kwietnia czujniki aparatury pomiarowej, które wskazały przekroczenie stężenia dwutlenku węgla. W tego typu przypadkach nie ma ognia, ale zmienia się skład atmosfery - podnosi się temperatura, czasem pojawia się dym. Dla bezpieczeństwa kluczowe jest, aby wykryć taki pożar na czas. W przeciwnym razie, gdy atmosfera staje się niezdatna do oddychania, narażone byłoby zdrowie i życie górników.
Akcję ratowniczą przez prawie tydzień, na każdej zmianie, prowadziło kilka zastępów ratowniczych. Skład powietrza badano na bieżąco, sprawdzając, czy w polu pożarowym nie tworzy się mieszanina wybuchowa. Ratownicy, którzy pracowali także w święta wielkanocne, zbudowali tamy izolacyjne i tłoczyli w rejon pożaru mieszaninę wodno-pyłową. Potem zamknęli przełazy dwóch tam. Dzięki temu, przy braku dopływu powietrza, pożar wygaśnie.
Akcję można było zakończyć dopiero po stwierdzeniu, że skład powietrza w pobliżu otamowanego rejonu jest zgodny z obowiązującymi przepisami. Do odizolowanego wyrobiska będzie można wejść dopiero, gdy pożar wygaśnie. Nie powoduje to perturbacji w pracy kopalni.
Samozapłon lub samozagrzanie się węgla to poważne i stosunkowo częste zagrożenie w kopalniach, praktycznie niemożliwe do przewidzenia. To efekt pozostawienia resztek węgla w wyrobisku, ciśnienia górotworu i przepływającego przez wyrobiska powietrza.
W ubiegłym roku w kopalniach węgla kamiennego doszło do czterech pożarów endogenicznych. Dwa inne miały miejsce na powierzchni. W tym roku był to drugi podobny przypadek. W marcu podziemny pożar pojawił się na głębokości 650 metrów w kopalni "Knurów".