Zagrożenie dla południa Europy. NATO za słabe, żeby wszystkich ochronić
Ministrowie obrony czterech krajów Europy południowo-zachodniej zaapelowali do NATO o zwiększenie obecności militarnej w ich części kontynentu. Francja, Włochy, Hiszpania i Portugalia podkreślają, że nowe wyzwania, czyli migracje i zagrożenie terrorystyczne, wymuszają zwiększenie sił w rejonie Morza Śródziemnego. Wzmocnienie południowej flanki Sojuszu może być konkurencją dla krajów takich jak Polska czy Państwa Nadbałtyckie, które główne zagrożenie widzą w agresywnej polityce Rosji.
Szefowie resortów obrony czterech krajów południa Europy wysłali list do sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga, w którym przekonują, że zmiana zagrożeń, przed którymi stoi Sojusz wymaga nowego podejścia do obronności. Kraje południowej flanki tłumaczą, że zagrożenie terroryzmem i migracja z Afryki północnej stanowią nie mniejsze wyzwanie niż groźba rosyjskiej agresji na wschodzie.
- NATO nie dysponuje niewyczerpanymi siłami, zasobami czy pieniędzmi – powiedział Wirtualnej Polsce Marek Świerczyński, analityk ds. bezpieczeństwa Polityka Insight. - Zobaczmy, z jakim trudem NATO wypracowało decyzję polityczną i militarną, żeby wysłać cztery grupy batalionowe na wschodnią flankę. Planowanie trwało rok i nadal operacja nie została skończona. Jeżeli list rozpoczyna „walkę o południe”, to jest to sytuacja bardzo niepokojąca.
Świerczyński przekonuje, że Sojusz Północnoatlantycki w obecnym kształcie nie będzie w stanie przeprowadzić na południu kontynentu operacji na taką samą skalę, jak w naszej części Europy. Francja nie tylko dysponuje największą armią w Europie Zachodniej, ale także siłami o największej zdolności bojowej. Od lat jest także najważniejszym partnerem operacyjnym dla Amerykanów. W tej roli zastąpiła Brytyjczyków. Analityk podkreśla, że po uwzględnieniu wielkości gospodarek Włoch, Francji i Hiszpanii można oczekiwać, żeby „Kwartet Południowy” samodzielnie poradził sobie z problemami, jakie stwarza sąsiedztwo niestabilnych krajów w Afryce północnej. Oczywiście wymagałoby to zwiększenia wydatków na obronność.
- W ciągu ostatnich dwóch lat ciężar symetrycznego zagrożenia militarnego ze strony Rosji był na tyle duży, że NATO skupiło się na operacji alarmowej na flance wschodniej – powiedział Świerczyński. - Natomiast trzeba pamiętać, że Sojusz współpracuje z Unią Europejską i wysłał okręty jednej ze stałych grup morskich na wschodnią część Morza Śródziemnego w ramach operacji Sea Guardian. W zachodniej części Morza Śródziemnego mamy do czynienia z zagrożeniami asymetrycznymi. Tam nie ma „afrykańskiej Rosji”, która stanowiłaby klasyczne zagrożenie militarne. Rola NATO w takich sytuacjach nie jest do końca jasna, choć podczas nasilenia kryzysu migracyjnego mówiono o tym, że NATO mogłoby wziąć na siebie główny ciężar walki z przemytnikami ludzi.
Europa musi przekonać USA, że poważnie traktuje bezpieczeństwo
Bardzo ważnym elementem sił NATO na południu jest amerykańska Szósta Flota Śródziemnomorska. W Neapolu znajduje się jedno z dowództw Sojuszu, a do Hiszpanii Pentagon skierował cztery niszczyciele klasy AEGIS stanowiące część systemu obrony przeciwrakietowej. Amerykanie korzystają też z bazy lotniczej na Sycylii, gdzie rozlokowane zostaną drony rozpoznawcze Global Hawk i z lotnisk w Hiszpanii i Portugalii.
Świerczyński uważa, że prezydent Trump nie zmniejszy Amerykańskiego zaangażowanie w tej części świata. - Jego retoryka z kampanii wyborczej nie znajduje odbicia w decyzjach - zauważył. - Na razie rozmawiał z najważniejszymi liderami w Europie akcentując wsparcie dla Sojuszu. To samo zrobił szef Pentagonu James Mattis. W rozmowie z sekretarzem generalnym Stoltenbergiem Trump zapowiedział udział w szczycie NATO w Brukseli w maju tego roku. Zdaniem analityka nowa administracja w Waszyngtonie zwiększy wydatki obronne, co oznacza rozbudowę sił powietrznych, marynarki wojennej, rozwój korpusu piechoty morskiej, a także podniesienie gotowości bojowej amerykańskich sił zbrojnych.
Amerykanie od dawna powtarzają, że same słowa o powadze zagrożeń czy to na wschodnie czy na południu Europy nie wystarczą. Państwa sojusznicze przede wszystkim powinny podnieść nakłady na obronność zanim przekonają USA do większego zaangażowania. Podobnego przesłania można oczekiwać od Donalda Trumpa podczas zbliżającego się szczytu NATO. Argumenty Amerykanów zaczynają przynosić skutek. W ostatnich miesiącach Niemcy, Francja i Wielka Brytania zapowiedziały zwiększenie wydatków obronnych i rozpoczęcie wieloletnich programów modernizacyjnych.