Zagraniczni odbiorcy zaniepokojeni reportażem o polskiej wołowinie
Jak ujawniono, w polskich ubojniach zabijano i przerabiano na mięso chore lub wręcz padłe krowy. O sprawie informują media w Wielkiej Brytanii, Niemczech i Finlandii. Odbiorcy mięsa z Polski zadają teraz wiele pytań, a niektórzy wstrzymują podpisanie kontraktów.
O procederze, do którego dochodzi w polskich ubojniach poinformowali dziennikarze Superwizjera TVN. We wstrząsającym materiale pokazano, jak chore, często konające już zwierzęta są przy pomocy lin wyciągane z aut i zabijane. Nie ma przy tym lekarza weterynarii. Więcej o sprawie pisaliśmy TUTAJ.
- To jest wszystko barbarzyństwo i nie powinno mieć miejsca - komentuje w rozmowie z TVN Grzegorz Kawiecki, zastępca małopolskiego Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii.
- Ten proceder to jest... to jest kryminał - ocenia z kolei Piotr Zdralewicz z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Gdańsku
Miliardowe zyski zagrożone
Przypomnijmy, że Polacy jedzą znaczniej mniej wołowiny, niż produkuje nasz rynek. 80 procent tego mięsa trafia więc za granicę. Teraz ten biznes jest poważnie zagrożony, bo o polskiej aferze piszą m.in. media w Niemczech i Wielkiej Brytanii (największych rynkach zbytu polskiej wołowiny).
- Służby weterynaryjne Finlandii podjęły już takie zapytania, które mogą się dla nas źle skończyć - mówi Jerzy Rey, przewodniczący rady Związku Polskie Mięso.
Fińscy urzędnicy pytają, czy trafiła do nich podejrzana wołowina. Bo Polska jest drugim największym dostawcą mięsa na rynek fiński.
Rey dodaje, że niektórzy inwestorzy wstrzymują się z podpisaniem kontraktów. Taki przypadek miał miejsce m.in. w Wielkiej Brytanii. A to dla Polski bardzo trudna sytuacja.
- Tylko wołowina, i tylko do Wielkiej Brytanii w ubiegłym roku przyniosła polskim producentom ponad miliard złotych zysku - podkreśla ekspert.
Źródło: TVN