PolskaŻagle nad pustynią

Żagle nad pustynią

W Gaju pod Olsztynkiem, w niewielkiej
stodole, stoi zakurzony, dziwny pojazd. Przed blisko 30 laty
budził podziw mongolskich pasterzy. Jego właściciel przebył nim pustynię Gobi i marzy, aby te
wspomnienia znów ożyły - pisze "Gazeta Olsztyńska".

14.10.2006 | aktual.: 14.10.2006 06:34

W 2008 roku minie 30 lat od niecodziennej wyprawy dwóch Polaków. W dwóch dziwnych pojazdach, skrzyżowaniu żaglówki z rowerem, pokonali pustynię Gobi. Marzeniem Wojciecha Skarżyńskiego, wtedy jednego z uczestników wyprawy a dziś emeryta, jest powtórzenie tego wyczynu przez jakiegoś następcę.

Wiek nie pozwala mi w tym uczestniczyć - mówi ze smutkiem. Ale pożyczę pojazd, będę służył radą. Tak bardzo brakuje mi dziś polskich sukcesów! Pan Wojciech, kiedyś mieszkaniec Warszawy, dzisiaj Gaju pod Olsztynkiem, był uczestnikiem polskich wypraw archeologicznych na Gobi, które poszukiwały kości dinozaurów.

Na pomysł skonstruowania żaglowozu wpadł po przeczytaniu amerykańskiego magazynu geograficznego, w którym zamieszczono reportaż z międzynarodowego rajdu pod żaglami przez zachodnią Saharę.

Przygotowania i budowa dwóch bliźniaczych pojazdów "Gobi 1" i "Gobi 2" trwały blisko rok. Budował je z przyjaciółmi Hubertem Kiersnowskim i Bogdanem Pigłowskim w Warszawie, w piwnicy. Każdy żaglowiec składał się z duraluminiowych rur, ceowników, trzech motocyklowych kół, siodełka, sterownicy i 11 metrów kwadratowych żagla. Próbę sprawności przeprowadzili na lotnisku w Bemowie. Do Mongolii pojechali we dwóch - Kierznowski zrezygnował.

Wyprawę nazwali Rajd Przyjaźni Polsko-Mongolskiej. Musieliśmy tak nazwać, żeby przyklepały ją "czynniki" - uśmiecha się pan Wojtek. Po przyjeździe na miejsce okazało się, że władze mongolskie życzą sobie, aby jeden z żaglowozów po rajdzie został przekazany do muzeum. Zgodzili się. Ruszyli w drogę, osiągając prędkość do 80 km na godzinę. Przejechali w sumie przez Gobi około 800 km, wszędzie budząc ogromne zainteresowanie.

Wieść o tym, że pan Wojtek ma w stodole słynny żaglowóz, rozchodzi się pocztą pantoflową. Od czasu do czasu przyjeżdża ktoś i prosi, żeby pokazać mu konstrukcję. Raz nawet był jakiś młodzian i zafascynowany opowieściami pana Wojtka wypożyczył żaglowiec, żeby potrenować na lotnisku w Gryźlinach. Oddał go i już się więcej nie pokazał. Być może zabrakło mu odwagi do zmierzenia się z bezkresną pustynią. (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)