Zagłada leszczy
Tysiące leszczy zarażonych tasiemcem dryfują
po powierzchni Jeziora Rożnowskiego, konając w męczarniach,
alarmuje "Gazeta Krakowska".
24.09.2005 | aktual.: 24.09.2005 09:45
- To już nie klęska, lecz zagłada leszczy, ubolewa Stanisław Zelek z Nowego Sącza, skarbnik Koła "Zakamienica" Polskiego Związku Wędkarskiego. W swoim długim wędkarskim życiu nie spotkał się jeszcze z takim pogromem tych ryb.
Reporter "Krakowskiej" towarzyszył Zelkowi w wyprawie na jezioro. W zatoce w Bartkowej ukazał się im niecodzienny widok. Przy samej powierzchni kłębiły się leszcze. Pływały zygzakiem, wyskakiwały w górę, próbowały nurkować, żeby znów rzucać się pod samą taflą wody.
Tasiemiec rozrasta się w przewodzie pokarmowym i blokuje pęcherz pławny ryby. Leszcz traci wtedy sterowność. Nie może zejść na głębinę. Ta walka wyczerpuje go, w końcu kona. Wędkarz rozpruł scyzorykiem brzuch jednej z ryb - ukazał się obrzydliwy, biały robal.
Pan Stanisław uważa, że władze nowosądeckiego okręgu PZW bagatelizują sprawę, uznając leszcza za stonkę wodną. Tymczasem to głównie dla tej ryby z całej Polski zjeżdżają nad Rożnów wędkarze.
- Nie bagatelizujemy - broni się dr Leszek Augustyn, p. o. dyrektora biura nowosądeckiego Okręgu PZW, a zarazem ichtiolog oddziału. - Zdajemy sobie sprawę co się w zbiorniku rożnowskim dzieje. 80% populacji leszcza skazane jest na śmierć, gdyż taka jest inwazyjność tasiemca.
Augustyn uważa, że działacze PZW sami nie zapanują nad sytuacją. Potrzebne są nadzwyczajne środki, gdyż jedynym sposobem walki z tasiemcem jest odławianie zarażonych ryb i ich utylizacja. - Trzeba powołać sztab antykryzysowy, włączyć straż pożarną. Grozi nam zaraza , gdyż pasożyt może się przenieść na inne akweny, roznosi go ptactwo - ostrzega Augustyn.