Zagadki żeńskiego mózgu
Przeciętna kobieta wypowiada 20 tys. słów dziennie, mężczyzna – tylko 7 tys. Panowie wolą milczeć, panie zaś – trajkotać z szybkością karabinu maszynowego.
06.12.2006 10:03
Mówienie sprawia przedstawicielkom pięknej płci taką samą rozkosz jak narkomanom przyjęcie kolejnej porcji heroiny. Za to faceci myślą o seksie co 52 sekundy. Mają też znacznie mniejszy ośrodek w mózgu, odpowiadający za słuch. Dlatego też z natury pozostają głusi na pozornie logiczne argumenty swych matek, żon i przyjaciółek, które na próżno mówią z wyrzutem: „Ty nigdy nie słuchasz, gdy do ciebie mówię”.
Do takich wniosków doszła Louann Brizendine, neuropsychiatra z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco. Pani Brizendine prowadzi także psychologiczną klinikę nastroju i hormonów dla kobiet. Na podstawie rozmów ze studentkami i pacjentkami oraz po przeanalizowaniu ponad tysiąca różnych prac naukowych Brizendine opublikowała książkę „The Female Mind” („Kobiecy umysł”). To kontrowersyjne i niezbyt poprawne politycznie dzieło wkrótce ukaże się także w Wielkiej Brytanii. Zasadnicza teza autorki brzmi:
nie istnieje mózg uniseks.
Chłopcy i dziewczęta przychodzą na świat z różnymi mózgami, które są zasadniczo odmienne chemicznie i strukturalnie. „Chłopcy pojawiają się już »okablowani« neuronalnie jako mężczyźni, dziewczęta jako kobiety. Mózg wytwarza emocje, impulsy, wartości, tak więc panie i panowie inaczej postrzegają świat. Jeśli kobiety to zrozumieją, będą mogły lepiej kierować własnym życiem”, zapewnia dr Brizendine. Jak wiadomo, każdy mózg na początku jest żeński. Ale od ósmego tygodnia ciąży chłopcy w łonie matki są bombardowani hormonem męskim – testosteronem. Bombardowanie ma charakter intensywny. Tylko w okresie dojrzewania erupcja testosteronu u chłopców jest równie gwałtowna. Mózg męskich embrionów zostaje dosłownie zamarynowany w testosteronie – opowiada obrazowo autorka.
W rezultacie powstaje „męski” mózg – testosteron sprawia, że połączenia w ośrodkach sterujących komunikacją i wyrażaniem emocji ulegają redukcji. W mózgach kobiecych pod wpływem żeńskiego hormonu estrogenu, który autorka nazywa „królową”, zostają rozbudowane ośrodki komunikacyjne oraz centra odpowiedzialne za mówienie, wyrażanie emocji i obserwowanie emocji innych. „Można powiedzieć, że kobiety transferują emocje ośmiopasmową autostradą, a mężczyźni tylko wąską wiejską drogą”, wyjaśnia dr Brizendine. Podczas eksperymentu w Stanford University ochotnikom pokazano obrazy wywołujące silne emocje. W mózgach kobiecych uaktywniło się aż dziewięć różnych regionów odpowiedzialnych za emocje – w mózgach męskich zamigotały tylko dwa. W rezultacie już
zachowanie niemowląt płci obojga jest inne
– dziewczynki w napięciu obserwują mimikę, chłopcom jest ona w zasadzie obojętna. Malcy płci męskiej nie słuchają matek nie dlatego, że je lekceważą. Po prostu nie potrafią odczytać emocji na ich twarzach. Próby wychowania uniseksualnego skazane są na niepowodzenia. Pewna pacjentka dr Brizendine dawała swej trzyletniej córeczce zabawki odpowiednie także dla chłopców, m.in. czerwony wóz strażacki. Dziewczynka włożyła jednak samochód do wózka, przykryła go kocykiem, kołysała i śpiewała słodkim głosem: „Nie martw się, mały samochodziku, wszystko będzie dobrze”. Z pewnością gdyby podobną książkę napisał mężczyzna, rozpętałaby się burza. Przez lata feministki zaprzeczały, że między męskim a kobiecym mózgiem istnieje naturalna różnica. „Różne” może przecież znaczyć także „gorsze”. Jeśli taka różnica rzeczywiście występuje, to tylko jako skutek wychowania, narzucania przez środowisko „kobiecych” ról. W ubiegłym roku wybuchł skandal, w wyniku którego musiał ustąpić ze stanowiska Lawrence Summers, rektor renomowanego
Uniwersytetu Harvarda. Summers podczas wykładu wyraził pogląd, iż „uniseksualne” wychowanie skazane jest na porażkę. Opowiadał, jak podarował swej córeczce dwie ciężarówki-zabawki. Dziewczynka natychmiast uznała je za „ciężarówkę-mamusię” i „ciężarówkę-tatusia”. Rektor zaznaczył również, iż z powodu garnituru swych genów kobiety osiągają znacznie mniejsze sukcesy od mężczyzn w naukach inżynieryjnych i ścisłych. Oburzenie było tak wielkie, iż uznany za „kryptoseksistę” rektor w niesławie złożył dymisję. Pani Brizendine twierdzi, że Summers miał rację i jednocześnie jej nie miał. W początkowym okresie nastoletniego życia chłopcy i dziewczęta reprezentują takie same zdolności matematyczne. Potem jednak zaczynają się zmiany hormonalne. Wtedy dziewczęta zaczynają skupiać się na swych emocjach, na kontaktach i intensywnych rozmowach z koleżankami przez telefon czy e-mail. Chłopcy natomiast, z natury niezbyt sprawni w komunikacji interpersonalnej, stają się „wojownikami” i „samotnymi myśliwymi”, których pasjonuje
rywalizacja w sporcie czy też podbojach sercowych. Summers nie zrozumiał, że jeśli dziewczęta nie zdobywają laurów w naukach ścisłych, to nie dlatego, że brak im ku temu genetycznych uwarunkowań, ale po prostu tego nie chcą i wybierają komunikację interpersonalną jako łatwiejszą dla siebie. Życie naukowca zazwyczaj jest samotne, podczas gdy kobiecy mózg został ukształtowany przez naturę do rozmów, kontaktów międzyludzkich, wyrażania emocji. Dlaczego nastoletnie dziewczęta bez przerwy rozmawiają? Po prostu dlatego, że intensywna konwersacja pobudza w ich mózgach ośrodki odpowiedzialne za przyjemność. Rozmowa uruchamia kaskadę „puszystych kociaków”, czyli hormonów generujących dobre samopoczucie – oksytocyny i dopaminy. Hormony te powodują, iż kobiety otrzymują za gorące pogaduszki „największą, najszybszą neurologiczną nagrodę, jaką można zdobyć, z wyjątkiem tylko orgazmu”. Komentator dziennika „San Francisco Chronicle” napisał ironicznie, iż tłumaczy to, dlaczego panie mówią podczas aktu seksualnego –
najwidoczniej pragną zainkasować podwójną premię...
Ale na polu zmysłowej miłości to faceci są królami. Psycholog z San Francisco twierdzi, że „procesor seksualny”, czyli ośrodek w mózgu odpowiedzialny za myślenie erotyczne, jest u mężczyzn dwa i pół razy większy niż u kobiet.
„Jeśli chodzi o myślenie seksualne, mężczyźni dysponują międzynarodowym portem lotniczym, natomiast kobiety – podmiejskim lotniskiem dla prywatnych awionetek”, tłumaczy dr Brizendine. W następstwie panowie myślą o seksie co 52 sekundy, przedstawicielki piękniejszej płci zaś – przeciętnie tylko raz na dzień. Mężczyźni szukają czystego seksu, natomiast kobiety przede wszystkim towarzyszących mu romantycznych okoliczności. Żeński mózg ma natomiast „dziedziczną architekturę wyboru partnera”. Kobiety szukają panów „symetrycznych”, gdyż symetria oznacza sprawność i zdrowie. Panie instynktownie czują, że „symetryczny” amant zapewni im lepszy orgazm, gorąca zmysłowa rozkosz to zaś większe prawdopodobieństwo zapłodnienia. Mimo wszelkiego postępu i nowoczesności postępowanie większości kobiet określa przede wszystkim potrzeba macierzyństwa.
Jak dowodzi studium z udziałem 10 tys. uczestniczek z 37 kręgów kulturowych, panie zwracają mniejszą uwagę na powierzchowność potencjalnego małżonka. Interesuje je przede wszystkim jego status społeczny i zasobność portfela. Bogaty mężczyzna zapewni przecież wspólnemu dziecku lepszą przyszłość.
Jak można było przewidzieć, tezy psychiatry z San Francisco, która zresztą uważa się za „nowoczesną feministkę”, spotkały się z bezpardonową krytyką. Louann Brizendine powiela przecież konserwatywne stereotypy, antykobiece uprzedzenia, wykreowane przez mężczyzn postacie gadatliwych bab, występujące we wszystkich epokach i w wielu kulturach. Jej wizje przedstawicieli obojga płci są jak wzięte z komedii Woody'ego Allena. Książka dr Brizendine pozornie wygląda na dobrze udokumentowaną, jednak gdy przyjrzeć się dokładnie bibliografii, można spostrzec, że wiele pozycji omawia problemy samic myszy czy małp rezusów. Amerykański psycholog ewolucyjny, David H. Peterzell napisał, iż autorka nieustannie myli strukturę neuronalną (mózg) z funkcjami psychicznymi (emocje, zachowanie). Nie można tłumaczyć wszystkich różnic w zachowaniu przedstawicieli odmiennych płci różnicą struktury mózgu, tymczasem dr Brizendine z przewrotną satysfakcją przedstawia mężczyzn jako zimnych drani z natury niezdolnych do empatii.
Deborah Cameron z Uniwersytetu Oxford, profesor lingwistyki specjalizująca się w problematyce gender, czyli kulturowych różnic płci, zaznacza, iż długość naszych rozmów uzależniona jest od tego, kim jesteśmy i czym się zajmujemy. To przecież normalne, że sekretarka zazwyczaj wypowiada więcej słów niż kierowca ciężarówki. „Jeśli porównamy wiele miarodajnych studiów, wówczas okaże się, że kobiety mówią mniej więcej tak długo jak mężczyźni”, podkreśla prof. Cameron. Jej zdaniem, istnieje wiele dobrych, naukowych książek o kobiecym mózgu, ale powierzchowna, szukająca efektów, napisana dynamicznym językiem praca dr Brizendine z pewnością (aczkolwiek niezasłużenie) zdobędzie większy rozgłos.
Marek Karolkiewicz