PolskaŻąda 10 tys. zł za swe nazwisko na "liście Wildsteina"

Żąda 10 tys. zł za swe nazwisko na "liście Wildsteina"

Ruszył kolejny proces cywilny
wytoczony Instytutowi Pamięci Narodowej za "listę Wildsteina". 62-
letni Adam Krynicki domaga się przeprosin i 10 tys. zł
zadośćuczynienia na cel społeczny za to, że znalazł się na tej
liście, choć - jak zapewnia - nigdy nie był agentem SB.

Proces rozpoczęty przed Sądem Okręgowym w Warszawie jest już trzecią taką sprawą. W jednym z procesów sąd już uznał, że IPN nie może odpowiadać za wyciek do Internetu swej listy katalogowej 160 tys. nazwisk oficerów i tajnych współpracowników służb specjalnych PRL oraz osób wytypowanych do współpracy (na liście były także osoby mogące być dziś pokrzywdzonymi w myśl ustawy o IPN). Drugi proces zawieszono; następny ma ruszyć w kwietniu.

Krynicki powiedział w sądzie, że pozwał IPN, bo nie dochował on obowiązku ochrony listy. IPN był strażnikiem pieczęci, a doprowadził do tego, że lista wyciekła - zeznał powód. Powiedział, że gdy od córki dowiedział się, ze jest na liście, przeżył szok, bo nigdy nie był agentem.

Dodał, że w pracy zwracano się do niego per "agent". Odczułem to jako swą krzywdę, nawet jeśli to było mówione żartem - oświadczył. Ci, którzy listę sporządzili i upublicznili, wyrządzili mi krzywdę; naruszono tym moją godność; Japończyk popełniłby harakiri - dodał. Poinformował, że w oddzielnym procesie pozwał też samego Bronisława Wildsteina.

Krynicki powiedział, że w PRL pracował od lat 60. w przedsiębiorstwie handlu zagranicznego Polimex-Cekop, m.in. jako dyrektor; często wyjeżdżał za granicę i z tej przyczyny mógł być obiektem zainteresowania SB. Przyznał, że w jego firmie musiało być wiele osób związanych z tajnymi służbami.

IPN potwierdził, że to właśnie powód jest na liście (były tam tylko imiona i nazwiska, bez bliższych danych) oraz odmówił mu nadania statusu pokrzywdzonego. Nie jest do przyjęcia dla mnie, że IPN nie daje mi wglądu w moje akta - dodał Krynicki.

Pełnomocnicy IPN wnieśli o oddalenie pozwu, podkreślając, że IPN miał prawo sporządzić listę i nie ponosi winy za to, że ktoś wyniósł ją na zewnątrz. Podkreślali, że w lutym warszawska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie listy, nie wykryła bowiem, kto z IPN udostępnił na przełomie lat 2004-2005 Bronisławowi Wildsteinowi listę katalogową IPN.

Pełnomocnik Krynickiego mec. Krzyszfof Ways podkreślał, że dla procesu umorzenie nie ma znaczenia, bo jego przyczyną było niewykrycie sprawcy, a nie brak cech przestępstwa. Zwrócił się do sądu o uzyskanie od prokuratury jej decyzji wraz z uzasadnieniem, na co sąd się zgodził. Proces odroczono do lipca.

W styczniu 2005 r. ujawniono, że Wildstein (ówczesny publicysta "Rzeczpospolitej") udostępnił listę katalogową IPN dziennikarzom. Wkrótce trafiła ona do internetu; Wildstein zaprzeczał, by to on ją tam umieścił.

Wiele osób, których imiona i nazwiska znalazły się na "liście Wildsteina", nie było pewnych, czy to o nie chodzi, dlatego składały wnioski o dostęp do akt IPN. W kwietniu 2005 r. weszła w życie uchwalona specjalnie w tym celu tzw. mała nowelizacja ustawy o IPN. Upoważniła Instytut do wydawania zaświadczeń osobom zainteresowanym, czy to właśnie do nich odnoszą się zapisy z "listy Wildsteina". Większość z osób, które o to wystąpiły, dostały odpowiedź, że to nie ich dane są na liście.

Źródło artykułu:PAP

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)