Zaczęli zmiany od domu Kaczyńskiego. Najbliżsi sąsiedzi są wściekli
Nowy szef MSWiA Marcin Kierwiński przekazał, że sprzed domu Jarosława Kaczyńskiego na warszawskim Żoliborzu zniknęli policjanci. - Wcale ta policja tu nie przeszkadzała. Czuliśmy się bezpiecznie - żali się pani Zofia, sąsiadka prezesa PiS. - Wreszcie ich stąd zabrali, bo to było wręcz uciążliwe. Od tygodnia jest spokój - twierdzi z kolei pan Jerzy.
Nowy rząd zapowiedział koniec z ochroną domu Jarosława Kaczyńskiego przez policjantów. W czasie, gdy u władzy było Prawo i Sprawiedliwość, radiowozy pilnowały posiadłości na warszawskim Żoliborzu przez całą dobę.
Mimo że przedstawiciele policji i władzy temu zaprzeczali, dziennikarze wielokrotnie udowadniali, że piesze patrole lub radiowozy, które znajdowały się tuż obok domu prezesa, były tam codziennością.
- My to deklarowaliśmy jako formacje tworzące dzisiejszą koalicję rządzącą, że policjanci wrócą do prawdziwej pracy, że nie będą agencją ochroniarską jakiegokolwiek polityka. Myślę, że pierwsze efekty są już dostrzegane - przekazał w piątek Marcin Kierwiński, szef MSWiA, któremu podlega policja.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na własne oczy postanowiliśmy sprawdzić, czy zmiana faktycznie miała miejsce. Kiedy w poniedziałek odwiedziliśmy Żoliborz, przed domem prezesa rzeczywiście nie było policjantów, ale w ciągu godziny ten sam radiowóz przejeżdżał obok nas trzy razy.
- Kiedyś stali tutaj - pokazuje nam pan Jerzy, który prowadzi firmę nieopodal domu Jarosława Kaczyńskiego. Nasz rozmówca wskazuje, że radiowozy widywał też przy głównym wejściu do posiadłości, wzdłuż ulicy Mickiewicza.
- Od tygodnia nie ma policji w takiej liczbie. To było wręcz uciążliwe, nie dało się przejechać. Ja tu prowadzę firmę, to wiem, że tu zawsze był spokój. Nie wiem, czego prezes się bał - mówi nam mężczyzna.
Są też inne relacje. - Kilka dni temu znajomy umówił się z kimś na ulicy Mickiewicza. Wysiadł z auta i rozglądał się, czy osoba na którą czeka, już jest. Z samochodu obok wysiadł pan, który zaczął wypytywać go, po co przyjechał i czego szuka. Kazał mu wrócić do pojazdu i tam czekać - relacjonuje z kolei pani Sonia, która mieszka w okolicy.
Sąsiedzi skarżą się też, że policjanci pilnujący domu prezesa, bywali nadgorliwi i karali za każde popełnione wykroczenie. W szczególności dotyczyło to osób, które nie schodziły z roweru na przejściu dla pieszych, czy przebiegały do tramwaju lub autobusu na czerwonym świetle.
Sąsiedzi podzieleni ws. policji przy domu Jarosława Kaczyńskiego
Są też tacy, którzy obawiają się o spadek bezpieczeństwa i wyrażają duże niezadowolenie z powodu decyzji Kierwińskiego.
- Uważam, że wcale ta policja nie przeszkadzała. Czuliśmy się tu bezpiecznie. Lepiej, jakby była. Widziałam te żenujące i skandaliczne demonstracje. A policjanci zawsze byli grzeczni, uprzejmi. Tutaj też kiedyś nie było tak bezpiecznie. Element urządzał libacje, potem znajdywałam butelki na trawniku - wymienia pani Zofia.
- Właśnie się zaczęło, już wszystko nam zabiorą. Będę się martwić, bo zawsze byli tu policjanci. A teraz nie wiadomo, jak będzie, może skasują policję. To, co wyprawiają, to przechodzi ludzkie pojęcie - podsumowuje pani Dobrosława.
Jarosław Kaczyński nadal ma prywatną ochronę. Kiedy byliśmy na Żoliborzu, prezes akurat wychodził z domu i wsiadał do jednego z dwóch samochodów, które stały na tyłach jego domu.
Część ochroniarzy pojechała z prezesem, pozostali zostali na miejscu i pilnowali posiadłości. Wszystkiemu przyglądał się czarny kot, który tuż po wyjściu prezesa pojawił się w oknie na parterze.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj też: