Zaczął się warszawski proces "króla żelatyny"
Zaczął się warszawski proces Kazimierza G., zwanego "królem żelatyny", oskarżonego w sprawie upadku Fabryki Żelatyny w Brodnicy, na czym Skarb Państwa miał stracić 4,5 mln zł. G. - któremu grozi do 10 lat więzienia - nie przyznaje się do winy.
29.10.2007 | aktual.: 29.10.2007 11:53
Proces G. ciągnął się od czterech lat przed Sądem Okręgowym w Toruniu. Dopiero w styczniu 2006 r., po trzech latach procesu, tamtejszemu sądowi udało się odczytać akt oskarżenia. Do tego czasu obrona i oskarżony składali zaświadczenia o złym zdrowiu G., wnioski o zmianę obrońcy lub o przeniesienie procesu. Wiosną tego roku sprawę przeniesiono do Sądu Okręgowego Warszawa-Praga, gdyż choroba kręgosłupa G. wykluczyła jego dojazdy do Torunia.
Sądowi w stolicy udało się zacząć ten proces dopiero w poniedziałek - za trzecim podejściem. Wcześniej adwokat G. wypowiedział swe pełnomocnictwo, a na następnej rozprawie nowy obrońca nie zdążył się zapoznać z obszernymi aktami sprawy.
G. oświadczył sądowi, że utrzymuje się z "oszczędności i pomocy żony", która jest na emeryturze i z którą ma rozdzielność majątkową. Dodał, że jest też prezesem kilku spółek, m.in. "Żelatyna SA", ale nie ma z tego tytułu dochodów, bo nie prowadzą one działalności.
"Jestem wielkim przestępcą" - ironizował G., pytany przez sąd o swe inne procesy. Mówił, że został "bezzasadnie" oskarżony m.in. o niepłacenie składek ZUS dla swych pracowników, o działanie na szkodę środowiska oraz na szkodę komornika.
W warszawskim procesie 58-letni G. jest oskarżony o nadużycia z lat 1995-99 przy prywatyzacji państwowego przedsiębiorstwa Fabryka Żelatyny w Brodnicy (Kujawsko-Pomorskie). Chciał ją kupić w 1995 r., ale nie zgodził się na to Urząd Antymonopolowy, gdyż G. był właścicielem innych wytwórni żelatyny w Polsce. Wówczas większościowy pakiet akcji objął uważany za "człowieka króla żelatyny" Józef D. W umowie leasingowej zobowiązał się on do zainwestowania w zakład 2,5 mln zł i wprowadzenia nowych technologii, ale nie wywiązał się z tego.
Fabryka przez kilka lat wyprodukowała tylko 160 ton żelatyny; przede wszystkim magazynowano i paczkowano żelatynę produkowaną w innych fabrykach G. W 1999 r. firma zupełnie podupadła - przerwano produkcję, rosły długi, energetyka groziła odcięciem prądu. Józef D. swe akcje odsprzedał G. Wówczas załoga na własna rękę rozpoczęła produkcję żelatyny. W 2000 r., gdy umowa leasingowa wygasła, załoga wydzierżawiła wytwórnię i zmieniła nazwę na Brodnickie Zakłady Żelatyny.
Od marca do grudnia 2001 r. G. przebywał w areszcie, gdzie targnął się na życie, ale - według więzienników - próba z góry była skazana na niepowodzenie. Wyszedł po wpłaceniu 600 tys. zł kaucji.
Prokuratura Okręgowa w Toruniu oskarżyła Kazimierza G., stawiając mu 10 zarzutów. Najpoważniejsze to: doprowadzenie do upadku fabryki, na czym Skarb Państwa miał stracić 4,5 mln zł oraz oszustwa na szkodę BGŻ w Radomiu, któremu G. nie spłacił 29 mln zł kredytu. Wraz z G. oskarżono byłych członków zarządu brodnickiej fabryki. Poddali się już oni dobrowolnie karom: od dwóch lat i dwóch miesięcy więzienia do dwóch lat więzienia w zawieszeniu oraz grzywnom.
Jestem całkowicie niewinny - przekonuje G., według którego jego sprawa to "polityczne działanie AWS na korzyść konkurencji, by zniszczyć produkcję żelatyny w Polsce". Oskarżony przyjął taką a nie inną linię obrony, ale materiał dowodowy ewidentnie wykazuje, że popełnił on zarzucane mu czyny - mówi prok. Cezary Krauze.