Zabytkowa Starówka jak slums
Warszawska Starówka wygląda jak slums - alarmuje literat Jacek Dobrowolski. Chociaż znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO, Ratusz robi nie wiele, by ją chronić.
28.10.2010 | aktual.: 28.10.2010 11:06
Zrujnowane, brudne, wyblakłe fasady, odpadające tynki, oberwane rynny, zielone od grzyba ściany, przeciekające dachy, popękane chodniki, wycięte drzewa. Gdzieniegdzie świeży lifting, ale tylko do pierwszego piętra, bowiem dzierżawcy lokali użytkowych mają nakaz malowania parteru, ale wyżej jest już kostropaty Trzeci Świat.
Rozpadająca się Starówka jest dla Ratusza tylko maszynką do robienia pieniędzy i jej stanem nikt się nie przejmuje. Im więcej turystów wejdzie do knajp i sklepów, tym wyżej będzie można podnosić czynsze. Ratusz zachowuje się jak tępa, zimna korporacja. Nie rozumie, że organizowanie przestrzeni publicznej w demokratycznym kraju wymaga osiągania konsensu na drodze dialogu z mieszkańcami. Ostatni pomysł Ratusza to zniesienie ciszy nocnej, by zarabiać na nocnych balowiczach. Zapomniano o tym, że Starówkę wpisano na Listę jako “dzielnicę mieszkaniową“ i, że od 30 lat Ratusz nie przedstawił UNESCO wymaganego planu zarządzania Starówką i nie określił jej stref buforowych.
Zamiast konserwować Starówkę, haracz z niej ściągnięty wydaje się na Multimedialny Park Fontann - inwazyjny betonowy kicz, psujący zabytkową panoramę na Poskarpiu Nowego Miasta i zwiększający architektoniczną kakofonię miasta. Jest to zwykła dewastacja przez zabudowę. Żadnego kulturalnego warszawiaka z krwi i kości, nikogo obdarzonego choć odrobiną smaku, szacunku dla kultury wysokiej, dziedzictwa narodowego i przyrody, nie cieszy absurdalny pomysł budowy megafontanny rodem z Las Vegas między Wisłostradą a zabytkowymi kościołami Nowego Miasta kosztem nadwiślańskich plant, tego kruchego pasa drogocennej zieleni oddzielającego miasto od sześciopasmowej, cuchnącej i huczącej Wisłostrady. W strefie buforowej klasztoru ss. Sakramentek, umieszczonego na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO, ma się pojawić inwazyjny techno-stwór ze 130 m. długości grającą fontanną kurtynową, z czterema wieżami multimedialnym oraz centralną fontanną bijącą na 20 m. i tworzącą ekran do wyświetlania filmów w weekendowe wieczory. To ma
"uatrakcyjnić" panoramę Starówki, a muzyka Chopina i filmowa mają zagłuszać studecybelowy huk Wisłostrady i cieszyć wiernych w kościołach. Będzie też „pluskawisko“ dla dzieci, bo dzieci kochają samochody i lubią wdychać spaliny, i kąpać się w wodzie z pierwiastkami ciężkimi. I przyjdą tłumy i będzie super, i cacy, a parkingów, ani toalet nie projektuje się, bo ustawi się kilkadziesiąt toi-toi, które dostarczą wrażeń węchowych. Czy Ratusz nie wie, że po każdej imprezie masowej na Podskarpiu zasikane są wszystkie podwórka i ściany, i że mieszkańcy po każdym takim weekendzie błagają o uwolnienie ich od smrodu toi-toi, ponieważ władzy się nigdy nie spieszy? Czy Ratusz nie wie, że na całej Starówce są tylko dwie publiczne toalety?
Na Starówce wyrugowano, podnosząc czynsze, wszystkie dające koloryt lokalny małe sklepy spożywcze i zieleniaki, oraz jedyny sklep rybny, jedyny mięsny z autentycznymi kafelkami, dwie księgarnie, niedługo padnie ostatni antykwariat książkowy. Nie ma zegarmistrzów, zostało dwóch szewców, jeden fotograf, jeden optyk, jeden zakład krawiecki plus krawcowa przy szewcu. Straszą kiczowate reklamy. To wszystko, plus menelizacja, sprawia, że Starówka przestaje być wizytówką miasta tracąc swój genius loci. Na Zachodzie polityka ściągania turystów jest dokładnie odwrotna. Tam najważniejszy jest koloryt lokalny i magia miejsca. Tu z lokalnego kolorytu mamy tylko rosnącą plagę bezdomnych alkoholików kontrolujących parkingi tuż obok beztroskiej, polującej na mandaty, Straży Miejskiej. Starówka ściąga żebrzących pijaków, ponieważ jest tu czynny przez całą dobę sklep monopolowy i są podwórka gdzie można pić, nie będąc nękanym przez Straż oraz klatki na których można spać i sikać do woli. Tymczasem piesze patrole policji i
straży miejskiej chodzą tylko do 20-tej. Niemal co noc wyrzucam z sieni śpiących alkoholików
Gdyby urządzać spacery przez stylowe parki, pałace i place na Skarpie Warszawskiej przyjeżdżaliby na nie turyści z całego świata, ale nie jak serwuje im się taką samą Macfontannę jak na amerykańskiej prowincji. Turyści pojawiliby się, gdyby zrealizować pierwotną wizję rzeźbiarską Ludwiki Nitschowej, autorki Syrenki, i ustawić na środku Wisły Syrenę z zielonego szkła wysoką na 20 m. oblewaną wodą i podświetlaną w nocy i zbudować przy niej most dla pieszych przez Wisłę jak w Londynie. Należałoby też przywrócić fontanny wokół kolumny Zygmunta i przed Teatrem Wielkim. Pomogłoby to Warszawie w staniu się Europejską Stolicą Kultury w 2016 r. Czas już zlikwidować przed kinem Wars groteskowe, socrealistyczne, betonowe niedźwiedzie polarne trzymające na brzuchach kartusze z faraonem i gorgoną.
Niestety, obecnie, zamiast rządów demokracji mamy dyktat deweloperów w układzie z Ratuszem bez żadnej wizji miasta poza chaotyczną rozbudową.