Zabronione w Warszawie, bo "skłania do rozważań"
Zarząd Transportu Miejskiego odmówił feministkom i feministom umieszczenia plakatów na autobusach. Powód? Ryzyko doprowadzenia do rozważań.
20.02.2009 | aktual.: 20.02.2009 11:54
Organizatorki i organizatorzy Manify - corocznej manifestacji o prawa kobiet - postanowili zareklamować się na warszawskich autobusach. Zarządcy autobusów im jednak odmówili. Powód? "Tabor komunikacji miejskiej nie jest odpowiednim miejscem do wymiany poglądów" oraz: "reklamy mogłyby wpłynąć na mentalność i osobowość odbiorcy, a więc w konsekwencji prowadzić do rozważań".
Niepokój, jakie w warszawskim ZTM może powodować ew. wymiana poglądów (a w konsekwencji - rozważania!) jest całkowicie zrozumiały. Osoba, która rozważa mogłaby zacząć rozważać, czemu ZTM bez przerwy zmienia trasy popularnych linii, albo czemu wyjścia z kolejnych stacji metra są zaprojektowane tak, żeby było wygodniej projektantowi, a nie pasażerom, albo - czemu umowa pomiędzy ZTM a PKP raz jest, ale częściej jej nie ma, w związku z czym sieć kolejowa na terenie Warszawy wciąż nie jest integralnym elementem sieci komunikacyjnej, odwrotnie niż w każdym innym dużym europejskim mieście.
Takie rozważania mogłyby być nie tylko bolesne, ale wręcz niebezpieczne. A ZTM, któremu powierzono zdrowie i życie pasażerów, wolałby, aby nic im nie groziło. Dlatego od reklam społecznych woli wieszać na swoich autobusach reklamy polopiryny, kredytów i amerykańskich filmów - słowem tego wszystkiego, co nie prowadzi do żadnych rozważań.
Sprawa jednak jest bardziej problematyczna, kiedy poznajemy hasła, których nie puściło ZTM. Okazuje się bowiem, że na zdrowy rozum nie ma w nich tak naprawdę nic kontrowersyjnego. Co bowiem może prowadzić do rozważań w haśle "Biskup nie jest Bogiem". Przecież o tym fakcie wiedzą nie tylko feministki, ale również katolicy, dla których biskup owszem może być autorytetem, przyjacielem, dobrym pasterzem, głową lokalnego Kościoła czy administratorem diecezji, ale na pewno i za żadne świętopietrze nie może być Bogiem. Nawet politycy, którym swoim hasłem feministki chciałyby przypomnieć hierarchię priorytetów w rządzeniu krajem, powinni znać tę prostą prawdę, że katolicki Bóg jest jeden, a żadna z jego trzech osób nie jest biskupem. Żadnej kontrowersji i powszechna zgoda. ZTM może spać spokojnie.
Jeszcze bardziej oczywiste okazuje się hasło drugie: "Chcemy zdrowia nie zdrowasiek". No cóż - trudno polemizować z czyimiś preferencjami. Jeśli ktoś woli konkretne działania medyczne zamiast modlitwy - jego sprawa. I innym nic do tego tak, jak nic nikomu do tego, że ktoś woli odmawiać różaniec zamiast poddać się mammografii lub przyjąć swój Krzyż zamiast otrzymać znieczulenie podczas porodu. To jest kwestia osobistych decyzji dotyczących zdrowia i dopóki te decyzje nie dotyczą osób trzecich, nie ma powodów wdawać się w rozważania, a należy po prostu cudzą wolę zaakceptować.
Problem polega na tym, że niestety coraz częściej dotyczą, bo niestety coraz częściej biskup jest Bogiem. Ale na te tematy lepiej nie rozmawiać, bo to by doprowadziło w konsekwencji do rozważań, a wtedy nasz wesoły bezrefleksyjny tramwaj mógłby się wykoleić.
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska