Zabójstwo Polki w Londynie. Osierociła dwoje dzieci, czekały na mamę dwa dni w domu
Zamordowana w Londynie Sandra Ż. przed śmiercią wygrała z nowotworem, walczyła w bokserskim ringu. Była pogodną, wesołą osobą. Osierociła dwoje dzieci 8-letniego Doriana i 11-letnią Andreę. Z relacji jej znajomych wyłania się dramatyczny obraz ostatnich chwil.
Jak informowaliśmy, o sprawie pisze większość brytyjskich dzienników.32-letnia Sandra Ż. w ubiegły czwartek wyszła z domu i już do niego nie wróciła. Policję zaalarmowali jej znajomi. Opublikowano zdjęcia zaginionej, rozesłano komunikaty. Niestety. W poniedziałek nad ranem londyńscy policjanci znaleźli jej ciało w przydomowym ogrodzie, w jednej z dzielnic Londynu. Sekcja zwłok wykazała, że kobieta zginęła od uderzenia tępym narzędziem. Niedługo później zatrzymano 26-letniego Polaka Wojciecha T., który według policji, miał zamordować kobietę. Mężczyzna trafił do aresztu.
Miała stoczyć walkę w ringu
Z informacji, które udało nam się zebrać wynika, że Sandra Ż. mieszkała w Londynie od kilku lat. Sprzątała prywatnie domy i pracowała na budowie. Rok temu wygrała walkę z nowotworem, od jakiegoś czasu walczyła w bokserskim ringu. 22 września, w dniu swoich urodzin miała stoczyć pojedynek o kobiecy tytuł „Mistrza Ultra White Collar Boxing”. Na jej profilu na facebooku widnieje jeszcze wpis takiej treści:
„WALKA O ME ŻYCIE - CAŁY CZAS GRAM... 22/09/2018 przede mną kolejna i najtrudniejsza z walk. Dokładnie w swoje urodziny dostałam szanse zdobycia Pasa Mistrza Ultra White Collar Boxing. Przygotowania idą jak burza. Tym razem walka bez kasków, a wiec zapowiada się krwawa walka. Jest to równocześnie rok od zakończenia leczenia na raka. Ja już wygrałam - wygrałam życie, ale cały czas gram o każdy kolejny dzień bez tej okropnej choroby....” – napisała Sandra Ż.
O swojej walce z nowotworem i bokserskiej pasji opowiedziała rok temu w „Nowinach Zabrzańskich”. Przed wyjazdem do Londynu mieszkała właśnie w Zabrzu.
- Rak nie był dla mnie nowością. Znamy się od dawna. Osobiście, od kilkunastu lat. Wtedy zdiagnozowano u mnie nowotwór skóry. Fakt, że później znów zachorowałam z pewnością jest konsekwencją tamtych wydarzeń. Wtedy miałam pokiereszowaną rękę, teraz i rękę i wnętrze. Lekarze usunęli m.in. macicę. Zrobili wszystko, by ocalić jajniki. Na szczęście udało się. Dzięki nim mój organizm zachował równowagę hormonalną – opowiadała.
Wygrała z rakiem, pokochała boks
- Wyjazd do Wielkiej Brytanii stał się koniecznością. Musiałam oddać zobowiązania, które zaciągnęłam podczas choroby córki. I choć jechałam po pieniądze, zarobiłam znacznie więcej niż się spodziewałam. Wygrałam życie – mówiła.
Sportem zainteresowała się na przekór lekarzom. Zaangażowała się w zbieranie pieniędzy dla ludzi chorych na raka poprzez bokserskie gale charytatywne. - Wtedy pomyślałam sobie tak: skoro szkodzą mi tabletki, bo czuję się po nich fatalnie oraz boks, to chcę, żeby szkodziło mi po mojemu. I wybrałam ring. Trafiłam pod skrzydła prawdziwych mistrzów, ale musiałam więcej od pozostałych. Nie tylko trzeba było podołać fizycznemu wysiłkiem, ale również zmierzyć się z chronicznym bólem. Długo nikomu nie przyznawałam się do choroby. W końcu jednak musiałam. Obowiązkiem każdego trenującego było wypełnienie karty zdrowotnej. Długo zwlekałam z jej oddaniem, a kiedy już ją pokazałam, zebrałam gratulacje – opowiadała.
Tak się rozegrał dramat Polki
Udało nam sie porozmawiac ze znajomym Sandry Ż. - Adamem B. o ostatnich chwilach życia 32-letniej kobiety. Z jego opowieści wyłania się dramatyczny obraz.
– Zostaliśmy zaproszeni przez Sandrę na jej urodziny i walkę, która miała odbyć się tego samego dnia 22 września w Londynie. Już przed wyjazdem Sandra nie odbierała od nas telefonu, ale i tak postanowiliśmy przyjechać, sądząc że jest zajęta przygotowaniami do najważniejszego dnia, do bokserskiej walki. Po dotarciu pod jej dom zastaliśmy dwójkę dzieci. Na szczęście Sandra mówiła wcześniej dzieciom, że spodziewa się znajomych, więc wpuściły nas do domu. To była sobota 22 września, dzieci powiedziały, że mamusi nie ma od czwartku wieczorem, że wyszła do znajomego po bilety na walkę i zaraz wróci… - mówi Wirtualnej Polsce Adam B., jej znajomy.
- Postanowiliśmy zgłosić zaginięcie Sandry na policję. Po publikacji zdjęcia przez Scotland Yard odezwała się do nas siostra Sandry z Liverpoolu. Powiedziała, że przyjedzie jak najszybciej jest to możliwe. W poniedziałek rano ktoś odebrał telefon Sandry. Kobiecy głos w słuchawce powiedział nam, że telefon leżał w zakrwawionych rzeczach jej brata. I, że jedzie do szpitala, bo brat podciął sobie żyły. Później okazało się, że brat tej kobiety – to mężczyzna, do którego Sandra udała się w czwartek wieczorem. Natychmiast poprosiliśmy o jego adres, po czym udaliśmy się tam, mając najgorsze przeczucia. Krzyczeliśmy, waliliśmy w drzwi i okna. Powiadomiliśmy policję. Po przyjeździe policjantów potwierdziły się nasze najgorsze obawy. W ogrodzie, z tyłu domu, znaleziono ciało Sandry. Została brutalnie zamordowana, otrzymała kilka ciosów młotkiem w tył głowy - ujawnia Adam B.
Można pomóc dzieciom Sandry
Po śmierci Polki, opieką nad dziećmi zajęła się jej siostra. Zarówno ona, jak i znajomi Sandry zbierają pieniądze dla osieroconych dzieci. Tu można im pomóc:
- Nie zawsze byłam silna, nie zawsze miałam wolę walki. Po drugiej operacji, po moich 29. urodzinach byłam tak słaba, że nie mogłam utrzymać bochenka. Ale jestem jak każda matka – prędzej czy później wszystkie się zbieramy. Dla dzieci – opowiadała w „Nowinach Zabrzańskich” Sandra Ż.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl