Zabity w samolocie za nieistniejącą bombę
Pasażer, który twierdził, że ma bombę w
bagażu podręcznym, został śmiertelnie postrzelony przez
strażników pokładowych podczas międzylądowania samolotu American
Airlines w Miami na Florydzie. Domniemanej bomby nie znaleziono.
08.12.2005 | aktual.: 08.12.2005 07:14
Rick Thomas, dyrektor ds. bezpieczeństwa federalnego lotniska w Miami powiedział, że tożsamość mężczyzny została wstępnie ustalona, i że był nim 44-letni obywatel USA Rigoberto Alpizar, przybyły w środę do Miami ze stolicy Ekwadoru Quito.
Do incydentu doszło podczas międzylądowania samolotu lecącego z Medellin w Kolumbii do Orlando na Florydzie. Alpizar, według miejscowych władz i policji, zachowywał się na pokładzie podejrzanie. Według rzecznika Ministerstwa Bezpieczeństwa Kraju Briana Doyla, dawał do zrozumienia, że ma bombę w bagażu podręcznym.
Doszło do walki wręcz między pasażerem a strażnikiem, następnie mężczyzna próbował zbiec. Kiedy nie podporządkował się wezwaniom strażników, by położyć się na ziemi, ale sięgnął po swoją torbę, podjęli oni - jak powiedział rzecznik - stosowne kroki.
Incydent rozegrał się o godz. 14 (godz. 20 czasu polskiego), kiedy pasażerowie przygotowywali się do odlotu do Orlando. Wcześniej informowano, że mężczyzna próbował uciec bezpośrednio po lądowaniu maszyny.
Lecąca samolotem Mary Gardner powiedziała stacji telewizyjnej WTVJ, że za biegnącym jak oszalały korytarzem samolotu Alpizarem podążała kobieta, która krzyczała, że jest on jej mężem. Kobieta miała też powiedzieć, że jej mąż cierpi na psychozę maniakalno-depresyjną i nie wziął przedtem lekarstw. Według Garder, padło cztery lub pięć strzałów.
Po incydencie samolot odleciał do Orlando.
Środowy incydent to pierwszy od czasu zamachów z 11 września przypadek, kiedy strażnicy pokładowi użyli broni wobec podejrzanie zachowującego się pasażera.