Amerykanin zabił, poćwiartował i wrzucił do Wisły. Jest wyrok
Chociaż ciała nigdy nie odnaleziono, warszawski sąd nie miał wątpliwości - Karl Pfeffer z zimną krwią zamordował swoją matkę, poćwiartował jej zwłoki i wrzucił do Wisły. Amerykanin po raz drugi został skazany na 25 lat więzienia.
Proces, który trwał w Sądzie Okręgowym w Warszawie ponad dwa lata, obfitował w dramatyczne momenty, a szczegóły zabójstwa na warszawskim Żoliborzu wstrząsnęły opinią publiczną.
Bestialska zbrodnia. Zwłok do dziś nie odnaleziono
Gretchen P., obywatelka USA, zaginęła w marcu 2020 r. w Warszawie. Od tamtej chwili nie nawiązała żadnego kontaktu - ani telefonicznie, ani przez internet. Jak ustalono w śledztwie, jej syn Karl Pfeffer, który mieszkał z nią na Żoliborzu, miał ją udusić poduszką w nocy z 31 marca na 1 kwietnia 2020 r.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pomysł Trumpa zaszkodzi NATO? "Traktuje sojuszników jak pionki"
Opis zdarzeń jest przerażający. Sprawca miał zakupić piłę ręczną, folię, taśmę oraz metalową siatkę. Następnie rozczłonkował ciało, spakował je w paczki i zrzucił do Wisły z mostu w okolicach Nowego Dworu Mazowieckiego. Do dziś nie udało się odnaleźć żadnych szczątków.
Mimo braku ciała, zgromadzony przez prokuraturę materiał dowodowy - w tym także jego własne zeznania złożone przed agentami FBI - wystarczył do postawienia mężczyzny przed sądem. Proces oparty był na poszlakach, ale jego przebieg był wyjątkowo poruszający.
- Pomimo braku ciała nie ma innej odpowiedzi niż zabójstwo matki - podkreśliła w uzasadnieniu wyroku sędzia Agnieszka Wysokińska-Walczak.
Wyrok, który nie kończy sprawy?
4 lipca 2025 r. Sąd Okręgowy w Warszawie ponownie orzekł wobec Pfeffera karę 25 lat pozbawienia wolności w systemie terapeutycznym, z możliwością ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie po 20 latach. Orzeczono także obowiązek wypłaty 50 tys. zł zadośćuczynienia dla siostry ofiary, która występowała jako oskarżycielka posiłkowa.
Wyrok nie zapadł jednomyślnie - dwóch ławników zgłosiło zdania odrębne i domagało się dożywotniego pozbawienia wolności.
Sędzia zaznaczyła, że oskarżony działał przy ograniczonej poczytalności, co miało wpływ na wymiar kary.
- Zgromadzony materiał dowodowy tworzy zamknięty łańcuch poszlak, świadczący o tym, że oskarżony dopuścił się zbrodni - mówiła Wysokińska-Walczak.
Zbrodnia z chłodną kalkulacją
Jak ustalono podczas rozprawy, relacje między Karlem a jego matką były napięte. Sąd uznał, że oskarżony obarczał matkę odpowiedzialnością za swoje życiowe problemy, co rodziło w nim frustrację i agresję. Dodatkowym czynnikiem konfliktu miała być relacja uczuciowa Karla z poznaną przez internet kobietą z Turcji, której matka nie akceptowała.
Zdaniem sądu rozczłonkowanie zwłok miało świadczyć o próbie "przejęcia kontroli nad życiem matki".
- To by się łączyło z psychiką oskarżonego i jego stosunkiem do niej - tłumaczyła sędzia.
Własne słowa jako główny dowód
"Super Express" przypomina, że to właśnie Pfeffer dostarczył śledczym najważniejszych informacji. W 2021 r. dobrowolnie zgłosił się do siedziby FBI w Kalifornii i - jak wynika z akt - powiedział agentom: - W Polsce udusiłem swoją matkę poduszką.
W śledztwie ze szczegółami opisał, jak wyglądała zbrodnia: - Noga była przecięta w kolanie. Była za długa. Ręce nie były poprzecinane, zginały się w łokciach. Osobno zapakowałem tułów i głowę. Jedna z paczek ważyła nawet 80-90 kg, bo w środku były duże kamienie. Prawie złamałem kręgosłup, rzucając matkę do Wisły. Na moście, w miejscu, z którego rzucałem zwłoki, zostawiłem różaniec z krzyżykiem. Przywiązałem go do barierki - zeznawał.
Po uchyleniu pierwszego wyroku z 2023 r., z powodu błędów proceduralnych, oskarżony wycofał wszystkie wcześniejsze zeznania. - Nie potwierdzam żadnych zeznań. Odrzucam dokładność tych zeznań i ich wiarygodność - mówił w styczniu 2025 r. przed sądem.
Zaskakujące sceny na sali sądowej
W toku procesu Pfeffer coraz częściej wchodził w konfrontację z sądem. - Są nudne, żenujące i pełne kłamstw - komentował w grudniu 2024 r. odczytywane zeznania. Żądał także przeniesienia postępowania do USA, a oskarżenia określał jako "stek bzdur". Podczas jednej z rozpraw przy Pfefferze zasiadło dwóch policjantów, a tłumacza przesunięto o ławkę dalej. Decyzja ta miała związek z informacjami o możliwej próbie ucieczki.
Proces był długi i trudny, przede wszystkim z powodu braku ciała ofiary. Jednak sąd uznał, że przedstawione poszlaki tworzą spójny i kompletny obraz zbrodni. Pfeffer ma odbyć karę 25 lat więzienia, z możliwością ubiegania się o przedterminowe zwolnienie po 20. Dla bliskich zamordowanej to jednak zbyt łagodna kara - ich zdaniem powinien pozostać za kratami do końca życia.
Źródło: "Super Express", PAP