Zabił kobietę poznaną przez Internet, sąd szuka dowodów
Do ponownego rozpatrzenia w pierwszej instancji zwrócił Sąd Apelacyjny w Warszawie sprawę Arkadiusza B., uniewinnionego od zarzutu zabójstwa kobiety poznanej przez internet. Proces był poszlakowy; ciała Edyty W. do dziś nie odnaleziono. Sąd I instancji uznał, że w sprawie brak jednoznacznego i kategorycznego dowodu na zabójstwo Edyty W.
11.03.2011 | aktual.: 11.03.2011 16:17
Sąd Apelacyjny uwzględnił tym samym apelacje prokuratury i oskarżycieli posiłkowych. Jak relacjonował pełnomocnik tych ostatnich mec. Maciej Żakiewicz, Sąd Apelacyjny uznał, że błędy popełnione przez sąd I instancji nie były rażące (tak napisano w apelacjach), lecz porażające.
Zdaniem prokuratury Arkadiusz B. zamordował Edytę W. poznaną przez internetowy portal randkowy. Wcześniej - według oskarżenia - nakłonił ją do pożyczenia mu ponad 70 tys. zł. Do zabójstwa miało dojść z 10 na 11 listopada 2005 r. w Warszawie w mieszkaniu wynajmowanym przez B. Dotychczas jednak nie udało się odnaleźć ciała kobiety. Technicy policyjni odnaleźli później jedynie niewielkie ślady jej krwi w łazience mieszkania.
W lipcu 2010 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił B. Wymierzono mu wówczas jedynie karę pięciu lat więzienia za inne, drobniejsze zarzuty.
Według prokuratury, od początku znajomości z Edytą, czyli od września 2005 r., B. okłamywał ją, podawał się za krewnego znanego reżysera. Mówił, że prowadzi firmę, a jego rodzice mieszkają we Włoszech. Jednocześnie utrzymywał kontakty z innymi kobietami. Oskarżenie dowodziło, że B. był ostatnią osobą, z którą Edyta W. miała kontakt; po 10 listopada B. poruszał się samochodem ofiary, przez kilka dni wietrzył wynajmowane mieszkanie, miał także spłacić część swych zobowiązań finansowych.
Sąd I instancji uznał jednak wtedy, że w sprawie brak jednoznacznego i kategorycznego dowodu, że Edyta W. nie żyje. Ponadto zdaniem SO nie udało się ustalić, że zabił ją oskarżony. Wprawdzie - argumentował wówczas sąd - poszlaki mogą świadczyć, że kobieta nie żyje, ale po zgromadzeniu ponad 40 tomów akt nie udało się kategorycznie stwierdzić, w jaki sposób zginęła i udowodnić bez wątpliwości, że zabił ją oskarżony.
Prokurator i pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych w apelacji zarzucali sądowi I instancji, że m.in. nie wskazał, które dowody uznał, a które nie i dlaczego dokonał takiego wyboru. Według nich SO niedostatecznie wziął pod uwagę opinie biegłych i popełnił błąd uznając, że istnieją niedające się usunąć wątpliwości i jednocześnie nie wskazał jakie. Błędem - zdaniem strony oskarżenia - było także analizowanie przez sąd I instancji pojedynczych poszlak w oderwaniu od całego ich łańcucha oraz niewskazanie przez SO alternatywnej wersji zdarzeń.
Arkadiusz B. był także oskarżony o oszustwo, czyli wyłudzenie od Edyty W. ponad 70 tys. zł, ukrywanie dokumentów Wojskowej Agencji Nieruchomości, gdzie był zatrudniony na umowę zlecenie jako archiwista, a także posiadanie bez zezwolenia amunicji do pistoletu gazowego.
Według sądu I instancji w sprawie oszustwa udało się jedynie udowodnić wyłudzenie 28 tys. zł od Edyty W. Za oszustwo i pozostałe czyny SO wymierzył B. karę łączną pięciu lat pozbawienia wolności; zaliczył do niej ponad cztery lata aresztu od lutego 2006 r. do kwietnia 2010 r. Ponadto sąd wymierzył B. 10 tys. zł grzywny i nakazał zwrot 28 tys. zł.
Sąd Apelacyjny nie uwzględnił apelacji obrony, która wnosiła o uniewinnienie oskarżonego skazanego za te czyny. W tej części sprawy sąd utrzymał wyrok. Uznał też, że kwota, jaką B. wyłudził od Edyty W. nie wynosiła 28 tys. zł, lecz ponad 70 tys. zł.
Po wyroku obrońca B. mec. Zbigniew Jewdokin zapowiedział, że w zakresie zarzutu oszustwa złoży kasację do Sądu Najwyższego. Jego zdaniem kara więzienia wymierzona jego klientowi za pozostałe zarzuty jest zbyt surowa, tym bardziej, że B. nie był wcześniej karany.
NaSygnale.pl: To prawdziwy pies na złodziei! Kto mu podskoczy?