Za tydzień wyrok ws. rozbiórki zabytkowej kamienicy na warszawskim Powiślu
Za tydzień - 20 stycznia - warszawski sąd rejonowy ma ogłosić wyrok w sprawie rozbiórki latem 2013 r. zabytkowej kamienicy na Powiślu. Prokuratura chce kary w zawieszeniu dla oskarżonej, która wydała decyzję o rozbiórce. Obrona chce jej uniewinnienia.
13.01.2015 12:36
We wtorek sąd zakończył trwający od maja zeszłego roku proces w tej sprawie i wysłuchał mów końcowych. - Jesteśmy krajem ubogim w zabytki. Tym bardziej trzeba ubolewać, że istniejąca od 1904 r. willa z dnia na dzień przestała istnieć - mówił prok. Adam Karbowski z Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście-Północ. Zawnioskował o karę trzech miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata i 5 tys. zł grzywny.
- Nie willa, tylko rudera, czworaki dla robotników - ripostował broniący oskarżonej mec. Robert Kochaniak. Podkreślił, że budynek był zagrożeniem dla przechodniów, ekipy robotników pracującej na terenie tej działki oraz "złomiarzy", którzy penetrowali obiekt. W ocenie obrony oskarżona decydując o rozbiórce, działała więc "w stanie wyższej konieczności". - Prokurator mówi o willach, a nie widzi ludzi - zaznaczała obrona.
Wybudowana sto lat temu przy ul. Zajęczej kamienica powstała jako dom dla pracowników elektrowni Powiśle i - jak informowano - od ponad 10 lat nie była zamieszkana. Stołeczne media, które pisały o sprawie, informowały, że kamienica była podpiwniczona i miała wysokie poddasze.
Oskarżona pełniła rolę wiceprezesa w spółce, która kupiła teren. Tłumaczyła podczas procesu, że kamienica była w bardzo złym stanie i na jej decyzję o rozbiórce wpływ miała opinia przedstawiciela firmy, która przeprowadzała w budynku prace remontowe i porządkujące. Firma z uwagi na stan kamienicy przerwała prace i powiadomiła oskarżoną, że budynek w każdej chwili grozi zawaleniem.
Prokuratura oskarżyła kobietę o nieumyślne zniszczenie zabytku - zagrożone na podstawie ustawy o ochronie zabytków karą do dwóch lat więzienia. Budynek był wpisany do ewidencji zabytków.
- Zgadzam się, że oskarżona mogła nie mieć wiedzy o tym, że budynek jest zabytkiem. Mamy tu do czynienia z lekkomyślnością, bądź niedbalstwem - mówił prokurator. Dodał, że nie można mówić o stanie wyższej konieczności, gdyż budynek można było zabezpieczyć i odgrodzić.
Z kolei według obrony zabezpieczenie, o którym mówi prokuratura, nie było możliwe, "sala sądowa nie może służyć do ustalania polityki ochrony zabytków", zaś zapisy ustawy z punktu widzenia ewentualnej późniejszej odpowiedzialności karnej są nieprecyzyjne i niejednoznaczne.
Prokuratura w lutym 2014 r. wystąpiła do sądu o warunkowe umorzenie sprawy bez procesu. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia wówczas nie dostrzegł jednak przesłanek do umorzenia; zdecydował się prowadzić proces zastrzegając, że nie przesądza to końcowej decyzji i ewentualnego potwierdzenia ocen prokuratury.
Agnieszka Kłąb z wydziału prasowego stołecznego ratusza mówiła w lutym 2014 r. PAP, że "nie może być tak, że podmiot kupuje obiekt objęty opieką konserwatorską, korzysta z tego powodu z pewnych preferencji, dostaje bonifikatę na zakup, a potem zniszczenie tego obiektu tłumaczone jest brakiem świadomości o tym, że był to obiekt zabytkowy".