"Za szwindle Kaśka by Marcinowi łeb urwała". Co się działo w rodzinie twórców Amber Gold
Marcin i Katarzyna P. nie mówili prawdy ani pracownikom, ani nawet najbliższej rodzinie - donosi tygodnik "Sieci", który ukaże się w poniedziałek. Dziennikarze dotarli do setek nagrań z podsłuchanych rozmów twórców Amber Gold. Wynika z nich, że do końca brną w zaparte. Nie mówią prawdy spanikowanym pracownikom sieci Amber Gold, bliskim współpracownikom, a nawet rodzeństwu i rodzicom.
Jedna z ujawnionych rozmów odbywa się kilka dni przed upadkiem Amber Gold. Jest już jasne, że nikt z klientów nie odzyska pieniędzy, bo przedsięwzięcie jest wyrafinowanym przekrętem. Katarzyna P. z pewnością w głosie wciska swojej teściowej Barbarze Stefańskiej kompletną nieprawdę:
Kaśka by Marcinowi łeb urwała
Barbara Stefańska: - Ja słyszałam po głosie Marcina, jak się w piątek wypowiadał niby telefonicznie. To już te pierwsze jego słowa jak usłyszałam, to tak jakbym go słyszała wtedy, jak to się działo… (chodzi o poprzednie wyroki Marcina P. za oszustwa finansowe - przyp. red.) Potem się uspokoił.
Katarzyna P.: Pani Basiu, to jest jakby zupełnie inna sytuacja. Tutaj nic złego się nie wydarzyło i nic złego nie zrobiliśmy, tylko ktoś teraz na siłę chce nam wmówić, że coś zrobiliśmy. Ja już nie wiem…"
Teściowa: Daj Boże… Jeszcze Magda (siostra Marcina - przyp.red.) mówi, Kaśka by Marcinowi łeb urwała, gdyby wiedziała, że robi szwindle, nie?
Katarzyna P: Absolutnie, to jest w ogóle wykluczone. Absolutnie! To jest dawno i nieprawda. Już minęły te czasy…
To tłumaczy dziwne reakcje teściowej Marcina P. podczas przesłuchania przez sejmową komisję śledczą. Jedno z pytań skwitowała westchnieniem: "Boże, co ten człowiek narobił".
To jest taki kraj
Katarzyna P. swojego brata "okłamuje w żywe oczy nawet na kilka dni przed zawaleniem się piramidy finansowej Amber Gold" - pisze tygodnik. Przytacza fragment stenogramu z podsłuchu:
Katarzyna P.: "Wyobrażasz sobie? Taki to jest (…) kraj, firma, która jest rentowna nagle upada! Także, no nie wiem… Przykro mi bardzo, że znowu pasażerowie muszą się przesiąść i niech jadą 12 godzin. Jak nie, to niech zap... LOT-em za 1000 zł".
Dopytywana, "ale ogólnie to co, zawieszacie, to już nie będzie latać", Katarzyna P. odpowiada: "No jedna spółka zostaje, a druga… no nie wiem, co będzie. Jakby to nie jest zależne ode mnie. Gdyby to było zależne ode mnie, to bym ci powiedziała, że będzie wszystko dobrze. Ale tak naprawdę to jest ich wina. Nie moja wina, że ministerstwo kur… skarbu z całym LOT-em i wszystkimi spółkami zależnymi uparli się, żeby nas zniszczyć".
Dopiero z tego materiału wyłania się obraz bezwzględnych kłamców, którzy nawet w obliczu walącej się piramidy finansowej myśleli tylko o tym, jak jeszcze wyciągnąć pieniądze od nieświadomych niczego klientów. Skąd taka desperacja małżeństwa P., które mając świadomość zbliżającego się końca przekrętu, tak parło do kolejnych oszustw? Z podsłuchanych rozmów wynika, że Marcin i Katarzyna liczyli się z poważnymi kłopotami – piszą w najnowszym tygodniku „Sieci” Marek Pyza i Marcin Wikło.