Za rok więzienia - książka na przeprosiny

Jacek Bochiński, historyk sztuki, trafił do
więzienia, bo policja i prokurator uwierzyli notatce detektywa
Rutkowskiego - opisuje "Super Express".

Nie ma już wątpliwości. Notatka Rutkowskiego sprawiła, że do więzienia trafił przypadkowy człowiek. Poseł przyznał to gazecie, ale winnych każe szukać w policji i prokuraturze. Tymczasem Jacek Bochiński wciąż nie może poskładać sobie życia.

Świat zawalił się Bochińskiemu 4 kwietnia 2001 r. Rankiem zabrała go z domu policja. Wrócił po roku. Historyk sztuki i teolog został oskarżony o napad rabunkowy na małżeństwo K. Do napadu doszło 28 grudnia 2000 r. Na drodze z Warszawy do Krakowa, za Jankami, jadących po kożuchy do Nowego Targu małżonków zatrzymał policyjny polonez (potem okaże się, że skradziony... policji). Przebrani za funkcjonariuszy bandyci zrabowali handlarzom ze Stadionu Dziesięciolecia 95 tys. zł.

Przez 3 miesiące śledztwa policji nie udało się wpaść na trop. Do dnia, w którym prokuratura w Grójcu otrzymała od policji notatkę, że jednym ze sprawców był Jacek Bochiński. Historyk sztuki, teolog, naukowiec, pracownik warszawskiego Muzeum Historycznego.

Informacja miała charakter operacyjny. Jak się później okazało, powstała na podstawie innej notatki - sporządzonej przez detektywa Rutkowskiego. Nikt nie wziął pod uwagę, że naukowiec miał alibi, że nie pasował do rysopisu podanego na początku przez ofiary napaści. Sprawę przesądziło jednak to, że małżeństwo K. rozpoznało w końcu w Bochińskim jednego z bandytów.

- Nie mogło być inaczej, bo policja przed konfrontacją okazała napadniętym fotografię Jacka - tłumaczy jego brat, Adam. - To wyszło dopiero na ostatnich rozprawach! Historyk siedział rok za kratkami. W końcu sąd go wypuścił.

- Nie czuję się winny - twierdzi Rutkowski, który poszkodowanemu, jako wyraz ubolewania, ofiarował... książkę. - To absurd, żeby wtrącać człowieka do więzienia na podstawie notatki! Nawet jeśli pochodziła ona ode mnie. Wyraźnie na niej napisałem, że powinna być zweryfikowana. Nie wiem, dlaczego policja tego nie zrobiła. Ta notatka zresztą dotyczyła innej sprawy, nie była związana z napadem na małżeństwo K.! Jako poseł z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że w tym kraju policja, prokuratura i sądy źle pracują. Dowodzi tego sprawa Jacka Bochińskiego.

Notatka, która doprowadziła Bochińskiego za kraty powstała zanim... doszło do napadu. Rutkowski, który miał na pieńku ze stołecznym Wydziałem do Walki z Terrorem Kryminalnym, napisał w lutym 2001 r. do Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej donos na policjanta tego wydziału, Tomasza O. Według detektywa dorabiał "na boku" organizując... porwania.

Rutkowski podał nazwiska osób, z którymi kontaktuje się Tomasz O. Na liście znalazł się m.in. Adam Bochiński, brat Jacka, który pracował kiedyś w policji. Ale nie można mu było nic zarzucić. Znalazł się natomiast pretekst, by oskarżyć brata - Jacka, pisze "Super Express". Miał napaść na rodzinę K., która mieszkała po sąsiedzku z Adamem Bochińskim. (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)