Za katastrofę samolotu CASA polecą głowy
"Dziennik" dotarł do nieoficjalnych informacji z raportu o katastrofie wojskowego samolotu CASA. Eksperci nie mają wątpliwości: odpowiedzialność za tragedię oprócz pilota ponosi obsługa naziemna, która dopuściła do rażących zaniedbań. Według rozmówców gazety po upublicznieniu raportu komisji badającej wypadek w Dowództwie Wojsk Lotniczych "polecą głowy".
02.04.2008 | aktual.: 02.04.2008 04:41
Dokument przygotowywany w ekspresowym, dwumiesięcznym tempie we wtorek trafił do Ministerstwa Obrony Narodowej, jego treść poznali minister Bogdan Klich oraz Dowództwo Wojsk Lotniczych. W środę zostanie odtajniony i upubliczniony, ale specjaliści, którzy widzieli raport, mówią "Dziennikowi" jasno: nie wszyscy winni katastrofy, zginęli w niej. Raport jednoznacznie ocenia, że wina leży po stronie pilota, ale on jest ostatnim ogniwem w łańcuchu błędów - mówi ekspert i wykładowca w jednej ze szkół wojskowych. W tej sprawie złamano niemal wszystkie procedury - dodaje.
Zdaniem ekspertów wieża lotów popełniła kardynalny błąd - nie powinna pozwolić na drugie podejście, po tym jak pilot przerwał pierwsze. Zamiast próbować posadzić CASĘ drugi raz, powinien lądować na pobliskim lotnisku w Świdwinie, gdzie warunki pogodowe były lepsze i dokąd samolot i tak miał polecieć.
Nawet procedura drugiego podejścia do lądowania odbyła się z naruszeniem reguł. Maszyna powinna odlecieć na ok. 20-25 km od Mirosławca, wzbić się na 500 metrów i precyzyjnie wrócić nad pas startowy. Tak się nie stało - pilot zaledwie tysiąc metrów przed lotniskiem korygował kurs raptownym skrętem, w trakcie którego runął na ziemię.
Zdaniem rozmówców "Dziennika", przyczyna katastrofy leży również w sposobie kontaktowania między załogą CASY a wieżą kontroli. Pilot albo nie słuchał poleceń nawigatora, albo nawigator na wieży za późno zareagował, widząc, że samolot zbacza z kursu, podchodząc do lądowania - mówi gazecie jeden z byłych lotników.
Twórcy raportu stawiają też inne oskarżenie: winę za niedopilnowanie lotu ponosi Centrum Operacji Powietrznych, zajmujące się nadzorem ruchu lotniczego. Centrum powinno prowadzić lot, a tymczasem stanowisko dowodzenia dowiedziało się o katastrofie, kiedy maszyna spadła - mówi jeden z rozmówców gazety.
W lotnictwie zapanowała panika - mówi ekspert, który był blisko prac komisji. Ustalenia jej członków, jego zdaniem, pchną też do przodu prokuratorskie śledztwo. (PAP)