"Z polskiego Kościoła odchodzą też gorliwi kapłani"
Odejścia księży to problem bardzo trudny i ukrywany w tej chwili w Kościele polskim. Tu nie chodzi o te głośne odejścia medialne, ale również decyzje o rezygnacji zwykłych, bardzo gorliwych kapłanów. To się dzieje na naszych oczach - powiedział w "Sygnałach Dnia" ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
22.02.2008 | aktual.: 22.02.2008 10:40
"Sygnały Dnia": Proszę księdza, no to przypomnijmy, tak: duchowny Archidiecezji Krakowskiej, duszpasterz Ormian, opiekun osób niepełnosprawnych, współpracownik w latach 80. opozycji antykomunistycznej, no i to, z czego ksiądz w Polsce chyba najbardziej znany – autor wydanej przed rokiem, niemal dokładnie przed rokiem książki "Księża wobec bezpieki". Skończyły się nieprzyjemności po jej wydaniu?
Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Nie skończyły się, natomiast świadomie wydaję tę książkę dokładnie w rok po pierwszej książce, dlatego że ona ma.
Ale to już ksiądz przechodzi do tej drugiej, która 28 lutego będzie znana wszystkim.
- Tak, ona już nawet od dzisiaj jest w księgarniach w Krakowie, natomiast pierwsza książka była, oczywiście, potrzebą czasu. To była bardzo trudna decyzja dla mnie w życiu, w ogóle przewróciła moje dotychczasowe życie do góry nogami i dlatego za namową mojego przyjaciela, pana Wojciecha Bonowicza, który wraz ze mną od 20 lat funkcjonuje w środowisku osób niepełnosprawnych, postanowiliśmy wspólnie napisać książkę, która by pokazywała inne sprawy niż lustracja. Chodzi o te rzeczy, z którymi się zetknąłem w ciągu 50 lat swojego życia, chociaż, oczywiście, ostatni, najtrudniejszy i najobszerniejszy rozdział poświęcony jest tym wydarzeniom, które miały miejsce w Kościele polskim w ciągu dwóch ostatnich lat.
Dwóch ostatnich lat to znaczy wracamy do roku 2006, kiedy to ksiądz zdecydował się rzucić hasło autolustracji księży.
- Tak, tak, i właśnie pokazuję w poprzednich rozdziałach, dlaczego w ogóle doszło do tego, że to nie było takie wydarzenie pod wpływem emocji, tylko ze względu na wartości, którym służę od wielu lat. Uważam, że ta sprawa jest ważna. Może nie zdawałem sobie sprawy, jak to się rozwinie w Polsce, ale sytuacja była taka, a nie inna. I w tej chwili poprzednie właśnie rozdziały opisują to moje zaangażowanie w Solidarność, pokazują wiele postaci z tamtych czasów, pokazują księży, dla których Solidarność była bardzo ważna. I myślę, że gdyby niektórzy z nich żyli obecnie, to, myślę, tak samo by postępowali.
To dodajmy jeszcze, że ta nowa książka to "Moje życie podziemne". Taki tytuł?
- "Nielegalne".
- Moja nielegalność do roku 90. dotyczyła spraw społeczno-politycznych, czyli podziemnej opozycji, wydawnictwa niezależne, byłem też kapelanem na strajku w Nowej Hucie. I wydawało mi się, że rok 90. zamyka tę nielegalność. I niespodziewanie, kiedy 2,5 lata temu zetknąłem się z aktami IPN-u i kiedy wręcz prosiłem moich przełożonych, żeby coś z tym zrobić, że jest ogromne pole minowe i że trzeba te bomby rozbroić, okazało się, że niestety znalazłem się na pograniczu nielegalności. I ja tam nawet opisuję trudne takie wydarzenia, że w pewnym momencie już sam chciałem odejść z kapłaństwa, bo uważałem, że to już nie ma sensu ustawiczne spieranie się z przełożonymi. Ale to, co mnie zatrzymało, to właśnie to, że bardzo wielu ludzi świeckich, ale także księży, zwłaszcza z młodego pokolenia, popierało tego typu działalność. I ja tam też poruszam taki trudny problem...
A co było tym punktem przełomowym? Kiedy ksiądz zaczął się nad tym zastanawiać? Bo prawdę powiedziawszy każdy człowiek, który obierze jakąś drogę niełatwą w życiu, a ksiądz sam o sobie mówi, że te niełatwe drogi lubi albo one lubią księdza, "lubię samotną walkę (o, nawet tak ksiądz o sobie w tej nowej książce pisze), nawet jeśli ona kosztuje". Co się takiego wydarzyło, że ksiądz zaczął się zastanawiać nad sensem tego najważniejszego wyboru w życiu? Dokładnie jakie wydarzenie, nie wiem, któraś rozmowa z kardynałem Dziwiszem? Co to było?
- Konkretnie to był komunikat Kurii Metropolitarnej z 17 października 2006 roku, kiedy zabroniono mi się wypowiadać. Ja chcę powiedzieć wyraźnie, że ja nigdy nie złamałem zakazów. Jeżeli kardynał zakazywał mi pewnych rzeczy, to się temu podporządkowałem. Ale komunikat zawierał określenie i to trzykrotne, że rozbijam jedność Kościoła. I podpisał to młody ksiądz, kanclerz Kurii Krakowskiej, który nigdy w życiu ze mną w ogóle nie zamienił jednego zdania. I to był taki moment, gdzie oskarżenie kogoś o rozbijanie jedności Kościoła, tak jak swego czasu oskarżono o to Marcina Lutra czy Jana Husa, którego zresztą później spalono na stosie, powoduje, że to jest śmierć cywilna. I ja po takim komunikacie stwierdziłem: jak mogę dalej funkcjonować jako wróg Kościoła? To jest praktycznie nierealne.
- Natomiast ogromne poparcie wielu osób, które mówiły wprost, że trzeba to przetrzymać, bo sprawa jest ważniejsza od jakichś tam osobistych urazów, spowodowało, że ja po wielu miesiącach łamania się sam ze sobą i dzisiaj rozumiem doskonale tych księży, którzy mają swoje kryzysy w kapłaństwie, podjąłem decyzję, że trzeba po prostu jeszcze raz spróbować. Czyli mogę powiedzieć obrazowo: po raz kolejny podjąłem decyzję, że wstąpię do seminarium duchownego w tym znaczeniu, że zacznę wszystko od nowa. I dlatego też jeden z fragmentów książki jest poświęcony właśnie księżom, którzy odchodzą. To jest problem bardzo trudny w tej chwili w Kościele polskim, ukrywany. Tu nie chodzi o te głośne odejścia medialne, ale również odejścia zwykłych, bardzo gorliwych kapłanów. To się dzieje na naszych oczach.