Z podejrzeniem sepsy trafił do szpitala. Rodzice nie wezwali lekarza

W środę, w prokuraturze w Białogardzie, ojciec 1,5-rocznego chłopca usłyszał zarzut nieudzielenia pomocy swojemu poparzonemu synkowi oraz narażenia go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.

Ojciec poparzonego chłopca usłyszał zarzuty/ Zdj. ilustracyjne
Ojciec poparzonego chłopca usłyszał zarzuty/ Zdj. ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Pixabay
oprac. JUL

Informację przekazał prokurator Prokuratury Okręgowej w Koszalinie, Ryszard Gąsiorowski. Poinformował, że Mariusz J., który niedawno z żoną i dziećmi ponownie zamieszkał w Karlinie w województwie zachodniopomorskim, jest również podejrzany o spowodowanie lekkich obrażeń ciała u swojego starszego dziecka, które miał kilkukrotnie uderzyć kijem.

- Mężczyzna przyznał się do pierwszego zarzutu, przy czym tłumaczył, że nie poszedł z synkiem do lekarza, bo wierzył w zapewnienia teściowej, że wystarczy smarowanie maścią i nic złego dziecku się nie stanie. Natomiast do spowodowania lekkich obrażeń u starszego dziecka się nie przyznaje. W jego ocenie jest dobrym ojcem - powiedział prok. Gąsiorowski.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Prokuratura wnosi o areszt

Prokuratura Rejonowa w Białogardzie, która prowadzi śledztwo w tej sprawie, złożyła wniosek do sądu rejonowego o zastosowanie tymczasowego aresztowania wobec Mariusza J. na okres trzech miesięcy. Prokuratura uzasadniła swój wniosek tym, że podejrzany może na tym początkowym etapie postępowania przygotowawczego wpływać na jego bieg oraz próbować się ukrywać lub uciec.

Mariuszowi J. grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności.

Z informacji przekazanych przez prok. Gąsiorowskiego wynika, że matka dzieci została przesłuchana przez białogardzką policję, natomiast prokurator dopiero będzie prowadził z nią czynności procesowe. - Po ich wykonaniu zostanie ustalona jej rola procesowa w tej sprawie - wskazał prok. Gąsiorowski. Dodał, że o treści zarzutów, jakie zostaną jej ewentualnie przedstawione, będzie informował w czwartek.

Nieszczęśliwy wypadek?

Według rodziców 1,5-rocznego chłopczyka, ich syn nieszczęśliwie poparzył się zupką chińską. Matka miała zalać zupę wrzątkiem, postawić ją na stole, przy którym była kołyska z chłopcem i siedziało przy nim starsze dziecko. Naczynie z zupą zostało przypadkowo szturchnięte, a zupa wylała się na młodsze dziecko.

Matka dzieci dzwoniła do ich babci i z nią konsultowała, jak leczyć poparzenie. Świadczyć ma o tym zabezpieczona korespondencja telefoniczna. Nikt z domowników nie wezwał do dziecka pomocy medycznej, nie zgłosił się też z nim do lekarza.

Sprawa wyszła na jaw przypadkowo, po kilku dniach od zdarzenia, gdy 3 czerwca w mieszkaniu rodziny pojawiła się policja wezwana do awantury między małżonkami. Funkcjonariusze zauważyli leżącego w łóżeczku 1,5-rocznego poparzonego chłopca. Wezwano karetkę. Rodzice zostali zatrzymani. Byli trzeźwi. Starsze dziecko przebywało wówczas u babci.

Operacja i podejrzenie sepsy

Chłopiec z oparzeniami twarzy, szyi, klatki piersiowej, brzucha, obu ramion i pleców, łącznie 15 proc. powierzchni ciała, karetką został przetransportowany najpierw do szpitala wojewódzkiego w Koszalinie. Tam podjęto decyzję o przewiezieniu go do placówki medycznej w Szczecinie, gdzie trafił na stół operacyjny.

- Było podejrzenie sepsy, chłopiec miał wysoką gorączkę. Obecnie stan jego zdrowia nie zagraża życiu - powiedział prokurator rejonowy w Białogardzie Jarosław Zając.

Starsze dziecko po zatrzymaniu rodziców przebywało u babci. Prokuratura wystąpiła do sądu rodzinnego o wydanie zarządzeń tymczasowych dotyczących pieczy zastępczej dla obojga dzieci.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)